W górskiej rezydencji. Кэтти Уильямс
– uśmiechnęła się. – Hej, nie znam nawet pańskiego imienia! Jestem Amelia, dla przyjaciół Milly.
Wyciągnęła rękę, a dotyk jego chłodnych palców przyprawił ją o dziwny dreszcz od stóp do głów.
‒ A ja jestem… Lucas. – Sądziła więc, ma do czynienia z instruktorem narciarskim. Pomyślał, że to dobrze być w towarzystwie kobiety, która nie wie o jego bogactwie i nie próbuje go usidlić. – I sądzę, że możemy rozwiązać problem twojej pracy…
ROZDZIAŁ DRUGI
Lucas podjął decyzję pod wpływem chwili, ale czyż nie potrafił myśleć kreatywnie w każdych okolicznościach? Lubił bawić się sytuacją, wynajdywać słabe punkty i luki dla własnej korzyści. Na tym polegała różnica między osiągnięciem umiarkowanego sukcesu a dotarciem na sam szczyt. Nigdy nie postało mu w głowie, że może nie dostać tego, czego pragnie.
Teraz doszedł do wniosku, że przez kilka dni będzie się cieszył na stoku towarzystwem tej kobiety.
Z pewnością nie była w jego typie, to znaczy nie przypominała wysokich, szczupłych, długonogich brunetek z jego sfery, ale jednak miała w sobie coś…
W tej chwili gapiła się na niego jak na wariata.
‒ Słucham?
Nie wierzyła własnym uszom. Rozwiązać problem jej pracy? Owszem, znał osobiście Ramosów, ale co miał do powiedzenia jakiś instruktor narciarski?
‒ Najpierw jedzenie.
‒ Jedzenie?
‒ Prawdę mówiąc, przyszedłem do kuchni, żeby coś przekąsić.
Początkowo zamierzał sprowadzić szefa jednego z hoteli, ale ostatecznie zrezygnował; chciał tu spędzić tylko dwie noce, poza tym wiedział, że lodówka będzie pełna.
‒ Coś przekąsić? Całkiem ci odbiło? Nie możesz ich objadać i pić ich wina! Wiesz, ile kosztują te butelki w stojaku?
Lucas już skierował się w stronę lodówki.
‒ Chleb… – Odwrócił się do niej. – Ser… i jestem pewien, że znajdzie się też jakaś sałatka.
Milly zerwała się na równe nogi.
‒ Mogę ci coś przyrządzić, jeśli chcesz… jeśli jesteś pewien. W końcu miałam tu gotować.
Lucas uśmiechnął się do niej, a ona znów poczuła ten niesamowity dreszcz. Czy kiedykolwiek reagowała tak na tego drania Robbiego? Chyba nie.
Chodzili do czternastego roku życia do tej samej szkoły w odległym zakątku Szkocji, potem on przeniósł się z rodzicami do Londynu. Zbyt nieśmiała, by wzbudzać ciekawość nastoletnich i napakowanych testosteronem chłopców, podkochiwała się w nim po kryjomu.
Kontaktowali się przez te lata na portalach społecznościowych albo gdy przyjeżdżał czasem do miasta, ale tak naprawdę zaczął się nią interesować dopiero przed sześcioma miesiącami, i była to istna burza. Milly nie kryła zadowolenia. Powód tej nagłej fascynacji z jego strony stał się jasny, kiedy porzucił ją dla długonogiej Emily.
Lucas zamknął lodówkę i ku konsternacji Milly wziął jakieś bardzo kosztowne wino.
No cóż, nigdy nie wymagał, by kobiety gotowały dla niego, ale była to wyjątkowa sytuacja.
‒ Prawdę powiedziawszy, jestem z zawodu szefem kuchni – oznajmiła z uśmiechem i podeszła do lodówki, żeby spenetrować jej zawartość, choć niczego nie tknęła, niemal czując na sobie wzrok kapitana Sandry.
‒ Niedoszła narciarka, szef… widzę, że masz rozliczne talenty.
