Idiota. Федор Достоевский
podjętego zadania. W samych drzwiach jakby się nieco poprawił; natknął się na nowego gościa, nieznanego księciu, przepuścił go przed sobą i za jego plecami mrugnął kilka razy porozumiewawczo do gospodarza, zachowując w ten sposób pewien aplomb19.
Nowy gość był wysokim wąsatym mężczyzną w wieku pięćdziesięciu pięciu lat, a może nawet nieco starszym. Był dość otyły, miał mięsistą, obrzmiałą twarz otoczoną gęstymi siwymi bokobrodami, purpurowoczerwony nos i dosyć wyłupiaste oczy. Można by go było nazwać okazałym, gdyby nie pewne zaniedbanie, znoszenie, a nawet brud. Ubrany był po domowemu, w stary surducik z niemal przetartymi łokciami i w zatłuszczoną bekieszę. Z bliska czuło się od niego wódkę. Miał nieco sztuczne i wyuczone maniery, jakby chciał się wydać otoczeniu szczególnie dostojny i ważny. Jegomość ten zbliżył się do księcia bez pośpiechu, z przyjacielskim uśmiechem, w milczeniu ujął go za rękę i trzymając ją w swojej dłoni, przyglądał się jakiś czas jego twarzy, jak gdyby rozpoznając znajome rysy.
– To on! On! – rzekł cicho i uroczyście. – Jak żywy! Słyszę, że wszyscy powtarzają znajome i drogie mi nazwisko, i przypomniała mi się bezpowrotnie miniona przeszłość… Książę Myszkin?
– Tak jest.
– Generał Iwołgin. Dymisjonowany i nieszczęśliwy. Czy mogę spytać o pańskie imię?
– Lew Nikołajewicz.
– Syn mego przyjaciela, a można powiedzieć – towarzysza zabaw dziecięcych, Nikołaja Pietrowicza?
– Mój ojciec nazywał się Nikołaj Lwowicz.
– Lwowicz – poprawił się generał z takim przekonaniem, jakby nie zapomniał, a tylko się przejęzyczył. Usiadł, znów ujął księcia za rękę i posadził go obok siebie. – Nosiłem pana na rękach.
– Naprawdę? To już dwadzieścia lat, odkąd ojciec nie żyje.
– Tak, dwadzieścia lat, dwadzieścia lat i trzy miesiące. Uczyliśmy się razem. Ja poszedłem prosto do akademii wojskowej…
– Tak, i ojciec był w akademii wojskowej, jako podpułkownik w pułku wasylkowskim.
– W biełomirskim. Przeniesienie dokonało się niemalże w przededniu śmierci. Byłem tam i błogosławiłem go na wieczność. Pańska mama…
Wyglądało na to, że przypływ smutku przerwał generałowi dalsze wspomnienia.
– Też umarła pół roku później, z przeziębienia – powiedział książę.
– To nie przeziębienie. Nie przeziębienie, niech pan wierzy starcowi. Byłem tam, aby i ją pochować. Umarła ze smutku po swym księciu, nie z przeziębienia. Jakże pamiętna dla mnie księżna! Przez nią, obaj z księciem – przyjaciele od samego dzieciństwa – niemal się nawzajem pozabijaliśmy. Młodość!
W miarę słów generała, w księciu zaczęło się rodzić pewne niedowierzanie.
– Kochałem się namiętnie w pańskiej matce, gdy jeszcze była panną, narzeczoną mego przyjaciela. Książę zauważył to, był zaskoczony. Przychodzi raz do mnie, o siódmej rano, budzi mnie. Ja się ubieram zdziwiony, milczę, on też nic nie mówi. Zrozumiałem wszystko. On wyjmuje z kieszeni dwa pistolety: przez chustę; bez świadków. Po co świadkowie, jeśli za pięć minut jeden drugiego pośle na tamten świat? Naładowaliśmy pistolety, rozciągnęli chustkę, stanęliśmy i przyłożyli sobie pistolety do serc, patrzymy sobie w oczy. Nagle łzy trysnęły nam z oczu. Obu, obu naraz! Naturalnie, padliśmy sobie w objęcia i zaczął się pojedynek wielkoduszności! Książę krzyczy: jest twoja, a ja: nie, twoja! Jednym słowem… jednym słowem… pan będzie u nas… mieszkać?
– Tak, jakiś czas, może – odpowiedział książę, jakby się lekko zacinając.
– Książę, mama prosi pana do siebie – zawołał Kola, zaglądając przez drzwi. Książę podniósł się do wyjścia, ale generał położył mu prawą dłoń na ramieniu i przyjacielskim gestem posadził znów na kanapie.
