Histeria. Izabela Janiszewska

Histeria - Izabela Janiszewska


Скачать книгу
później coś uderzyło w rower, słychać było głuchy łoskot, a zaraz potem obraz podskoczył i zawirował. Cyklista musiał upaść, bo przez jakiś czas w kadrze widać było jedynie błotnistą ścieżkę z wielką kałużą i grubą gałąź leżącą w poprzek drogi, ale już za moment podniósł się, raz jeszcze zerknął za siebie i zostawiając rower, puścił się pędem, by uciec przed przerażającym nieznajomym. Na nagraniu widać było, jak chłopak jeszcze kilka razy ogląda się za siebie, a postać za nim maleje, zostając w tyle, w pochłaniającej ją ciemności. W końcu obraz urwał się i zniknął.

      Larysa spojrzała na Wiśniewskiego wyczekująco.

      – I? Co o tym myślisz? – Poirytowana przedłużającym się brakiem odpowiedzi, uniosła pytająco brwi. – Powiesz coś wreszcie?

      – Niby co? – odparł obojętnym tonem, a później wzruszył nieporadnie ramionami.

      Pokręciła głową z rozdrażnieniem. Nagle przypomniały się jej słowa bezdomnego, o którym kiedyś robiła reportaż – ulica ciągnie jak kotwica, nawet jeśli z niej zejdziesz, ona już nigdy nie opuści ciebie. Może podobnie stało się z Pawłem; jego umysł pracował na zwolnionych obrotach, a on sam był wypełniony po brzegi zobojętnieniem. Tyle że ona nie zamierzała tak łatwo odpuścić.

      – Ten facet śmiertelnie przeraził sporo osób, stłukł kilka szyb w drogich samochodach i sprawił, że ludzie zaczęli podskakiwać na każdy najdrobniejszy szelest, gdy wychodzą wieczorem z domów. Wielu z nich twierdzi, że dziwnie im się przyglądał, przychodził nocą pod drzwi ich mieszkań i zostawiał tam rysunki. Zresztą sam zobacz.

      Wyjęła spomiędzy kartek notatnika pognieciony szkic wykonany ołówkiem. Widniała na nim drobna postać chłopca, a całość podpisana była imieniem Antek.

      – Jakby chciał dać im do zrozumienia, że obserwuje ich dzieci – dodała. – Przygląda się im wnikliwie i jest blisko. Spójrz tylko na te detale – dotknęła palcem szkicu – musiał nad nimi długo pracować.

      Wiśniewski ściągnął brwi i zmrużył oczy, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.

      – Dlaczego ktoś taki cię interesuje? Chodzi o jakieś zlecenie?

      – W pewnym sensie. Jeśli to dobrze napiszę, dostanę pracę w największym tygodniku w kraju, a mój materiał będzie miał szansę ukazać się na okładce. Ale przede wszystkim chcę sprawdzić, kto jest pod maską, i zrozumieć, dlaczego to robi.

      – Ale po co? Nie masz już dość babrania się w tych mrocznych sprawach? Co chcesz uzyskać? – Paweł z emocji poczerwieniał na twarzy. – Świat nie stanie się od tego lepszy. Nic się nie zmieni. – Zauważył, że jego ręce drżą, i wsunął je pod uda.

      Nie wiedział już, czy mówi o Larysie, czy o sobie, czuł jedynie, że bez alkoholu szybciej wpada w niczym nieuzasadnioną irytację. Wszystko wydawało mu się pozbawione sensu i bezcelowe.

      Dziennikarka westchnęła ciężko, po czym odwróciła się w stronę dawnego szefa i spojrzała w jego wystraszone oczy.

      – Posłuchaj tego. Kilka dni temu pewna kobieta zaparkowała samochód ze śpiącymi w środku dziećmi w podziemnym garażu na Bielanach – zaczęła opowiadać głosem wyzutym z emocji. – Próbowała obudzić chłopców, ale było już późno i jej synowie zwyczajnie padli ze zmęczenia. Nic ich nie ruszało.

      Wiśniewski śledził historię Larysy ze zmarszczonym czołem.

      – Matka postanowiła, że najpierw zaniesie do mieszkania jednego chłopca, a później wróci po jego brata. Chwyciła kilkuletnie dziecko na ręce i z wysiłkiem dodźwigała je do windy. A gdy chwilę potem była już u siebie i kładła małego do łóżka, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Przestraszyła się, że któryś z sąsiadów obserwował ją w garażu i przyszedł jej zrobić awanturę, ale gdy otworzyła drzwi, zobaczyła dziwnego mężczyznę w białej masce z jej starszym synem na rękach. Chłopiec spał, przytulony ufnie do nieznajomego, z ramionami owiniętymi wokół jego szyi. – Larysa obserwowała, jak z każdym jej słowem twarz Pawła tężeje. – Kobieta była przerażona. Wzięła od niego dziecko i zaniosła je do łóżka, a gdy wróciła i przyłożyła oko do wizjera, mężczyzna zniknął. Na wycieraczce stał tylko mały, rudy lisek, przytulanka, która zawsze towarzyszyła chłopcu.

