Droga do kariery. Laura Iding

Droga do kariery - Laura Iding


Скачать книгу
zabrała się do jedzenia kanapki. Nagle znajomy piżmowy zapach uderzył ją w nozdrza.

      – Mogę się przysiąść?

      Kęs kanapki utkwił jej w gardle. Musiała popić go wodą, by się nie udławić. Czy on to robi specjalnie? Po jakiego licha chce tutaj siadać?

      – Proszę – wybąkała i tak energicznie odstawiła szklankę z wodą na blat, że omal jej nie przewróciła. – Doktora Franklina wezwano do porodu.

      – Wyluzuj – poradził Jake, stawiając tacę na stole.

      Wyluzować? On chyba żarty sobie ze mnie stroi!

      – Podczas obchodu byłaś straszliwie spięta i zdenerwowana. Jeśli powodem jest to, że nie możesz znieść współpracy ze mną, chętnie podpiszę wniosek o przeniesienie cię na inny oddział.

      Wniosek o przeniesienie? Na inny oddział?

      Hannah dostrzegła błysk nadziei w oczach Jake’a. Chce się jej pozbyć, tak? Nic z tego, pomyślała. Kyle ma rację. Lato to najlepsza pora na staż na ratunkowym.

      – Nie jestem spięta ani zdenerwowana, tylko przejęta – odparła. – Praca na ratunkowym jest frapująca. Tylko dzisiaj zrobiłam więcej przy pacjentach niż stażyści na chirurgii ogólnej w tydzień.

      – Po przepracowaniu trzydziestu godzin ciurkiem zmienisz zdanie.

      Hannah starała się nadać twarzy beztroski wyraz, lecz nie było to łatwe. Jak on niewiarygodnie wyglądał nagi! Przestań! Musisz przestać o tym myśleć!

      – Podczas studiów dużo pracowałam po nocach, więc dla mnie to nie pierwszyzna. – Jake nie miał pojęcia, z jakim trudem brnęła przez studia. Biegała z jednej pracy do drugiej, a na trzecim i czwartym roku doszły jeszcze praktyki w szpitalu. – Wiem, że pracujemy dużo, zarabiamy niewiele, ale ja się zaparłam i chcę się jak najwięcej nauczyć.

      – Zarobki nie zawsze będą takie nędzne.

      Hannah ujrzała jego apartament w szkle i chromie.

      – Wiem, ale to nie ma dla mnie aż takiego znaczenia. Zawsze ciężko pracowałam, a teraz przynajmniej robię to, co lubię. – I nic, nawet seksowny ordynator, nie jest w stanie zepsuć mi frajdy.

      – Naprawdę? – Jake spojrzał na nią z ciekawością. – Co robiłaś?

      Spuściła wzrok.

      – Och, wszystkie najgorzej płatne prace, jakich się imają studenci, żeby jakoś przebrnąć przez studia.

      – Pochodzisz stąd?

      Tym pytaniem Jake wkroczył na niebezpieczny grunt. Hannah nie chciała, by ktokolwiek, a już na pewno nie Jake, nie doktor Holt, poznał szczegóły jej życia.

      – Ee… niezupełnie. – Pochodziła z innej galaktyki, całe lata świetlne oddalonej od jego świata. Albo tak jej się wydawało. Najwyższy czas zmienić temat. – Zadziwiające, że szpital jest położony tak blisko jeziora, prawda? Uwielbiam patrzeć na wschód słońca nad wodą. Chyba nigdy mi się to nie znudzi.

      Napotkała świdrujące spojrzenie ciemnych oczu Jake’a. Odgadła, że myśli o tamtym poranku. Czy minęły zaledwie dwa dni? Wydawało się jej, że to było o wiele dawniej. W innym życiu. Przez jedno mgnienie żałowała, że nie mogą znowu być tylko dwojgiem ludzi, którzy spotkali się w barze.

      – Tak, widok na jezioro zapiera dech w piersiach – przyznał lekko schrypniętym głosem.

      A może jej się tylko tak zdawało? W końcu są dorośli, potrafią zachować się profesjonalnie.

      Brzęczyk pagera skrócił jej tortury.

      – Wzywają mnie na OIOM. Muszę biec – wyjaśniła.

