Drzewo życia. Louis de Wohl
jutro. Mam nadzieję, że w międzyczasie przyjmiesz moją skromną gościnę. Jesteśmy prowincjuszami, Allektusie, i nie możemy ci zapewnić rzymskich luksusów...
Prefekt zachichotał, zasłaniając usta dłonią.
– Jesteś aż nadto uprzejmy. Ja jestem tylko prostym żołnierzem – i spędziłem ostatnie tygodnie na końskim grzbiecie lub w galijskich wozach. Bogowie jedni wiedzą, czym sobie zasłużyłem na karę podróżowania tymi wozami. Przez większość drogi nie mogłem znaleźć porządnych koni. Prowincja jest w okropnym stanie. Twój dom to oaza spokoju, szlachetny Konstancjuszu... oaza spokoju...
Konstancjusz zastanawiał się przez chwilę, czy istnieje takie zwierzę jak głupi lis.
Rozdział siódmy
On do mnie przyjdzie, pomyślała Helena. Przyjdzie, a ja tego chcę, bardziej niż kiedykolwiek przedtem chcę, żeby przyszedł, a jednak wiem, że byłoby lepiej, gdyby wyjechał, o wiele lepiej. Jestem zmęczona i otępiała, uginam się pod ciężarem lęku i samotnej przyszłości. On zapamięta mnie zmęczoną, zalęknioną i żałosną.
Próbowała się złościć na siebie za takie myśli, ale wola jej nie słuchała. Odprawiła dwie galijskie niewolnice, które pomogły jej się rozebrać, i podeszła do wielkiego okna.
Tam był ogród, trawnik, na którym Konstantyn walczył ze swoim nauczycielem; pergola, gdzie siedzieli i patrzyli na nich tego popołudnia. To zdawało się być lata temu. To było w innym życiu. To była inna, szczęśliwa kobieta.
Teraz ogród wydawał się dziwnie mały i ciemny. Jeden, dwa, trzy kroki i już się kończył i droga, i drzewa za drogą, i pola za drzewami, i rzeka, i domy, i znowu pola, a potem brzeg i morze, jak drugie, ciemniejsze niebo. Woda, woda i woda – wiedziała o niej wszystko. Sztormowa zatoka i hiszpańskie wybrzeże, Słupy Herkulesa i Morze Śródziemne. A gdzieś na końcu nieskończoności Ostia, rzymski port, i sam Rzym. On przybył z Rzymu i Rzym zabierał go z powrotem.
To była myśl nie do zniesienia, która nie chciała jej opuścić: że ta noc, pożegnanie i cały ten żałosny pokaz hartu i pogody ducha są jeszcze przed nią. Może on też to czuł i jednak do niej nie przyjdzie.
A gdyby przyszedł, to może dlatego, iż pomyślał, że ona go oczekuje.
Wzbierał w niej płonący gniew przeciw własnej słabości. Duma płynęła przez jej żyły gorącym strumieniem i poczuła, jak odżywa jej uroda, a z nią nowa nadzieja.
Nad ogrodem nie było księżyca i tylko kilka gwiazd. Dlaczego dziś nie świecą, pomyślała i uniosła ramiona, jak gdyby chciała je przywołać – jak druidzi w święto Trzech Matek.
Kiedy Konstancjusz wszedł, zastał ją wpatrującą się z dziwną intensywnością w niebo.
– Teraz jest ich więcej – powiedziała. – Dużo więcej. Ale jedna zgasła.
Jej ciało poddało się z drżeniem jego ramionom, ale kiedy w końcu oderwał wargi od jej warg, nie zobaczył w jej oczach gwiazd i poczuł, że gdyby nawet znał ją tysiąc lat, to nadal by w niej było – ciemne, spokojne światło, płomień bez żaru, którego nie potrafi zrozumieć żaden mężczyzna.
Patrzyła, jak śpi, tak jak czasami obserwowała sen swojego dziecka. Konstantyn z każdym dniem stawał się do niego coraz bardziej podobny. Miał taką samą linię między wargą a policzkiem, upartą, a jednak gotową do śmiechu przy najmniejszej sposobności; takie same włosy, ciemnobrązowe, gęste i lśniące, i wyraźną, niemal prostą linię brwi.
Wcześniej mówił do niej, a ona słuchała, myśląc o wielu sprawach, które były tylko jej i on nie miał się nigdy o nich dowiedzieć. Słyszała jednak każde jego słowo. Zaproszenie do Rzymu było tym, na co zawsze czekał, odkąd zaczął drogę na szczyt. Musiało nadejść i właśnie nade-szło.
