Hiszpański książę. Майя Блейк

Hiszpański książę - Майя Блейк


Скачать книгу
ręce i mierzył ją bacznym spojrzeniem. Natychmiast zrozumiała, jak udało mu się wynegocjować niemal nieosiągalny traktat z Valderrą.

      ‒ I niczego ode mnie nie chcesz?

      Tylko ogromna determinacja nie pozwoliła jej opuścić wzroku.

      ‒ Bardzo bym chciała zobaczyć traktat, ale nie pójdę z tobą do łóżka z tego powodu. – Uświadomiła sobie znaczenie swoich słów i dodała szybko: ‒ To znaczy, wszystko, co się tu dzieje, jest moim wyborem…

      Powstrzymał ją, kładąc palec na jej wargach.

      ‒ Rozumiem. Tylko pamiętaj, że cokolwiek się wydarzy między nami, to będzie tylko dzisiejsza noc. Ale jeżeli zdecydujesz się zostać, będzie to doświadczenie niezapomniane. – Pochylił się i musnął jej wagi swoimi.

      Musi to zakończyć. Natychmiast.

      ‒ Nie mogę. Naprawdę nie mam zwyczaju sypiać z nowo poznanymi mężczyznami.

      Cofnęła się i sięgnęła po torebkę. Nie zrobi tego. Znajdzie inny sposób uratowania ojczyma.

      Nagle przestało ją obchodzić, po co Joaquin potrzebował kopii traktatu. Ten mężczyzna, który z tak niezwykłą determinacją wynegocjował to trudne porozumienie, nie zasługiwał na podobną podłość z jej strony. Gdyby to zrobiła, już nigdy nie mogłaby spojrzeć sobie w oczy.

      Fala ulgi była obezwładniająca.

      Przykry był za to widok rozczarowania na twarzy Reyesa. A gdyby jednak z nim została? Z pewnością byłoby to niezwykłe przeżycie.

      Nieświadomy jej rozterek, kiwnął głową.

      ‒ Jak chcesz. Wezwę kierowcę.

      Szkoda, pomyślała, ogarnięta poczuciem straty.

      ‒ Bardzo dziękuję – powiedziała głośno.

      Patrzyła, jak podchodzi do interkomu, i rozpaczliwie walczyła ze sobą, by go przed tym nie powstrzymać.

      Już miał wcisnąć guzik, kiedy jeszcze odwrócił się do niej.

      ‒ Rzadko daję się zaskoczyć, ale tobie się udało pokrzyżować mi plany.

      ‒ Cóż… dzięki. Ale… co cię tak dziwi?

      Uśmiechnął się blado.

      ‒ Pragniesz mnie, ale koniecznie chcesz odejść. Nawet jeżeli tego nie rozumiem, szanuję niezłomne zasady. Uważam, że zasługują na nagrodę.

      ‒ Och? – Znów poczuła ukłucie podniecenia.

      Podszedł i wyciągnął do niej rękę.

      ‒ Jeżeli nadal tego chcesz, pokażę ci traktat.

      W pierwszej chwili chciała odmówić. Poprosić o inną nagrodę, może pocałunek.

      Ale to było niemożliwe. Skoro mu odmówiła, nie pozwoliłby się postawić po raz drugi w podobnej sytuacji.

      Ale też nie potrafiła sobie odmówić zerknięcia na treść traktatu.

      Zeszli na dół po kręconych schodkach. W pamięci zostało jej drewno, chrom i dużo złota – świeczniki, ramy obrazów, klamki – ale była zbyt pochłonięta osobą swojego towarzysza, by zarejestrować szczegóły.

      Odzyskała zmysły, dopiero kiedy puścił jej dłoń i weszli do gabinetu, urządzonego po męsku i umeblowanego antykami. Jedną ścianę zajmowały książki z dziedziny dyplomacji, ekonomii i kultury, drugą pierwsze wydania dzieł literackich. Nad biurkiem wisiało renesansowe malowidło, o jakim marzyłyby największe muzea.

      Ominął biurko i za pomocą kodu oraz skanowania kciuka otworzył sejf ukryty za obrazem.