‒ Żartujesz sobie ze mnie. – Popatrzyli sobie w oczy i ona się zaczerwieniła. – Nie czuję się zbyt pewnie, grzebiąc w ich szafkach, ale chyba musimy coś zjeść. Sandra nie chciałaby chyba, żebym głodowała…
‒ Ta twoja Sandra wygląda na niezłą despotkę.
Odsunął się, kiedy zaczęła wyjmować z lodówki wiktuały. Sam nigdy nie interesował się gotowaniem.
‒ Trafiłeś w sedno. – Zaczęła szukać przyborów kuchennych. – Chcesz pomóc?
Opierał się niedbale o szafkę z kieliszkiem w ręku.
‒ Jeśli chodzi o gotowanie, jestem raczej widzem.
A musiał przyznać, że widok jest niezwykły. Zdjęła gruby sweter i pozostała w obcisłym podkoszulku z długimi rękawami, który podkreślał każdy fragment jej ciała.
‒ Zjemy szybciej, jeśli pomożesz.
‒ Nie spieszy mi się. Miałaś opowiedzieć mi o tej Sandrze…
‒ Miałam z nią trzy rozmowy w sprawie tej pracy. Dasz wiarę? Ramosowie to najbardziej kapryśni ludzie na świecie. Och, przepraszam, zapomniałam, że jesteś ich instruktorem narciarskim. Patrzysz pewnie na nich inaczej.
Poczuła nagły ucisk w gardle na myśl o starannie ułożonym życiu, które jej umknęło.
A jednak dziwiła się trochę, że nie odczuwa szczególnie głębokiego smutku. Bardziej zażenowanie. Prezenty zostały zwrócone, suknia sprzedana, ślub w niewielkim kościele odwołany.
Ten ucisk w gardle był wywołany myślą o bajkowej przyszłości, którą planowała, o miłości i porzuceniu…
‒ Wątpię. – Lucas przypomniał sobie ten ostatni raz, kiedy widział oboje w domu matki w Argentynie, gdzie Julia Ramos puszyła się jak paw. – Alberto i Julia nie są szczególnie skomplikowani. Mają pieniądze i lubią się tym chwalić.
‒ Współczuję. Niełatwo pracuje się dla ludzi, których nie darzy się sympatią… – Znów zajęła się siekaniem, a on przysunął sobie stołek barowy, by lepiej ją widzieć. Nie była już taka zbulwersowana jego arogancją w tej kuchni. – No cóż, wszyscy musimy zarabiać na życie. Co robisz, kiedy nie uczysz jazdy na nartach?
‒ To i owo.
Nie odezwała się; może był zażenowany, że jest tylko instruktorem narciarskim. Wydał jej się facetem, który ma większe ambicje.
‒ Dlaczego zatrudniasz się na dwa tygodnie w czyimś domu, skoro jesteś zawodowym szefem? I nie pijesz wina. Spróbuj, to doskonały rocznik.
‒ Mam nadzieję, że nie wpakujesz się w kłopoty z powodu tej butelki…
Ale uporała się już z gotowaniem, wzięła kieliszek i poszła z Lucasem do salonu, skąd rozciągał się wspaniały widok na zaśnieżone zbocza.
‒ Nigdy nie pakuję się w kłopoty – zapewnił Lucas, siadając z nią na sofie.
Przycupnęła niepewnie na brzegu białej kanapy.
‒ Nigdy? Jakież to aroganckie!
Ale dziwnie podniecające.
‒ Przyznam, że potrafię być arogancki – oznajmił szczerze, patrząc na nią niewzruszenie.
‒ Okropna cecha.
‒ Godna ubolewania. Masz jakąś?
‒ Co mam? – Nie zauważyła nawet, że jej kieliszek jest pusty.
‒ Godną ubolewania cechę.
Doszedł do wniosku, że jej włosy są bardziej kasztanowe niż rude.
‒ Zakochuję się w draniach. Chodziłam z chłopakiem numer jeden przez trzy miesiące, trzy lata temu. Okazało się, że ma dziewczynę, która wyjechała na rok, dając mu wolną rękę…
‒ Świat jest pełen drani – mruknął. Zawsze dawał swoim kobietom jasno do zrozumienia,