Randka z milionerem. Кэтти Уильямс
pojawiał się w tabloidach. Ciekawe, czy wiedziała, czym się zajmował. Chociaż z drugiej strony to właściwie bez znaczenia.
I tak już podjął decyzję.
Właściwie podjął ją w chwili, gdy uznał Susie za atrakcyjną kobietę.
Przyszła tu w poszukiwaniu dobrej zabawy i bogatego naiwniaka. I rzeczywiście, jak na razie świetnie się bawił w jej towarzystwie, ona też wyglądała na zadowoloną. Jeżeli jednak oczekiwała czegoś więcej poza przelotnym romansem, spotka ją zawód.
‒ Masz umowę z restauracją? ‒ zdziwiła się. ‒ Jesteś spokrewniony z właścicielem? A może jest ci winien jakąś przysługę? Albo… masz powiązania z mafią?
W pierwszej chwili pomyślał, że się przesłyszał. Naprawdę posądzała go o konszachty z mafią?! Jeszcze nikt go tak nie obraził.
Kobiety instynktownie wyczuwały, że Sergio nie znosi słownych utarczek. Te, które próbowały wbić mu szpilę, szybko rezygnowały, bo nie dawał się sprowokować.
‒ Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – przypomniała mu.
‒ Nie, nie mam żadnych mafijnych powiązań.
‒ To dobrze.
‒ Dlaczego?
‒ Tak sobie, bez powodu. – Wzruszyła ramionami. Uświadomiła sobie, że bardzo chciałaby się z nim jeszcze kiedyś spotkać, bo coraz bardziej ją intrygował.
‒ Chodźmy już – zaproponował, wstając od stolika.
Zarzuciła na ramiona pelerynkę, ale gdy zamierzała otulić się szczelniej połami, Sergio niespodziewanie ujął jej dłonie. Zrobiło jej się gorąco, nagle zabrakło powietrza, serce zaczęło bić jak oszalałe.
‒ Chodźmy? Razem? Dokąd? ‒ szepnęła zdezorientowana.
Sergio stał tuż obok niej, uważnie się jej przypatrując. Było wiele powodów, by odczuwał irytację z powodu zachowania Susie. Przeszkodziła mu w pracy, snuła zwierzenia na temat żałosnej kariery zawodowej, a potem na dodatek zarzuciła konszachty z mafią.
Czy był zirytowany? W najmniejszym stopniu. Nagle obudził się w nim wojownik, zbyt długo uśpione odruchy dały o sobie znać i domagały się działania.
‒ W okolicy jest mnóstwo wspaniałych miejsc – oznajmił zadowolony, że policzki Susie przybrały intensywnie różową barwę. Mógł w niej czytać jak w otwartej księdze i coraz bardziej mu się to podobało.
‒ Naprawdę? ‒ spytała, posłusznie za nim podążając. Zauważyła, że pozostali gości z zaciekawieniem na nich popatrują. Ciekawe, kim jest Sergio, skoro wzbudza taką sensację. Kierownik sali odnosił się do niego z szacunkiem graniczącym ze służalczością. Wprawdzie nie podchodził zbyt często do stolika, ale cały czas ich obserwował, gotów przybiec na każde wezwanie.
Pewnie czekał, kiedy dostanie polecenie, by wyprowadzić mnie z restauracji, pomyślała.
‒ Opcja pierwsza… ‒ Wyciągnął komórkę, napisał szybko esemesa i wyłączył telefon.
Na podjeździe dosłownie znikąd pojawiła się czarna limuzyna. Sergio otworzył drzwi, zapraszając Susie do środka, ale nadal stała bez ruchu. Przecież nic o nim nie wiedziała, nie miała pojęcia, kim jest. Okej, może i nie należał do mafii, ale czy mogła mu zaufać? Na pewno nigdy nie wsiadłaby do samochodu z żadnym facetem poznanym na portalu randkowym. Teraz też powinna zdecydowanie odmówić, a jednak się wahała.
‒ Opcja pierwsza to Knightsbridge. Jestem członkiem pewnego ekskluzywnego klubu, w którym podają świetne drinki.
‒ Nie wsiądę z tobą do samochodu – powiedziała, równocześnie zaglądając z widocznym zaciekawieniem do wnętrza limuzyny.