– Jako najszczerszy przyjaciel ojca pańskiego pragnę pana o czymś uprzedzić – powiedział – otóż ja, sam pan widzi, ucierpiałem wskutek tragicznej katastrofy; ale bez sądu! Bez sądu! Nina Aleksandrowna to rzadka kobieta. Warwara Ardalionowna, moja córka – rzadka córka! Okoliczności sprawiły, że wynajmujemy mieszkania lokatorom. Upadek niesłychany! Ja, który miałem zostać generałem-gubernatorem!.. Ale panu zawsze jesteśmy radzi. A już poza wszystkim – mam teraz tragedię w domu!
Książę patrzył na generała pytająco i z dużym zainteresowaniem.
– Szykuje się małżeństwo. I to rzadkie małżeństwo, małżeństwo kobiety o dwuznacznej reputacji z młodzieńcem, który mógłby zostać kamerjunkrem20. Tę kobietę wprowadzą pod ten sam dach, pod którym mieszka moja żona i moja córka! Ale póki ja żyję, ona nie przekroczy tego progu! Położę się na nim i niech depcze po mnie!… Z Ganią teraz prawie nie rozmawiam, nawet go unikam. Mówię panu o tym celowo; i tak by się pan dowiedział, jeśli ma pan u nas mieszkać. Ale jest pan synem mojego przyjaciela i mam prawo żywić nadzieję…
– Książę, niech pan będzie tak uprzejmy i przyjdzie do mnie do pokoju gościnnego – zawołała Nina Aleksandrowna, która sama zbliżyła się do drzwi.
– Wyobraź sobie moja droga! – krzyknął generał. – Okazuje się, że niańczyłem księcia na własnych rękach!
Nina Aleksandrowna spojrzała z wyrzutem na generała i badawczo na księcia, ale nie powiedziała ani słowa. Książę udał się za nią do salonu, ale ledwie usiedli i Nina Aleksandrowna półgłosem zaczęła mu coś pospiesznie objaśniać, gdy w salonie pojawił się sam generał. Nina Aleksandrowna natychmiast umilkła i z widoczną irytacją pochyliła się nad swoją robótką. Generał może nawet zauważył tę irytację, ale nie popsuło to znakomitego nastroju.
– Syn mojego przyjaciela! – krzyknął do Niny Aleksandrowny. – I to tak niespodziewanie. Ja już dawno przestałem nawet marzyć. Moja droga, czyżbyś nie pamiętała świętej pamięci Nikołaja Lwowicza? Poznałaś go jeszcze… w Twerze.
– Nie pamiętam Nikołaja Lwowicza. To pański ojciec? – zapytała księcia.
– Tak, ale umarł chyba w Jelizawietgradzie, nie w Twerze – nieśmiało poprawił generała książę – słyszałem od Pawliszczewa…
– W Twerze – nie zgodził się generał. – Przed samą śmiercią przeniesiono go do Tweru, jeszcze zanim choroba zdążyła się rozwinąć. Pan był jeszcze za mały i nie mógł zapamiętać ani przeniesienia, ani podróży. Pawliszczew mógł się przecież pomylić, chociaż to był naprawdę wspaniały człowiek.
– Pan znał Pawliszczewa?
– Rzadki był z niego człowiek. Ale to ja byłem naocznym świadkiem wydarzeń. To ja go błogosławiłem na łożu śmierci....
– Mój ojciec umarł podczas sprawy sądowej – poprawił znowu książę – chociaż nigdy się dokładnie nie mogłem dowiedzieć, o co był właściwie oskarżony. Umarł w szpitalu.
– O, to sprawa szeregowego Kołpakowa. I książę na pewno zostałby uniewinniony, gdyby nie umarł.
– Tak? Pan to wie na pewno? – zapytał książę ze szczególnym zainteresowaniem.
– Ja miałbym nie wiedzieć! – Sąd rozszedł się bez wyroku. Rzecz niemożliwa do rozstrzygnięcia! A można nawet powiedzieć, że sprawa tajemnicza. Otóż umiera sztabskapitan Łarionow, dowódca kompanii. Księcia wyznaczają na jakiś czas na jego miejsce. Szeregowy Kołpakow dokonuje kradzieży butów swojego towarzysza i przepija je; dobrze. Książę – proszę tu o szczególną
19
Aplomb (z fr.) – pewność siebie, tupet.
20
Kamerjunkier (z niem.) – w księstwach niemieckich i w Rosji młodszy szambelan dworu.