Jego pierwotna dzika pasja opuściła go i był teraz w zgodzie z całym światem, szczęśliwy jak dziecko. Mówił o Rzymie, Allektusie i Maksymianie jak chłopiec, który opowiada o ulubionej zabawie. „Allektus jest głupim lisem – i głupcem, i lisem. Myśli, że jest sprytny, i ciągle się potyka o ten swój spryt. Wścibski, oczywiście – zawsze wysyłają kogoś w tym typie i ten ktoś pisze długie raporty, których nikt nie czyta, a na pewno nie Maksymian. Nasz nowy Boski Władca jest prawie analfabetą. Nie sądzę, by przeczytał w życiu więcej niż pół tuzina listów, a na pewno żadnej książki. Zna się tylko na wojsku, ale w tym jest świetny. To zabawne, że zawsze podnosimy do najwyższej rangi ludzi, którzy mają tylko przeszkolenie wojskowe. Sądzę, że to instynkt starej Wilczycy, miała go zawsze...”
Lis, tak, ale nie tylko lis – i czy był głupi? Podczas obiadu powtarzał rzymskie plotki, dla jej rozrywki, jak myślał. Jego ruchliwe, zmysłowe wargi formowały opowieści o skandalach, a każdą z nich okraszał tym okropnym uśmiechem, sztucznym jak uśmiech kurtyzany. Mały krępy Waleriusz prawie się nie odzywał, choć było widać, że elegancki gość z cesarskiego miasta zrobił na nim wielkie wrażenie. Nawet w sposobie, w jaki Allektus chwalił gościnność Heleny, wyczuwało się protekcjonalną nutę. A jego oczy zawsze pozostawały zimne i uważne.
Nienawidziła go. Był wrogiem, niebezpiecznym i zdradzieckim, tym bardziej, że Konstancjusz go nie doceniał. Nienawidziła go, ponieważ odebrał jej ostatni wieczór z Konstancjuszem i był w myślach Konstancjusza nawet teraz, gdy on leżał obok niej. Allektus, choć sam nie Rzymianin, był symbolem Rzymu, który zawsze dzielił, by panować. Poczuła wzbierający w niej bunt, jak w dawnych czasach, kiedy zaciskała zęby na sam widok rzymskiej tuniki. Konstancjusz to przezwyciężył, a Allektus przy-wrócił.
To było złe, złe, złe! Przez cały czas mieszała sprawy. Była zwyczajnie nieszczęśliwa, ponieważ musiał ją opuścić – czemu nie spojrzeć prawdzie w oczy?
Potem Konstancjusz spoważniał. Mówił o swoich planach, a ona wiedziała, że nie mówił o nich nikomu innemu i znów poczuła się szczęśliwa i dumna. Była jego żoną od ponad trzynastu lat i dała mu syna – należeli do siebie nawzajem. Jego wielkość była jej wielkością, a jeśli jego wielkością był Rzym – jej także. Rzym dawno przestał być rzymski w ścisłym znaczeniu tego słowa. Ilu cesarzy było Rzymianami? Dioklecjan pochodził z Dalmacji, Maksymian, podobnie jak Aurelian, z Sirmium, Karus i Probus urodzili się daleko od italskiej ziemi. Ich kariery zawsze rozwijały się poniekąd tak samo – byli żołnierzami armii. Jeśli Konstancjusz...
Nie było sensu bawić się sama ze sobą w chowanego. Tak, rozważała możliwość, że on też może któregoś dnia osiągnąć sam szczyt. To było realne. Dla mężczyzn jego postury i charakteru wszystko było realne. To był wiek możliwości i jedyny czynnik zewnętrzny stanowiła okazja.
Kiedy była bardzo młoda, patrzyła na każdego z jego oficerów jak na potencjalne zagrożenie dla jego kariery. Konstancjusz mógł w nieskończoność dokuczać jej w tej kwestii – to był czas, kiedy próbowała intrygować i spiskować. Jego to nie bawiło i raz czy dwa doszło do ostrej kłótni.
Niełatwo było się nauczyć, jak być żoną rzymskiego oficera. Życie w miastach garnizonowych stanowiło niewielki wycinek całości: najpierw Eburacum, kiedy Konstancjusz został adiutantem Petroniusza Akwili; potem obecne dowództwo jako legata południowej Brytanii. Wiele razy, kiedy wybierał się do Galii na polowania ze starymi przyjaciółmi z armii, mogła mu towarzyszyć, ale tego nie robiła. A kiedy pojechał daleko na północ na wyprawę przeciw trzem kaledońskim plemionom, które wyjątkowo się zjednoczyły, by wzniecić zamieszki, nie było go przez