Przemień swój lęk. Anselm Grun
lęk. Na końcu historii dzieciństwa Jezusa św. Mateusz opowiada nam o innym rodzaju lęku. Kiedy Józef usłyszał, „że w Judei panuje Archelaos w miejsce ojca swego, Heroda, bał się tam iść” (Mt 2,22). Z pewnością słyszał, że Archelaos jest tak samo okrutny, jak jego ojciec Herod. Dlatego zboczył z drogi i udał się na teren będący pod panowaniem drugiego z synów Heroda: Filipa. Mamy tu zatem do czynienia z lękiem w obliczu sytuacji zewnętrznej, w której Dziecko nie mogłoby wzrastać prawidłowo i bezpiecznie. Nowe potrzebuje również bezpiecznego schronienia, by mogło się rozwinąć. Jeżeli atmosfera, w której przyszło na świat, jest zbyt wroga lub zbyt okrutna, nie będzie mogło wzrastać. Jest to lęk znany nam wszystkim. Czujemy lęk przed tym, że nasza delikatna istota zginie we wrogo nastawionym otoczeniu. Czasem lęk ten pojawia się w naszych snach. Dochodzi w nas do głosu coś nowego. Śni nam się dziecko. Jesteśmy już bardzo blisko tego, by zdobyć się na autentyczność, by wejść w zażyłość z pierwotnym obrazem Boga w nas samych. Czujemy jednak lęk, że sytuacja zewnętrzna skieruje nas ponownie na stare tory. We śnie wyraża się to często w ten sposób, że dziecko wymyka się nam z rąk, że zapominamy o nim lub zostaje nam ono odebrane. Pragniemy mocno być sobą. Mimo to jednocześnie odczuwamy lęk, że przystosujemy się do sytuacji i wyprzemy się swego prawdziwego obrazu. Dziecko w nas jest równie słabe jak Dziecko Maryi, które Józef ma ochraniać. Czyni to udając się na inny teren, do Galilei. Tam czuje, że on i jego Dziecko są bezpieczni. Jeżeli zinterpretujemy tę historię w kategoriach psychologicznych, to uświadomi nam ona, że potrzebujemy dla naszego wewnętrznego dziecka schronienia, by mogło wzrastać i stać się na tyle silne, aby zewnętrzne uwarunkowania nie wyrządziły mu już żadnej szkody.
Lęk i ufność są szczególnie ze sobą powiązane. Św. Łukasz w swojej opowieści o narodzinach Jezusa kładzie nacisk na ufność oraz wiarę Maryi. Staje się Ona wzorem człowieka pełnego ufności i wiary. Podczas gdy Zachariasz reaguje lękiem na pojawienie się anioła, Maryja z pełną ufnością decyduje się na spotkanie z Boskim posłańcem. Kiedy anioł pojawia się u Niej i pozdrawia Ją, Maryja się również lęka. Nie reaguje jednak trwogą i paniką, lecz zastanawia się, co ma oznaczać jego pozdrowienie. Bardzo interesujące jest, że mężczyzna, któremu zwykle przypisujemy działanie racjonalne i rozważne, reaguje paniką na obietnicę nowego, podczas gdy kobieta zachowuje spokój i rozmyśla. W języku greckim brzmi to: dielogizeto – „ważyć słowa”, „rozmyślać”, „rozważać”, „poddawać pod rozwagę”. W trakcie tych rozważań anioł dodaje otuchy słowami: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus” (Łk 1,30-31 n.). Maryja odpowiada na nowe, które Bóg jej powierza, z ufnością i z gotowością poddania się, mimo że nie może przewidzieć, co to będzie dla niej oznaczało. Jej odpowiedź: „Niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1,38), świadczy o odwadze. Oddaje się Ona do dyspozycji Bogu. Decyduje się na przygodę, do której On Ją zaprasza.
Ufność odgrywa w Ewangelii rolę centralną. Łukasz przedstawia Maryję jako pierwotny wzorzec ufności. Jezus jest w Ewangelii tym, kto darzy nas zaufaniem. Maryja zaś stawiana jest za wzór pełnej ufności kobiety. Jednak czego możemy nauczyć się od Maryi? Kiedy przepełnia nas lęk, nawet ufność Maryi nie jest w stanie nam dopomóc. Może nawet pojawi się w nas poczucie winy, ponieważ nie jesteśmy w stanie ufać tak, jak Maryja. Św. Łukasz zachęca nas w swojej Ewangelii do tego, by medytować nad reakcją Maryi na to zdarzenie. Przyglądając się ufności Maryi, umożliwimy Jej dotarcie do naszego wnętrza. Podczas medytacji Jej ufność przenika do naszej głębi. I nagle stajemy się zdolni do takiej ufności, jaka była udziałem Matki Boskiej. Wtedy nie zamilkniemy ze strachu jak Zachariasz w obliczu nowego, lecz nabierzemy odwagi, by tak jak Maryja mówić o własnych uczuciach i wyjść naprzeciw temu, co niewypowiedziane; naprzeciw temu, co nas czeka.
