Siódemka. Ziemowit Szczerek

Siódemka - Ziemowit Szczerek


Скачать книгу
dalej, znów, jest Rosja, czyli ta słabiej znana wersja wschodu, a jeśli słabiej znana, to i egzotyczna, a jeśli egzotyczna, to i kusząca.

      Możesz też pojechać do Niemiec, do – dajmy na to – Berlina, gdzie się wozisz U-bahnami i S-bahnami, gdzie łazisz po Kreuzbergach i Friedrichshainach (jeśli jesteś ze znajomymi, to szpanujesz, że znasz nazwy stacji, ulic i lokalizację knajp), po czym pijesz Berliner Kindla, mimo to, że ci nie smakuje i mimo to, że jest w sumie naprawdę kiepskim piwem, ale ma Berlin w nazwie, a ty chcesz choć przez chwilę poczuć się jak berlińczyk, więc pijesz tego Berliner Kindla, choć sami berlińczycy za bardzo tego Berliner Kindla nie piją, a gdy słyszysz, że przy stoliku obok jacyś kolesie mówią po polsku, to milkniesz, ukradkiem chowasz polską książkę i wyciągasz niemiecką, i próbujesz sobie wyobrazić świat z perspektywy Niemiec. I wygląda to w ten sposób, że na zachodzie jest Francja, dawniej załażąca za skórę, a teraz kilka razy pod rząd tak mocno pierdolnięta na kolana, że ani fiknie i udaje najlepszego kumpla, choć w skrytości ducha, wiadomo, gardzi, na południu jest Szwajcaria, Austria i w ogóle, cała ta część niemieckiego świata, która się od Niemiec właściwych odłączyła, albo którą odłączono, w zasadzie to krzyż im na drogę, papistom, bo wszystko to katolickie, jeszcze niech się Bawaria do nich przyłączy, to będzie już komplet, adieu, auf wiedersehen, szwanc wam w arsze, arszlochy fefluchtane, a na wschodzie rozciąga się królestwo barbarzyństwa, które Niemcy wielokrotnie próbowali cywilizować i które – głupie – cywilizować się nie pozwalało, więc jeśli nie chce, to proszę bardzo, niech żyje w tym swoim syfie, błocie i rozpierdolu: generalnie wszyscy wiedzą doskonale, że Niemcy by im tam posprzątały i zbudowały porządną rzeczywistość, wiedzą to zarówno Niemcy, jak i ci zasrani Słowianie, którzy – i tak – wszystko co mają, mają od Niemców, ale nie chcą – to nie. Ich sprawa i niech sobie żyją w tej swojej Zasranii, Zarzyganii, Drewnianii, Burdelii i Zapijaczenii. Tylko niech tu nie przyjeżdżają kraść aut, których sami nie umieją sobie, kurwa, wyprodukować. I niech wiedzą, że niczym się w tych swoich ukradzionych mercedesach, beemkach, auditach, volkswagenach i oplach nie różnią od – dajmy na to – nomadów, którzy z wielbłądów przesiedli się na dżipy i wymachują kałasznikowami. Barbarzyńców używających zabawek stworzonych przez wyższą cywilizację.

      A dalej jest Rosja, czyli ta słabiej znana wersja wschodu, a jeśli słabiej znana, to i egzotyczna, a jeśli egzotyczna, to i kusząca. Rosja też jest, oczywiście, barbarzyńska, być może nawet bardziej od tej dziwnej mieszaniny Słowian i Hunów, którzy oddzielają od niej Niemców, ale jest łasa na błyskotki i można z nią handlować. I jej z łatwością imponować. A poza tym jest w niej coś pociągająco złowrogiego, diabolicznego…

      I gdybyś był Niemcem, tobyś też tak patrzył na świat, choćbyś to z siebie nie wiem jak wypierał.

      No, ale potem wracasz do Polski, wjeżdżasz do tego kraju bez kształtu, zupełnie jakby nie istniało w nim żadne państwo, tylko każdy Polak próbował formować swoją rzeczywistość na własną rękę, tak, jak umie. Jedziesz – co prawda – nową autostradą albo wyremontowaną drogą, ale nie bardzo masz się gdzie przy niej zatrzymać, bo miasteczka już dawno straciły swoją formę, bo nikt jej nie pilnował, i stały się przypadkową zbieraniną zabudowań, wybudowań, dobudówek, przybudówek, nadbudówek, zabudówek, budówek. Knajp po małych miasteczkach albo nie ma, albo są mordownie, albo pizzerie Verona bez klimatu, za to z wielkim zdjęciem krzywej wieży w Pizie na jednej pastelowej ścianie i zdjęciem gondoliera w Wenecji na drugiej, do których nie przychodzi nikt poza młodymi parami na randki i paroma marcinami na krzyż na piwo. W centrach nie bardzo jest po co się zatrzymywać, bo albo się sypią w kurwę, albo ich rewitalizacja przypomina zły sen: drewniane budy okłada się, dajmy na to, podrabianym marmurem, stare kamienice ociepla styropianem, wstawia plomby o finezji plomby w ryj, kładzie polbruk, a za koncepcję urbanistyczną odpowiada syn szwagra burmistrza, który miał piątkę z plastyki. Bo na wsiach nic nie ma, czasem abc Market jakiś, czasem Żabka albo jakiś Żabkoid, nawet biedni, tradycyjni, polscy pijaczkowie nie mają się gdzie podziać, bo stare wiejskie lokale kategorii zet dawno już poupadały, więc siedzą po blaszanych przystankach i siorbią nalewki winogronowe mocne czy piwa ze Świata według Kiepskich za złoty coś tam w promocji. I nie ma przestrzeni wspólnej, nie ma społeczeństwa, nie istnieje, zdechło i umarło, nic nie wytwarzając, żadnego miejsca, gdzie można wyjść na piwo i nie zżuleć, a nie tylko wchodzić dla beki albo czuć się ostatnim zachlanym padalcem. Gdzie można po prostu być sobą, być człowiekiem w miarę zadowolonym z własnej rzeczywistości, a nie nienawidzić jej, gardzić nią albo na odwrót: wychwalać na wyrost, demonstracyjnie się z nią obnosić i krzyczeć: „Co, nie podoba się? Przyfikasz?”.