      Wstrzymała oddech, kiedy wyciągnął oprawny w skórę dokument i stanął obok niej.

      Kiedy skończyła czytać, zmarszczyła brwi.

      ‒ Czemu się na to zgodziłeś?

      ‒ Warunki nie podlegały dyskusji. Musiałem wybrnąć z tej sytuacji jak najrozsądniej.

      Patrzyła na niego, zaintrygowana. Książę Mendez z każdym mijającym rokiem przebiegle żądał coraz więcej.

      Kiedy chciała odwrócić ostatnią stronę, przytrzymał jej dłoń.

      ‒ Ostatnia część jest tajna.

      Dotknięcie jego dłoni było elektryzujące.

      ‒ Nie ufasz mi? – zażartowała, chcąc choć trochę rozluźnić napiętą atmosferę.

      Przesunął dłoń na jej ramię, na kark i spojrzał głęboko w oczy.

      ‒ Niełatwo obdarzam zaufaniem, ale tobie zaufałem dziś bardziej niż komukolwiek od bardzo dawna.

      Była teraz szczęśliwa, że jednak nie uległa groźbom Joaquina. Do oczu napłynęły jej łzy wzruszenia.

      ‒ Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy.

      Beztroska wyparowała, a on nagle znalazł się tuż przy niej.

      ‒ Nadal cię pragnę, Jasmine.

      Odrzucenie rezerwy przyszło zaskakująco łatwo i okazało się ogromnie wyzwalające.

      ‒ Więc mnie weź – odpowiedziała szybciej, niż zdołała pomyśleć o konsekwencjach.

      Potem, kiedy ich oddechy uspokajały się powoli, Reyes odgarnął jej z czoła wilgotny kosmyk.

      ‒ Nie spodziewałem się takiego zakończenia, kiedy szedłem dziś do muzeum.

      ‒ Ani ja – odparła leniwie, nie otwierając oczu.

      Roześmiał się i pocałował ją w ramię.

      ‒ Cieszę się, że cię dziś spotkałam. – Słowa wymknęły jej się, zanim zdołała je powstrzymać.

      Spojrzeli sobie w oczy.

      ‒ Ja czuję tak samo – odparł po prostu i oboje jednocześnie odwrócili wzrok.

      Tym razem kochali się powoli i leniwie, a Reyes zasnął, zanim uspokoiły się ich oddechy.

      Jasmine obudziło wibrowanie telefonu. To mogła być tylko Anglia. Szef wiedział, że jest na wakacjach, i raczej by jej nie przeszkadzał, więc najpewniej dzwonili rodzice albo Joaquin.

      Reyes leżał na brzuchu, z głową odwróconą od niej, więc wysunęła się z łóżka i sięgnęła po aparat. Mama.

      ‒ Jasmine! – Gorączkowy głos matki zabrzmiał jak wystrzał. – Gdzie jesteś? Zabrali go. Złamali mu rękę!

      Na palcach wymknęła się z sypialni i weszła do gabinetu.

      ‒ Mamo, odetchnij głęboko i wszystko mi opowiedz – zaproponowała, choć w głębi duszy przeczuwała odpowiedź.

      ‒ Jacyś mężczyźni wdarli się do domu i zabrali Stephena.

      ‒ Kiedy?

      ‒ Przed godziną. Nie powiedzieli, dokąd go zabierają. Zranili go, a jeżeli go zabiją? – Jej głos zamienił się w szloch.

      Jasmine przeszedł lodowaty dreszcz.

      ‒ Nie martw się, tego nie zrobią. Mówili coś? – Starała się zachować spokój, żeby nie nasilać paniki matki.

      ‒ Zostawili numer telefonu i kazali przekazać go tobie. Gdyby coś mu się stało…

      Jasmine wolała się nad tym nie zastanawiać. Jej wcześniejsza brawura wyparowała w mgnieniu oka.

      ‒ Nawet tak nie myśl – próbowała uspokoić matkę. – Podyktuj mi numer. Wszystko załatwię.

      Pożegnały się i drżącą dłonią


Скачать книгу