Miłość i reszta życia. Diana Palmer
ją zamurowało. Nic dziwnego, że Ebenezer zachowywał się tak powściągliwie; że nie pozwalał jej się do siebie zbliżyć. Przypomniała sobie maleńkie białe szramy na jego szczupłej, ogorzałej twarzy. Podejrzewała, że może mieć ich znacznie więcej na ciele.
– Nie chciałam rozwiewać twoich złudzeń, kotku. – Na czole Jessiki pojawił się mars. – Wiem, co kiedyś czułaś do Eba.
– Naprawdę?
– O wszystkim mi opowiedział. Również o tym, co się wydarzyło przed twoim wyjazdem do Houston.
Sally zaczerwieniła się. Miała ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Nie przypuszczała, że Ebenezer domyślał się, że się w nim podkochiwała. Ale trudno, by się nie domyślał, skoro ciągle szukała okazji, żeby go zaczepić, zamienić z nim słowo. Któregoś wiosennego poranka bezczelnie usadowiła się w jego pikapie i poprosiła, żeby ją zabrał na przejażdżkę. Ku jej zdumieniu, zgodził się. Niecałe pół godziny później wyskoczyła z pojazdu jak oparzona i kilometr dzielący ją od domu pokonała biegiem. Nie chcąc nikomu pokazać się na oczy, wślizgnęła się do domu kuchennymi drzwiami i zamknęła w swoim pokoju. Nigdy nikomu nie wyjawiła, co się stało w pikapie. Ciekawa była, czy o tym Jessica również wie.
– Kochanie, w szczegóły się nie wdawał – oznajmiła łagodnie ciotka. – Powiedział tylko, że zadurzyłaś się w nim, a on musiał cię powstrzymać, zanim sprawy zajdą za daleko. Był bardzo zdenerwowany.
– Zdenerwowany? Jakoś mi to do niego nie pasuje.
– Mnie też nie. – Jessica uśmiechnęła się ciepło. – W każdym razie prosił mnie, żebym cię miała na oku i sprawdzała facetów, z którymi będziesz się umawiać. Nie musiałam, bo na żadne randki nie chodziłaś.
Sally wyjrzała przez okno.
– Wystraszył mnie.
– Wiedział o tym.
– Byłam bardzo młoda – ciągnęła po chwili Sally. – Pewnie Eb słusznie postąpił, ale… Ale i tak miałam wyjechać z Jacobsville. Został mi tydzień do końca szkoły, a potem wybierałam się do was, do Houston. Więc chyba nie musiał uciekać się do tak drastycznych środków. Po rozwodzie rodziców…
– Mój brat wciąż ma wyrzuty sumienia z powodu tej studentki, dla której zostawił twoją matkę – oznajmiła Jessica; mówiła o ojcu Sally, który oprócz Sally i Steviego był jej jedynym żyjącym krewnym. – Mimo że zaledwie pół roku później twoja matka wyszła ponownie za mąż. A on… on został z Miss Piękności.
– Co u nich słychać? Jak się miewają? – spytała Sally.
Po raz pierwszy od dawna wspomniała o rodzicach. Prawdę rzekłszy, po ich rozwodzie, który zburzył całe jej dotychczasowe życie, zupełnie straciła z nimi kontakt.
– Twój ojciec większość czasu spędza w pracy, podczas gdy piękna Beverly udziela się towarzysko i namiętnie wydaje wszystkie zarobione przez niego pieniądze. Twoja matka jest w separacji z drugim mężem i przeprowadziła się do Nassau. – Jessica poprawiła poduszkę. – Nie dzwonią do ciebie, nie piszą?
– Sześć lat temu nienawidziłam ich za to, co mi zrobili. Teraz emocje opadły. Wiesz – powiedziała nagle – nigdy nie czułam się przez nich kochana. Dlatego uznałam, że lepiej będzie, jeśli każde z nas pójdzie w swoją stronę.
– Byli dziećmi, kiedy się urodziłaś – powiedziała Jessica. – Dużymi, nieodpowiedzialnymi dziećmi, którym własne dziecko jedynie ciążyło. Dlatego pierwszych pięć lat życia spędziłaś głównie ze mną. – Uśmiechnęła się. – Strasznie tęskniłam, kiedy mi ciebie zabrali.
– A dlaczego ty z Hankiem tak długo czekaliście, zanim zdecydowaliście się na własne potomstwo?
