Hayden War. Tom 4. Zew Walhalli. Evan Currie

Hayden War. Tom 4. Zew Walhalli - Evan Currie


Скачать книгу
odezwała się innym tonem, a Pierce szedł szybko korytarzem, z trudem powstrzymując się od biegu. Na mostek dotarł dwadzieścia sekund później. Poprawił mundur.

      – Mówcie.

      – Mamy namiar na sondę, sir.

      Pierce odetchnął z ulgą.

      – Żadnych innych sygnałów?

      – Nie, sir.

      – Doskonale. Odwołać alarm.

      – Tak jest. Odwołuję alarm.

      – Ściągnijcie dane z sondy i wszystko, co ma priorytet trzy i powyżej, wyślijcie od razu na mój pulpit.

      – Aye, kapitanie.

      ***

      Ostatnie chwile „Sadlera” odtwarzane były ponownie, a admirał wpatrywał się w ekran, strzelając bezwiednie kostkami palców.

      – Mamy ich liczbę? – spytał w końcu.

      – Co najmniej osiemdziesiąt dodatkowych jednostek, sir – powiedział Pierce. – Z czterdziestoma pięcioma mieliśmy jakieś szanse, organizując zasadzkę. Ale teraz? Nawet jeśli sam Bóg będzie rzucał kośćmi...

      Fairbairn pokiwał w zamyśleniu głową, choć ledwie słyszał odpowiedź. Sam wiedział, że przeciw takiej sile Task Force Siedem nie ma szans. Był jedynie zaszokowany faktem, że przeciwnik posiadał tyle jednostek zdolnych do przerzutu na taką odległość. Logistyka związana z przerzutem TF7 do Haydena przyprawiała o zawrót głowy, całe przedsięwzięcie byłoby niewykonalne, gdyby nie możliwość uzupełniania niektórych zapasów na miejscu.

      To była siła kilkukrotnie większa i przebywała zdecydowanie dalej od domu niż oni. Okręty ludzkie sprawdziły przestrzeń w promieniu kilkunastu skoków i nie znalazły śladu cywilizacji. A to znaczyło, że te istoty wysłały swoją flotę dalej, niż ludzie mogli w ogóle brać to pod uwagę.

      – Kapitanie, myślę, że powinniśmy wyprowadzić na zewnątrz generatory impulsu.

      Richmond przymknął oczy.

      – Tak, sir.

      – Proszę nakazać „Kanadzie” mobilizację i przygotować nas do skoku – powiedział admirał. – Za dziesięć minut przekraczamy punkt.

      – Aye, aye, admirale. – Pierce skrzywił się, ale nie dyskutował.

      – Wyślę rozkazy pozostałym okrętom.

      – Z całym szacunkiem, panie admirale – pokręcił głową kapitan – ale zdecydowanie rekomenduję przeniesienie dowodzenia na „Amerykę”.

      – Nie zamierzam uciekać od swoich obowiązków, kapitanie – warknął Fairbairn.

      – Sugeruję, aby pan pozostał i je wykonywał, admirale – odparł Pierce z kamienną twarzą. – Nie ma pan nic do roboty z „Terrą” i „Kanadą” po drugiej stronie, a tu jest jej mnóstwo.

      Jacob mruknął coś pod nosem.

      – Ale ja chcę tu zostać... – W końcu wziął głęboki oddech. – Niech będzie, kapitanie. Dowodzi pan oddziałem wydzielonym. Proszę się postarać przyprowadzić te okręty z powrotem.

      – To mój drugi w kolejności priorytet, panie admirale.

      Fairbairn pokiwał głową i zwołał swój sztab. Nie musiał pytać, co było numerem jeden na liście priorytetów kapitana.

      Dowództwo Operacji Specjalnych Solari

      Los Alamos, New Mexico

      – Nowy standardowy zestaw, tylko dla pani zespołu – powiedział Graves, wskazując stół na środku pokoju.

      – Mój zespół? – Sorilla wytrzeszczyła oczy.

      – Nie wprowadzili pani jeszcze?

      – Nie, sir. – Pokręciła głową.