Sergio miał szofera, czyli nie byłaby z nim w samochodzie zupełnie sama…
‒ Opcja druga to mój apartament. Dotrzemy tam za dwadzieścia minut, a widok z okien na pewno cię zachwyci.
‒ A trzecia możliwość? ‒ spytała, niespokojnie przestępując z nogi na nogę.
‒ Pożegnamy się i nigdy więcej mnie nie zobaczysz – odparł spokojnie, opierając się o drzwi samochodu. Nie ponaglał jej, dawał do zrozumienia, że zaakceptuje każdą decyzję.
Gdyby teraz ruszyła w kierunku najbliższego przystanku autobusowego, na pewno by jej nie zatrzymał, a nawet by skwitował jej decyzję uśmiechem. Przecież podczas kolacji powiedział, że rozsądek czasami przeszkadza w dobrej zabawie.
Przystojny, seksowny, pewny siebie i elokwentny Sergio był zdecydowanie facetem nie z jej ligi. Susie nie należała do tych wyrafinowanych i świetnie wykształconych kobiet, jak na przykład jej siostra. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego się nią zainteresował?
Musiała mu się wydać żałosna. Skończyła kurs dla sekretarek, bo nie potrafiła obronić marzeń o swojej przyszłości przed rodzicami. Teraz była starsza i mądrzejsza, wiedziała, jak postawić na swoim, tyle że nadal tkwiła na samym początku zawodowej kariery, czekając na jakiś przełom.
Owinęła się szczelniej pelerynką, próbując uspokoić rozdygotane nerwy i trochę się ogrzać. Styczniowy wieczór był dość mroźny i wietrzny, innymi słowy wprost idealny do tego, by popaść w ponurą melancholię.
Mijający ich ludzie zerkali na nich ciekawie.
‒ Właściwie możemy jeszcze chwilę porozmawiać – powiedziała.
Sergio uśmiechnął się. Ani przez chwilę nie wątpił, że Susie zgodzi się na jego propozycję. Ona też musiała czuć, jak bardzo między nimi iskrzy.
‒ Możemy – zgodził się. ‒ Jednak znam o wiele przyjemniejsze sposoby spędzania wolnego czasu, zwłaszcza gdy jestem z kobietą. To co, wsiadasz?
W środku otuliło ją przyjemne ciepło i zapach skóry. Usiadła przy oknie, wciąż zachodząc w głowę, czemu tak łatwo uległa namowom zupełnie obcego mężczyzny.
‒ Do klubu czy do mnie? ‒ spytał, zwracając się w jej stronę.
Mogłaby patrzeć na niego bez końca. Mężczyźni, z którymi się spotykała, nie dorastali mu do pięt. Żaden nie był tak przystojny, żaden nie miał takiej fascynującej osobowości. Sergio to urodzony przywódca, silny i odważny.
‒ Cóż…
Nie dokończyła, ale to jedno słowo i tak wystarczyło mu za odpowiedź. Nachylił się w stronę szofera i powiedział, że jadą do domu. Potem rozsiadł się wygodnie i spojrzał na Susie.
Podobała mu się jej zagrywka. Ciekawe, ilu mężczyzn w ten sposób złowiła? Czy za każdym razem opowiadała inną historyjkę? Jak szuler, który zawsze trzyma kilka asów w rękawie. To pozorne wahanie, niewinne spojrzenie… Naprawdę była dobra.
‒ Skoro nigdy nie chciałaś być sekretarką, to po co w ogóle kończyłaś te kursy i szukałaś pracy w biurze? – spytał zaciekawiony, czy odpowie tak samo jak w restauracji. A może tym razem się pomyli i poda nieco inną wersję wydarzeń?
‒ O co ci chodzi? ‒ spytała zdumiona. Miała znowu przyznać, że jest czarną owcą w swojej wykształconej i ambitnej rodzinie? Chciała wywrzeć na nim jak najlepsze wrażenie, a nie tłumaczyć się z życiowych błędów.
Spojrzał na nią sceptycznie, a potem wybuchnął śmiechem.
‒ O co mi chodzi? To twoja gra, ja tylko próbuję się dostosować – odparł oschle.
‒ Uważasz, że dobrze wiem, kim jesteś, prawda? Że będę próbowała wyciągnąć od ciebie pieniądze, chociaż już kilka razy