      No ale jednak wraca się do tej Polski, najczęściej dlatego, że nie ma się innego wyjścia, i ty też wracasz do Polski, okej, ty wracasz do Krakowa, ty do Krakowa przed Polską uciekłeś, no ale wracasz – i przyjmujesz polską perspektywę.

      Zgodnie z nią na zachodzie siedzą Niemcy, którzy są – jak wiadomo – złowrogim, niebezpiecznym walcem, który – jeśli mu się zachce – rozjedzie całą Europę, a tę wschodnią ze szczególną rozkoszą, plując na nią z pogardą, ale na razie na szczęście mu się nie chce, na razie z drapieżnego niemieckiego czarnego orła zrobiła się misiowata kwoka, więc jest póki co okej. Jak każdy Polak będziesz poprawiał sobie humor, twierdząc, że Niemcy są od was głupsi, mniej kreatywni, sztywni i w ogóle są bandą robotów, będziesz wyśmiewał ich obsesyjne ogarnianie publicznej przestrzeni, ale w głębi duszy, czego nigdy nie przyznasz, będziesz im zazdrościł państwa, które zbudowali, i potęgi, którą dzięki niemu osiągnęli, i będziesz wiedział, że Polacy na ich miejscu pogardzaliby wszystkimi tak, jak teraz pogardzają Rosjanami, Białorusinami i Ukraińcami.

      Bo Niemcy to największa trauma Polaków, twoich, Paweł, rodaków, to jest wyrzut sumienia stojący za Odrą, który, owszem, jest zdolny do największych możliwych zbrodni, ale który od twojego państwa dzieli taki cywilizacyjny dystans, jak gdyby nie był od ponad tysiąca lat waszym sąsiadem, tylko znajdował się na obcej planecie. Dlatego gdy tylko wy, Polacy, znajdziecie w Niemczech coś, co nie działa, coś, co jest brudne, coś, co nie jest idealne, jakiekolwiek pęknięcie, to od razu robicie fotki, wrzucacie na Fejsa i cieszycie się jak dzieci – proszę bardzo, im też coś nie wyszło, wcale nie są tacy hop do przodu. Zupełnie jakby każde takie zdjęcie miało być obaleniem mitu o teutońskiej niepokonalności. Małym Grunwaldem.

      A na południu znajdują się dwa dziwne i zabawne w sumie kraje, wiadomo, śmieszne, mało poważne, jakby mocniej toto pierdolnąć, toby się przewróciło i posypało, sprawa na dwa strzały, ale dziwnie kojące są. Dziwnie miło się w nich, Polacy, czujecie. Pewnie dlatego, z czego nie zdajecie sobie do końca sprawy, że stanowią one wasze wyobrażenie o was samych. Bo wam się wydaje, że wy jesteście z Czechami i Słowacją do serii, że wasza przestrzeń jest do czeskiej i słowackiej bardzo podobna, co jest nieprawdą, bo jeśli wasza przestrzeń jest do czegokolwiek podobna, to raczej do Rosji czy Ukrainy, ale wy myślicie, że do Czech i Słowacji, w czym utwierdzają was różne wspólne grupy do których należycie: od Grupy Wyszehradzkiej, która i tak nie działa, do językowej grupy zachodniosłowiańskiej, stworzonej dla potrzeb akademickich badaczy, ale poprawiającej humor. Wydaje wam się, że w Polsce jest podobnie jak w prawdziwej Europie Środkowej, że miasta są miastami, a nie wstałymi z grobu gnijącymi trupami miast, że wieś jest sielską wsią, a nie wylęgarnią patologii, w której wszystko, na czym można było zawiesić oko, już dawno zarosło czymś, co powinno się nazwać polską cywilizacją, ale się nie nazywa, bo jednak trochę siara, i uważa się to wszystko za stan przejściowy, a nie za cywilizację. Wydaje wam się, że w Polsce jest jak tam, że w sumie może jest „u nas”, w Europie Środkowej, trochę biedniej i surowiej, niż w Europie Zachodniej, ale nie aż tak znowu bardzo, że Polska wstaje z kolan i polska przestrzeń publiczna jest być może trochę odrapana, ale generalnie do przyjęcia. Nie zdajecie sobie sprawy, że tak nie jest, że żyjecie w postapokalipsie, w chaosie, w którym państwo zajmuje się wycinkami rzeczywistości,


Скачать книгу