Feel Again. Mona Kasten
sama nie wiem. Właściwie może wcale nie są takie złe. Na tyle dobre, że je zachowam i będę zakładała na wszystkie nasze spotkania.
Isaac wstał z pewnym trudem. Wycelował palec w moją stronę.
– Rozbieraj się.
– A propos, coś takiego możesz powiedzieć dziewczynie, którą chcesz zaciągnąć do łóżka – zachichotałam i odskoczyłam, gdy na mnie skoczył.
– Ściągaj łosie! – ryknął Gian.
Cofnęłam się o kolejny krok.
– Ściągaj szelki, Sawyer.
– Bo co? – rzuciłam żartobliwie i udawałam, że wpatruję się w swoje polakierowane na czarno paznokcie.
Na twarzy Isaaca pojawił się szatański uśmiech.
– O jednym zapomniałaś, Dixon – powiedział podejrzanie spokojnie.
– Niby o czym? – zainteresowałam się.
– O tym, że mam trójkę młodszego rodzeństwa.
Potem wszystko stało się błyskawicznie. Isaac rzucił się na mnie i przewrócił na podłogę. Jęknęłam, gdy oboje wylądowaliśmy na dywanie, ja pod nim, z jego ręką na mojej talii.
– Uważaj! – Tylko tyle zdołałam powiedzieć, zanim zaczął mnie łaskotać. Krzyczałam i usiłowałam go odepchnąć, ale był bezlitosny.
– Przestań! – pisnęłam.
W pewnym momencie zsunął się ze mnie. Oboje zdyszani, bez tchu leżeliśmy na podłodze.
– Kto by pomyślał, że twarda jak kamień Sawyer Dixon ma słaby punkt – mruknął rozbawiony, bardziej do siebie niż do mnie.
I wtedy to się stało: parsknęłam śmiechem.
W niedzielę pracowałam w restauracji. Wieczorem zrobiło się tak tłoczno, że musiałam pomóc w obsłudze gości. Willa nieoczekiwanie zachorowała i Al nie zdołał znaleźć za nią zastępstwa w tak krótkim czasie. Zazwyczaj do moich zadań należało tylko przygotowywanie i serwowanie sosów do przystawek, ale dzisiaj musiałam być wszędzie jednocześnie, a i tego było za mało.
W pewnym momencie rozjuszony Al wybiegł z kantorka.
– Co za cholerny pech – wykrzykiwał. Złapał za fartuch wiszący za kontuarem i podał mi go. – Musisz mi pomóc.
Przytrzymał go i czekał, aż obwiązałam się tasiemkami w talii. Al był tak potężny, że z trudem starczało tasiemek, by zawiązał je z tyłu, ja natomiast owinęłam się nimi dwukrotnie, żeby smętnie nie zwisały.
– Willi nie będzie do końca tygodnia? – zapytałam.
Al mruknął coś niezrozumiale.
– Słuchaj, Al, w tym tygodniu mogę wziąć dodatkowo jedną albo dwie zmiany, jeżeli mnie potrzebujesz – zaproponowałam, ale ze śmiechem.
– Niestety, Dixon, jedna czy dwie zmiany to za mało. Ale dzięki za propozycję.
– Co właściwie jest z Willą? – Łączyły mnie z nią nieprzyjemne relacje z serii: w pracy się tolerujemy, ale w życiu prywatnym w życiu nie chciałybyśmy mieć ze sobą nic wspólnego. Zaraz po tym, jak Al mnie zatrudnił, nie darowała sobie okazji i poinformowała go, że nie cieszę się najlepszą reputacją i że powinien trzymać mnie z daleka od gości płci męskiej, jeżeli nie chce w ciągu kilku dni wywołać wielkiego skandalu.
Od tego czasu nie starałam się być dla niej specjalnie miła.
– Nie zobaczymy jej przez najbliższe sześć miesięcy – odparł Al, a z kuchni rozległ się dźwięk sygnalizujący, że gotowe jest kolejne danie.
– Stało się coś złego? – Wzięłam od niego dwa talerze.
