Pod powierzchnią. Lynn H. Blackburn
nie uciekam – odparła. – Chcę przynieść coś jeszcze.
– Pójdę z tobą.
Nie sprzeciwiła się. Może powinna, ale zwykle nie kręciła się sama na zewnątrz. Szczególnie że zapadał zmierzch. Kiedyś tak robiła. Gdy dorastała, przesiadywanie na pomoście po ciemku było jednym z jej ulubionych zajęć. Nasłuchiwała odgłosów nocy – wody obmywającej brzegi jeziora Porter, dźwięków rozmów z pobliskich domów, odległego szumu silników motorówek. Spędzała w taki sposób długie godziny. Marzyła o przyszłości i modliła się nad decyzjami, które miała podejmować. Na pomoście czuła się bliżej Boga niż gdziekolwiek indziej. Nie była pewna, gdzie popełniła błąd, ale gdzieś po drodze On przestał odpowiadać. A może nie udzielał odpowiedzi, skoro ona była zbyt zajęta, by w ogóle mówić? Pomost nie był już jej sanktuarium. Kiedy nie pracowała, spędzała wieczory w domu, za zamkniętymi drzwiami. Z włączonym monitoringiem, działającymi kamerami i naładowaną bronią. Odkąd wprowadziła się tu w grudniu, to był pierwszy raz, gdy przebywała na zewnątrz o tak późnej porze. Zapomniała, jak bardzo jej tego brakowało. Kolejna rzecz, jakiej pozbawił jej prześladowca.
Odsuwała melancholijne wspomnienia jak najdalej od siebie. Może mogłaby skorzystać z obecności policji i spędzić kilka wieczorów na pomoście. Chociaż cały ten „trup w jeziorze” wcale nie sprawiał, że taki scenariusz stałby się prawdopodobny.
– Po co wracamy do domu? – spytał Ryan.
– Po lemoniadę… herbatę… deser.
– Mam wezwać wsparcie?
– Myślę, że sobie poradzimy.
– Skoro tak twierdzisz.
Uśmiechnęła się na myśl o jego sceptycyzmie, kiedy w milczeniu wchodzili pod górę. Starała się wymyślić coś, o czym można porozmawiać. Nie chciała, aby zadał jej jakieś poważne pytania.
– Wróciłeś do Carrington prosto po studiach?
– Tak. Wiedziałem, że tak będzie. Nigdy nie chciałem mieszkać gdzie indziej.
Mogła to rozumieć.
– Jak znalazłaś się w Durham? – spytał.
O jejku…
– Mieliśmy w szkole onkologię – ostrożnie dobierała słowa – i spodobało mi się to bardziej, niż się spodziewałam. Po skończeniu studiów dostałam propozycję pracy i przyjęłam ją. Nie znaczyło to, że nie chciałam mieszkać tutaj. Po prostu praca, jaką chciałam mieć, była tam. Potem zdecydowałam, że wrócę na uczelnię i dokończę studia magisterskie, więc pracowałam i równocześnie studiowałam. Zostałam tam po tym, jak uzyskałam dyplom pielęgniarki.
– Rozumiem. Chyba. Nie wiem, czy mógłbym w ten sposób pracować. A co takiego zainteresowało cię w onkologii? Większość ludzi twierdzi, że to bardzo przygnębiająca dziedzina.
– Nie może być bardziej przygnębiająca od twojej pracy – odparła. – Zanim dotrzesz do swoich ofiar, wszystkie już nie żyją. Moi pacjenci przynajmniej mają szansę. Wielu z nich żyje całkiem długo.
Odrzucił głowę w tył i zaśmiał się. Ona nie mogła zrobić nic innego, jak tylko do niego dołączyć.
– Punkt dla ciebie – powiedział, przytrzymując dla niej drzwi, kiedy wchodzili do kuchni.
Wyciągnęła z lodówki lemoniadę i herbatę.
– Nadal nie odpowiedziałaś mi na pytanie, dlaczego wybrałaś onkologię. Nie zrozum mnie źle, myślę, że to bardzo ważna praca. Nie jestem tylko pewny, jak ktoś może powiedzieć, że to uwielbia.