Jessica zarumieniła się.
– Tak jakoś wyszło. Hank miesiącami przebywał z dala od domu… Wymieniłaś łysą oponę? – spytała nagle, jakby chciała zmienić temat.
Wybieg okazał się skuteczny.
– Boże! Przedtem Ebenezer, teraz ty… – zdenerwowała się Sally. – Skąd wiesz, że jest łysa?
– Bo Eb dzwonił przed twoim powrotem i kazał mi przypilnować, żebyś z tym nie zwlekała.
– Pewnie nigdzie nie rusza się bez komórki.
– I paru innych rzeczy. Wiesz, on różni się od chłopaków, z którymi studiowałaś. To typowy samiec alfa: silny, zdecydowany, mający własne zdanie. Pod wieloma względami jest bardzo staroświecki.
– Dlaczego mi to mówisz? Już dawno się odkochałam – stwierdziła stanowczym tonem Sally.
– Szkoda. Eb naprawdę zasługuje na miłość.
Sally zaczęła zdrapywać przezroczysty lakier ze swoich krótkich, starannie przyciętych paznokci.
– Ma jakąś rodzinę?
– Nie. Matka zmarła, kiedy był niemowlęciem, a ojciec piął się po szczeblach kariery wojskowej. Eb właściwie dorastał wśród żołnierzy. Scott senior nie był czułym, troskliwym ojcem. Zginął na wojnie, kiedy Eb miał dwadzieścia kilka lat. Od tamtej pory jest sam, innej rodziny nie ma.
– Kiedyś mówiłaś, że na przyjęciach Ebenezerowi zawsze towarzyszą piękne kobiety – przypomniała sobie Sally. W jej głosie pobrzmiewała nuta zazdrości.
– Wzbudza zainteresowanie płci przeciwnej – przyznała Jessica. – Ale nie romansuje na prawo i lewo; jest człowiekiem ostrożnym. Kiedyś powiedział mi, że chyba nigdy nie znajdzie kobiety, z którą mógłby dzielić życie… Niestety wciąż ma wrogów, którzy chętnie widzieliby go martwego.
– Na przykład ten baron narkotykowy?
– Tak. Manuel Lopez niczego się nie boi. Szasta milionami, hojnie opłacając polityków, policjantów, a nawet sędziów. Dlatego tak trudno było nam go przyskrzynić; ciągle się wymykał. A potem szczęście się do nas uśmiechnęło; jeden z jego zaufanych ludzi zdecydował się przekazać mi informacje, nazwiska i dokumenty, które pozwoliłyby aresztować Lopeza pod zarzutem handlu narkotykami. Niestety działałam zbyt pochopnie. Przeoczyłam pewną drobną rzecz i adwokaci Lopeza wystąpili z wnioskiem o ponowny proces. Lopeza wypuszczono za kaucją. Oczywiście zamierza się zemścić na nielojalnym pracowniku. Zrobi absolutnie wszystko, żeby zdobyć jego nazwisko.
Sally wypuściła powietrze z płuc.
– Czyli nasza trójka znajduje się w niebezpieczeństwie.
– Tak. Kiedyś świetnie strzelałam, ale odkąd straciłam wzrok… No nic, do jutra Eb na pewno coś wymyśli. – Siedziała z poważną miną, wpatrując się w stronę, skąd dochodził głos bratanicy. – Słuchaj się go, Sally. Wykonuj każde jego polecenie. Błagam cię. Tylko on nas może ochronić.
– Dobrze, Jess – obiecała dziewczyna. – Uczynię wszystko, żeby tobie i Steviemu nie stała się krzywda.
– Dziękuję, kotku. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.
– Jess… – Sally znów zaczęła dłubać przy paznokciach. – Czy Ebenezer kiedykolwiek stracił głowę dla kobiety?
– Tak, kilka lat temu dla pewnej kobiety z Houston. Miał bzika na jej punkcie, ale rzuciła go, kiedy dowiedziała się, czym się trudni. Niedługo potem wyszła za mąż za znacznie starszego od siebie dyrektora banku. – Jessica przeczesała ręką włosy. – Podobno owdowiała. Ale nie sądzę, żeby Eb dalej do niej wzdychał. W końcu to ona go rzuciła.
Sally, która co nieco wiedziała o nieodwzajemnionej