– Zależy, jak na to patrzeć. Dla niektórych dziecko to koniec świata.
– Willa jest w ciąży? – wysapałam.
Al skinął głową i wręczył mi kolejny talerz.
– To ciąża wysokiego ryzyka. Musi leżeć do rozwiązania.
– Jezu – mruknęłam.
Ja nie miałam pojęcia, co zjem dzisiaj na kolację, a tymczasem Willa, zaledwie o rok starsza ode mnie, miała już męża, a teraz na dodatek była w ciąży. Istny obłęd.
– Tak. Ale najpierw musimy przeżyć dzisiejszy wieczór. Idź już, bo jedzenie wystygnie – burknął Al oschle i wypchnął mnie z kuchni.
Wydawałam posiłki, rozlewałam napoje i stawiałam czoła szaleństwu. Al starał się pomagać, ale nie przywykł do pracy w obsłudze i raczej przeszkadzał, niż pomagał. Na domiar złego zamienił muzykę, którą nastawiłam, na jedną ze swoich starych, nudnych płyt CD, chociaż moim zdaniem ta muzyka w ogóle nie pasowała do charakteru lokalu.
Mówiąc krótko, był to fatalny wieczór. Chociaż nie znosiłam Willi, musiałam przyznać, że wykonuje kawał dobrej roboty i teraz bardzo jej nam brakowało. Nie zdołałam nawet nalać Dawn coli, a co dopiero porozmawiać z nią dłużej niż trzydzieści sekund.
– Przepraszam – szepnęłam, gdy wreszcie znalazłam wolną chwilę.
– Widzę, jakie tu tłumy, nie przejmuj się. Zresztą mam co robić – mruknęła i zerknęła znacząco na swojego laptopa.
– Nowy pornosik? – zapytałam i postawiłam przed nią szklankę coli.
Przewróciła oczami.
– Sawyer, sam fakt, że są tam sceny erotyczne, nie robi z mojego opowiadania pornosa.
– Moja droga, zdarzają się pornosy, w których dzieje się mniej niż w twoich opowiadaniach – odparłam.
– Chyba nie chcę wiedzieć, ile z moich opowiadań przeczytałaś.
– Do tej pory tylko sześć. Ale po tym, jak zrobiłam ci graficzną oprawę strony, mam apetyt na więcej.
Dawn się uśmiechnęła.
– Bardzo fajnie ją zrobiłaś. Jeszcze raz wielkie dzięki.
– Nie ma sprawy.
Zagryzła dolną wargę i przez chwilę przyglądała mi się tymi swoimi wielkimi oczami.
– Robisz się czerwona na twarzy. Wal. – Machnęłam ręką ze zniecierpliwieniem.
– Opowiedz mi o siostrze – wyrzuciła z siebie.
Zastygłam w bezruchu.
– Słucham?
Dawn przyłożyła dłonie do policzków, jakby chciała je w ten sposób ochłodzić.
– Nigdy nie opowiadasz o rodzinie. Ale od razu zobaczyłam, że Riley ma na ramieniu taki sam tatuaż jak ty. – Wskazała małego szpaka na mojej ręce.
Skinęłam głową i delikatnie musnęłam kciukiem swój pierwszy tatuaż.
– To prawda.
– Była słodka i bardzo podekscytowana i nie mogła się doczekać, aż cię zobaczy. Od razu zauważyłam pierścionek na jej palcu, ale nie odpowiadała na żadne pytania. Najpierw chciała powiedzieć o tym tobie.
Słowa Dawn były jak cios. Nie tylko dlatego, że postanowiłam konsekwentnie wyprzeć informację o zaręczynach Riley. Kiedy teraz słuchałam, jaka podekscytowana była moja siostra, gdy wczoraj stanęła pod moimi drzwiami…
Z trudem przełknęłam ślinę. Wiedziałam doskonale, co się o mnie mówi. Zimna suka bez serca.
Wyraz twarzy Dawn zmienił się błyskawicznie. Ekscytację zastąpiła śmiertelna powaga.
– Nie