„Fiat” Maryi stało się dla wielu głęboko wierzących ludzi wzorem odpowiedzi na ich własny lęk przed nowym. Kiedy moja matka poczuła, że zbliża się jej koniec, stwierdziła, że nie potrafi się już modlić. Mogła tylko powiedzieć Bogu: „Tak, Panie”. I pokładała ufność w tym, że Bóg będzie z tego zadowolony. Na nowe, które przychodzi do nas wraz z narodzinami dziecka, oraz na nowe, które oczekuje nas w obliczu śmierci, możemy odpowiedzieć wyłącznie za Maryją: „Tak, Panie” lub: „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Taka pełna ufności postawa przezwycięża w nas lęk przed tym, co czeka nas w życiu i po śmierci. Nie mamy pewności, co nas spotka. Takiej pewności nie miała również Maryja. Już wkrótce przekonała się, że to nowe przyniesie Jej także cierpienie. Starzec Symeon powie Jej po narodzinach Dziecka: „A Twoją duszę miecz przeniknie” (Łk 2,35). Nowe może rzeczywiście sprawić ból. Jest ono jak miecz, który przenika nasze serce, który nas rani i odcina stare od nowego. Nowe potrafi dokonać przemiany starego. Jednak czasem może też po prostu odciąć stare, ponieważ w przeciwnym razie mogłoby ono stanąć na drodze nowego. I właśnie przed tym bolesnym odcięciem, przed tym pożegnaniem czujemy lęk. Wtedy, podobnie jak Maryja, potrzebujemy anioła, który doda nam otuchy. Potrzebujemy również Maryi jako wzoru ufności. W dziejach chrześcijańskiej duchowości wielu ludzi spoglądając na Maryję odnajdywało ufność, by mimo przepełnienia lękiem przed niewiadomym powtarzać słowa młodej kobiety z Nazaretu: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. W tym sensie mamy tu do czynienia z pierwotnym wzorcem pełnej ufności postawy wobec nowego, która przezwycięża lęk przed czekającym nas niewiadomym.
2. Lęk, który paraliżuje
O lęku zwykliśmy mówić, że nas paraliżuje. Mamy wrażenie, że coś nas powstrzymuje, ponieważ boimy się otworzyć, pokazać, powiedzieć coś, co mogłoby spotkać się z krytyką ze strony innych ludzi. Niekiedy z kolei boimy się popełnić błąd. Jesteśmy jakby zablokowani. Na naszych ramionach spoczywa ogromny głaz, który nie pozwala nam powstać i pójść drogą, która prowadzi ku życiu. Raczej powstrzymamy się od wszelkiej aktywności, niż zaryzykujemy popełnienie jakiegoś błędu. Czujemy lęk przed osądem innych. Rodzi się pytanie, dlaczego tak bardzo lękamy się krytyki innych ludzi. Często wynika to z niepewności wobec własnej tożsamości. Nie mamy poczucia własnej wartości i oceniamy siebie na podstawie ocen innych ludzi. Takie uzależnienie od zewnętrznych sądów sprawia, że wciąż przepełnia nas lęk przed negatywną oceną.
W wielu rodzinach nadal wpaja się dzieciom, że powinny zachowywać się dyskretnie i grzecznie. „Co ludzie sobie pomyślą, kiedy wyjdziesz tak niechlujnie ubrany na ulicę, kiedy odezwiesz się w taki sposób” itp. Dla wielu takie słowa są jak miecz Damoklesa, który tkwi groźnie zawieszony ponad ich słowami i czynami, i w każdej chwili może na nich spaść. Robiąc coś, zastanawiają się stale, co inni by na to powiedzieli. Swoją pewność czerpią najwyraźniej z osądu innych ludzi. Kiedy w rozmowie z takimi osobami próbuję przywołać argumenty rozumowe i tłumaczę, że przecież wcale nie jest tak istotne, co inni sądzą na ich temat, mój apel do ich rozsądku nie odnosi często żadnego skutku. Słowa rodziców tak głęboko zakorzeniły się w ich duszy, że racjonalne argumenty nie są w stanie ich stamtąd wyrwać. Jedyną drogą jest przejście od głowy ku ciału, tzn. nawiązanie zażyłości z samym sobą na zupełnie elementarnej płaszczyźnie. Muszę sobie uświadomić, że nie jestem całkowicie sobą, kiedy pozwalam, aby takie uczucie mną kierowało; że jestem wtedy uzależniony od innych, od ich myśli i słów. Jeżeli przekonam się o tym, wtedy mogę spróbować odczuć samego siebie i być całkowicie sobą. To uwolni mnie od ciągłego zastanawiania się nad tym, co inni mogą sobie pomyśleć. Kto uzależnił się od takich myśli, ten nie odważy się, na przykład, zabrać głosu na forum jakiejś grupy. Blokuje go lęk przed negatywną oceną. Siedzi dosłownie jak sparaliżowany i nie postępuje tak, jak nakazuje mu jego własny, wewnętrzny głos. Potencjalny osąd ze strony innych ma dla niego tak ogromne znaczenie, że nie pozwala mu podjąć kroków, które byłyby konieczne w tej sytuacji.
Niektórzy czują się jak sparaliżowani również wtedy, gdy mają rozpocząć zupełnie nowy etap życia. Psychologowie