– To skomplikowane.
– Przypuszczam, że dam radę nadążyć za wątkiem.
– Ale jesteś denerwujący.
– Słyszałem to już wcześniej.
Leigh oparła się o drzwi lodówki.
– Myślę, że przyciągnęło mnie poczucie, że to ważne. Że niezależnie od efektu mogę zmienić coś w życiu ludzi. Albo pomagając im żyć dłużej, niż sądzili, albo… trzymając ich za rękę, kiedy umierają.
Usłyszała, jak Ryan szepnął: „Wow”, i wyczuła podziw w tonie jego głosu. Przyszedł czas, by porozmawiać o czymś lżejszym.
Wyciągnęła z lodówki schłodzone ciasto i postawiła na blacie.
Ryan otworzył oczy szerzej.
– Czy to jest to, o czym myślę?
Jej mama nazywała to ciasto: „lepsze niż wszystko inne”, a Leigh nie zapomniała, że był to ulubiony deser Ryana.
– Nie mogę uwierzyć, że właśnie to przygotowałaś. – Rozglądnął się po kuchni. – Spędziłem w tym domu wiele szczęśliwych chwil.
– Ja też – przyznała. – To było wspaniałe miejsce na dorastanie. – Chciałaby znaleźć sposób, by uczynić je jak najlepszym dla siebie dorosłej.
– Brakuje mi twojej mamy – powiedział. – Bardzo mi przykro.
Leigh przełknęła ślinę.
– Dziękuję. Była gotowa. Chciała być z tatą i z Jezusem. Nie chciała przechodzić żadnych dziwnych terapii, a w momencie, kiedy wiedzieliśmy już, z czym mamy do czynienia, nie dało się nic zrobić.
– To dlatego wróciłaś? Aby się nią zaopiekować?
– Nie. Wzięłam trochę wolnego, ale mama zmarła, zanim nawet zaczęłam rozważać przeprowadzkę.
Jednak przecież to wiedział, nieprawdaż?
– Więc…
Najwyraźniej nie zamierzał odpuszczać.
– Potrzebowałam zmiany – rzekła. – A ktoś musiał zamieszkać w tym domu w lecie. Ani Kirk, ani ja nie byliśmy gotowi, by wynajmować go turystom, ale nie chcieliśmy też, żeby popadł w ruinę.
– Ma to sens – odparł.
Jego słowa potwierdzały, że przyjął jej wyjaśnienie, jednak wyraz twarzy sugerował, że doszukiwał się czegoś jeszcze.
Wziął napoje, Leigh włożyła ciasto, serwetki i papierowe talerzyki do koszyka, po czym wyszli na zewnątrz.
Kobieta zatrzymała się, by zamknąć drzwi. Odgłosowi zamka towarzyszyło delikatne piknięcie.
– Anissa chciała, abym się spytał o twój system bezpieczeństwa – powiedział Ryan.
– A co dokładnie?
– Czy masz dostęp do kamer, czy to się odbywa gdzieś na zewnątrz?
– I to, i to – odrzekła. – Kamery gromadzą około dwutygodniowe zapisy. Niektóre działają cały czas, inne mają czujnik ruchu. Dlaczego pytasz?
– Czy któreś z nich obejmują obszar jeziora?
– Niewielki – stwierdziła. – Kamery znajdują się na pomoście i wzdłuż linii granicznej terenu. W dzień widać najwyżej do połowy jeziora.
– Pozwoliłabyś nam sprawdzić, co masz? A może dałoby się uniknąć skasowania tego, co jest obecnie dostępne?
– Myślisz, że na moich kamerach jest coś, co pomogłoby wam z tym ciałem?
– Szczerze? Wątpię w to. Ale nauczyłem się, żeby nie ignorować żadnych możliwości. Czasem znajduje się rzeczy, których się nie szukało, i są to informacje, które prowadzą do rozwiązania zagadki.
– Okej. Chcecie to zobaczyć dzisiaj? Idę do pracy o jedenastej…
Ryan nagle