      – Dlaczego nie zadzwonisz i nie zapytasz, o co chodzi? Może się okazać, że niepotrzebnie odrywają cię od jedzenia.

      Ale ona musiała uciec od niego, chociażby po to, by nie zwariować. Ucieszyła się więc, że ma pretekst.

      – Chodzi o Turkowa. Ciśnienie spadło.

      Jake spoważniał.

      – Wezwij mnie, gdybyś czegoś potrzebowała. Później do niego zajrzę.

      – Oczywiście.

      Czy miała inne wyjście? W końcu to on jest tutaj szefem. Hannah ugryzła ostatni kęs kanapki, szybko odstawiła tacę i wybiegła z bufetu. Na plecach czuła spojrzenie Jake’a. Dopiero w windzie odetchnęła z ulgą. Da radę. Potrafi traktować Jake’a jak szefa. Nie ma wyboru.

      Koło północy straciła rachubę, do ilu chorych wzywano ją przez pager. Na szczęście miała notatki i prawie w każdym przypadku mogła podjąć skuteczne działania.

      Zgodnie z przewidywaniami Jake’a dopiero o drugiej nad ranem mogła pójść do dyżurki. Wyciągnęła się na kozetce i zamknęła oczy. Godzina. Koniecznie chciała chociaż jedną godzinę pobyć w spokoju i samotności.

      O drugiej czterdzieści pięć zabrzęczał pager. Na oddział ratunkowy przywieziono nowego pacjenta w stanie ciężkim. Odpowiedzialność spoczywająca na jej barkach była przytłaczająca, ale w końcu o tym zawodzie marzyła, odkąd jako trzynastolatka trafiła do szpitala z atakiem wyrostka robaczkowego. Lekarka, która ją operowała, doktor Marilee McDaniel, była niesamowita. Po tygodniu Hannah przysięgła sobie, że w przyszłości będzie taka jak ona.

      Ale żeby to marzenie spełnić, musi ciężko pracować. Zwlokła się z kozetki, zimną wodą obmyła twarz. Czterdzieści pięć minut to prawie godzina, nie?

      Na ratunkowym zastała już Jake’a. Nie wyglądał nawet w połowie na tak zmęczonego jak ona.

      – Co z nim? – spytała cicho.

      – Zespół Ehlersa-Danlosa. Zetknęłaś się z podobnym przypadkiem? – Zespół Ehlersa-Danlosa? Hannah poczuła kompletną pustkę w głowie. – Nie? – Zawód w głosie Jake’a dotknął ją do żywego. – Proponuję, żebyś poszperała w podręcznikach. To rzadka choroba genetyczna.

      Hannah spojrzała na pacjenta, przystojnego chłopaka, na oko dwudziestolatka, który wił się z bólu.

      – Proszę podać dilaudid przez pompę infuzyjną – Jake zwrócił się teraz do pielęgniarki. – I czekam na wynik tomografii komputerowej. Cito.

      Hannah zmobilizowała wszystkie siły, żeby się skoncentrować. Czytała o tej chorobie, na pewno. Gorączkowo szukała w pamięci i znalazła.

      – Zespół Ehlersa-Danlosa to nadmierna elastyczność skóry i ruchomość stawów. Najcięższa jest postać naczyniowa – recytowała – czyli nieprawidłowości budowy naczyń, które mogą powodować pękanie i rozwarstwianie ścian tętnic i samoistne powstawanie przetok naczyniowych. Również tętniaków.

      – Dobrze. – W spojrzeniu Jake’a dostrzegła błysk uznania. – Niestety u naszego pacjenta, Christophera Melbourne’a, chorobę stwierdzono w wieku siedmiu lat.

      Siedmiu lat!

      – To cud, że jeszcze żyje.

      – Owszem. Obawiam się jednak, że bóle w podbrzuszu wskazują na pęknięcie tętniaka.

      Hannah poczuła ucisk w dołku. Pęknięcie tętniaka oznacza śmierć.

      – Można go operować?

      – Nie. Za duże ryzyko. Wszystkie naczynia są tak słabe i kruche, że przeszczep tkanki jest niemożliwy. Długo chodził z tętniakiem aorty. Żaden chirurg nie podjął się interwencji.

      – To co możemy dla niego zrobić?

      Jake spojrzał na Hannah z nieskrywanym


Скачать книгу