      – Zrobią to pewnie w Alamo.

      – Pewnie tak, sir. – Sorilla wzięła do ręki pistolet Metalstorm.

      Kompaktowa broń wystrzeliwała półcalowe pociski z dwóch luf w układzie pionowym, z szybkostrzelnością teoretyczną wynoszącą milion strzałów na minutę. Oczywiście było to ograniczone łączną pojemnością obu magazynków, wynoszącą pięćdziesiąt sztuk, a więc o realnym zbliżeniu się do tej wartości nie mogło być mowy. W praktyce oznaczało to jednak, że Sorilla mogła ostrzelać cel pięćdziesięcioma pociskami tak szybko, że uderzały w cel, zanim podporucznik poczuła odrzut.

      Była to dość precyzyjna broń, spełniająca również funkcję kieszonkowej artylerii, i jak każda konstrukcja tego typu, nie miała żadnych ruchomych części. Nawet spust był tylko płytką dotykową, ale Sorilla i tak rzadko go używała. Jej implanty mogły przekazać broni sygnał do otwarcia ognia.

      Obok pistoletu leżało coś, czego nie znała. Sorilla podniosła urządzenie i obejrzała je. Wyglądało trochę jak elektryczny śrubokręt, tyle że na końcówce służącej do mocowania grotów znajdowało się małe szkiełko.

      – Zasilany chemicznie laser gigawatowy – wyjaśnił Graves. – Czas działania wynosi dziesięć minut.

      Sorilla gwizdnęła z uznaniem. Lasery nie były często używane, a szczególnie w charakterze broni. Owszem, posiadały je okręty jako część systemu obrony punktowej, ale problemem były wystarczająco mocne i stabilne źródła zasilania. Dotychczas tylko okręty takimi dysponowały.

      – Dziesięć minut? Cholera, sir, to robi wrażenie. Czemu nie widzieliśmy ich dotychczas? – spytała szczerze zainteresowana, jako że przy broni o tej mocy nawet dwie minuty byłyby wystarczającą wartością.

      – Głównie z powodu ceny – odpowiedział Graves. – To kosztuje prawie tyle, ile pani pancerz.

      – Auć. – Podporucznik bardzo delikatnie odłożyła laser.

      Pancerz operatora Wojsk Specjalnych wart był około dwudziestu milionów dolarów, między innymi dlatego używała ich jedynie ta formacja.

      – Oferujemy pani kolejny sposób na sianie spustoszenia, nie to, żeby dotychczas była pani nieskuteczna... – uśmiechnął się generał. – Ale co ważniejsze, daje on sporą różnorodność zastosowań. Można nim walczyć, ciąć, spawać... Proszę traktować to jak urządzenie wielofunkcyjne, poruczniku.

      Sorilla pokiwała głową.

      – Bardzo drogi jest ten multitool – powiedział Graves z przewrotnym uśmiechem. – Proszę go nie zepsuć.

      Aida wiedziała, że generał żartował. Nie wysyłało się sprzętu w pole, nie zakładając, że zostanie on użyty do wykonania zadania, to było logiczne. W rzeczywistości generalicja lubiła, kiedy sprzęt był intensywnie używany. To usprawiedliwiało zamawianie tak kosztownych zabawek.

      – Większość pozostałego sprzętu to modyfikacje tego, co już pani zna. Na koniec zostawiliśmy jednak najlepsze.

      Poprowadził ją do przedmiotu mającego znajomy kształt, jednak wyraźnie innego od poprzednich modeli. Na twarzy Sorilli powoli pojawiał się szeroki uśmiech.

      – Podoba mi się.

      – Nie jestem tym zaskoczony.

      Graves przyglądał się, jak Sorilla obchodzi dookoła nowy pancerz operatora Wojsk Specjalnych. Zestaw miał przyłbicę uformowaną pod kątem, co nadawało mu wygląd turniejowej zbroi rycerskiej. Podporucznik sięgnęła, otworzyła zamki magnetyczne i obejrzała się.

      – Mogę, sir?

      – To pani pancerz, poruczniku. Proszę nim dysponować.

      Sorilla


Скачать книгу