      – Nie rozumiem. Fantom zaniósł dzieciaka do matki?

      Kiwnęła głową.

      – Następnego dnia mały opowiadał mamie, jak przebudził się w samochodzie i zaczął potwornie płakać. Wołał ją, krzyczał i szarpał się, by rozluźnić pasy w foteliku. Myślał, że go zostawiła, a wybudzony ze snu czuł się zagubiony i nie rozumiał, gdzie się znajduje. Wtedy pojawił się człowiek w masce, pokazał chłopcu, jak otworzyć od wewnątrz drzwi, przytulił go i zabrał do mamy.

      Wiśniewski sprawiał wrażenie zdezorientowanego. Oparł twarz na dłoni i przyglądał się w ciszy Larysie.

      – Jest coś jeszcze – kontynuowała. – Sprawdziłam większość osób, które nachodził. Początkowo zakładałam, że są przypadkowe, ale po jakimś czasie dostrzegłam, co je łączy. Dzieci. Wszyscy byli rodzicami. On rozmawiał z tymi dziećmi, zaczepiał je w różnych miejscach i dużo o nich wiedział, a mimo to żadnemu nie spadł nawet włos z głowy. Uderza tylko w dorosłych. Dlaczego?

      Paweł poruszył się niespokojnie, a taboret zaskrzypiał pod jego ciężarem. Larysa zauważyła, że apatyczne i nieobecne dotąd spojrzenie Wiśniewskiego nabrało blasku. Miała nadzieję, że powoli zaczynał czuć to, co ona dostrzegła już wcześniej. Dobry reporterski temat. Taki, który uruchamia lawinę pytań i wątpliwości, przedstawia historię człowieka, który zarazem jest intrygujący i budzi emocje.

      – Ale dlaczego ja? – Paweł wydawał się skonsternowany. – Nie potrzebujesz mnie, by to dobrze napisać. Jak znam twoje umiejętności, namierzysz go w ciągu tygodnia.

      – Już to zrobiłam. – Otworzyła zrzut ekranu z jakiejś internetowej rozmowy. – Skomentowałam każdy artykuł o nim i dałam mu znać, że chcę z nim porozmawiać. Założyłam, że tacy jak on szukają rozgłosu, że będzie chciał, by ktoś go zrozumiał i napisał o jego historii i przesłaniu.

      – Tyle że nigdy ci nie odpowiedział.

      – Wręcz przeciwnie. – Dziewczyna końcówką długopisu dotknęła ekranu w miejscu, w którym znajdowała się odpowiedź. – Ale nie chce mnie, zażądał ciebie.

      Paweł wzdrygnął się, po czym nachylił się nad komputerem i dwukrotnie przeczytał zdanie, które mu pokazała: „Będę rozmawiał tylko z Pawłem Wiśniewskim z »Magazynu«. Z nikim innym”, a następnie wpatrzony w odległy punkt za oknem zmarszczył czoło i zaczął pocierać dłonią podbródek.

      – Wyjaśnisz mi, kim jest twój znajomy, czy będziesz trwał w tym osłupieniu do końca świata? – Larysa założyła ręce przed sobą i patrzyła na byłego szefa wyczekująco.

      Bartosz Luboń siedział w fotelu pasażera napięty niczym struna. Miał wrażenie, że cały alkohol wyparował z niego w ułamku sekundy. Skubał nerwowo skórki przy paznokciach i czuł, że po wypalonym skręcie potwornie chce mu się pić. Z niepokojem obserwował styl prowadzenia Michała, który na wiejskiej drodze rozpędzał się do prędkości zdecydowanie powyżej ograniczeń. Dopiero po kilku kilometrach, gdy jego kolega zwolnił i przełączył stację na Rock Radio, a z głośników popłynęła jedna z bardziej znanych rockowych ballad – Nothing else matters Metalliki – Luboń się uspokoił. Kochał ten numer od lat i był to pierwszy utwór, który nauczył się grać na gitarze dla swojej dawnej dziewczyny. Z biegiem lat miłość do koleżanki wygasła, ale do muzyki pozostała.

      – I


Скачать книгу