Świetlany mrok. Krzysztof Bonk
czasem w świątyni kogoś bliskiego.
– Dobrze się spisałam? – zapytała obdarowana pocałunkiem kobieta.
– Jak zwykle doskonale – odpowiedziała Elea, śląc kolejne kuszące uśmiechy. – Gdybyś nie była jedną z najwyższych kapłanek, śmiało mogłabyś pretendować do miana primadonny na deskach cesarskiego teatru.
– Ale wtedy nie byłoby mnie tu z tobą… – Waltari kokieteryjnie musnęła rozmówczynię opuszkami palców po policzku i dodała z udawanym strachem w głosie: – Choć z tą groźbą odcięcia mi mego języka trochę, kochana, przesadziłaś. Wiesz, co potrafię ci dać za jego sprawą…
Po tym wyznaniu kobiety wybuchły tłumionym rękoma śmiechem. Następnie Elea spojrzała na zamknięte drzwi i zwróciła się do Waltari ściszonym głosem:
– Dzięki odegraniu naszej małej scenki mamy obecnie pewność, że jeżeli przeciw naszym planom pojawi się choćby zalążek spisku w radzie, jego inicjatorki udadzą się po wsparcie właśnie do ciebie, moja droga. Wkrótce zostaniesz uwolniona, a ściślej – wyjdziesz z tej komnaty razem ze mną. Zwołałam obrady, podczas których mnie przeprosisz i wyrazisz skruchę. W nagrodę wspaniałomyślnie przyjmę cię w poczet naszych sióstr na pełnych prawach najwyższej kapłanki. Prawda, jakie to proste?
– W swej prostocie zaiste doskonałe, podobnie jak ty…
– Przestań, jestem bardzo złożoną osobą – droczyła się Elea.
– Nie dla mnie… – Waltari objęła ją w talii.
– Nie teraz, nie tutaj. – Elea odsunęła od siebie kobietę. – Nieustannie mam wrażenie, że ściany twojego pokoju są niemal przeźroczyste. Zbyt wiele przez nie widać. Powinnaś zamieszkać w innej komnacie. Poza tym muszę już iść. Zaćmienie coraz bliżej i do tej pory wszystko musi zostać dokładnie przygotowane. Do świątyni ze wszystkich pierścieni światła ściągają varekai. Trzeba je odpowiednio nastroić do nowego zadania. Wiesz, że tylko ja mogę to uczynić. Ponadto należy starannie przygotować dla Bogini rytuał krwi. Łono, które zaszczyci świetliste dziecko, już wybrałam.
– Czyje ono będzie…?
– Oprócz Bogini Światła wyłącznie ty się o tym dowiesz. Kiedy już się to dokona.
– Bogini Światła, nieustannie o niej wspominasz… Powinnam być zazdrosna…?
– Uwielbiam, kiedy jesteś. Tymczasem chodźmy.
Za drzwiami Elea natknęła się na kapłankę, która kłaniając się nisko, oświadczyła:
– Najwyższa z Dziewięciu! – Tak Elea kazała siebie tytułować zakonniczkom, które tylko jej podlegały. – Przybyła z północy varekai przedstawiła w obrazach wizję najwyższej kapłanki Magi, gdy przebywała poza świątynią. Nie była tam sama.
– Chodź ze mną. – Elea wskazała kapłance ustronne miejsce na korytarzu. Waltari podążyła za nimi. Kapłanka spojrzała pytająco na towarzyszkę Najwyższej z Dziewięciu. – W porządku – uspokoiła ją Elea, widząc jej wahanie. – Możesz mówić otwarcie.
Jej podwładna rozpoczęła relację:
– Varekai pokazała obraz najwyższej kapłanki Magi i kogoś łudząco podobnego do niej.
– Sobowtór? – wyszeptała zdumionym głosem Waltari.
– Wydawały się identyczne – przytaknęła kapłanka. – Przyjechały z dwóch różnych stron. Zamieniły się końmi i każda z nich kontynuowała podróż w odmiennym kierunku.
– Podmieniają się, suki… – wyszeptała z podziwem Waltari. – Widać dzielą się urzędem najwyższej kapłanki.
– Towarzyszył im uzbrojony mężczyzna w średnim wieku – dodała kapłanka.
– Ciekawe, czy nim też się dzielą – zachichotała towarzyszka Elei. Ona sama zapytała oschle:
– Obrazy z przyszłości?
– Varekai pokazała tylko bliską przyszłość tego mężczyzny: obóz dzikich, potem mrok, a w nim mroczną istotę, zdaje się z głową byka. To wszystko.
– Doskonale się spisałaś i nagroda cię nie ominie. Zaprowadź mnie do tej varekai. Chcę natychmiast sama obejrzeć te wizje – oznajmiła już śmiertelnie poważnym tonem Elea.
– Powodzenia! – rzuciła za oddalającą się parą Waltari. Uśmiechnęła się z zadowoleniem i udała ku spiralnym schodom wiodącym na niższe kondygnacje. Wszystko bowiem wskazywało na to, że rozpoczęcie obrad najwyższej rady zostanie nieco odwleczone w czasie. Jej z kolei wpadł do głowy pewien przewrotny pomysł, który postanowiła niezwłocznie zrealizować.
Po dotarciu do najniższego poziomu świątyni skierowała się do jednych z wielu drzwi prowadzących do podziemi. Nie przepadała za otaczającymi ją zewsząd kryształami. Miejscami były prawie przezroczyste, przez co wszędzie można było zostać podpatrzoną, nawet bez pomocy varekai. Z tych względów w celu odbycia naprawdę intymnych spotkań Waltari preferowała mniej transparentne przestrzenie właśnie w podziemiach świątyni. Upatrzyła tam sobie zamykany na klucz schowek na narzędzia. Na tyle duży, aby mógł pomieścić dwie osoby, a jednocześnie na tyle mały, aby nie znalazła się tam także varekai.
Przy wejściu do podziemi Waltari stanęła przed pełniącymi wartę strażniczkami. Mogła zachowywać się wobec nich swobodnie – były to zaufane osoby, wierne tylko jej samej.
– Będę w umówionym miejscu – rzekła do nich. – Przyślijcie do mnie natychmiast Alistri i niech ktoś przygotuje dla niej zawczasu najszybszego konia.
W odpowiedzi jedna strażniczka błyskawicznie pobiegła w sobie znanym kierunku, a druga otworzyła drzwi. Waltari wkroczyła na strome schody wiodące w dół, gdzie przemierzyła skąpo oświetlone korytarze, wykute przed tysiącami lat w litej skale. Lubiła ten widok. Jej oczy odpoczywały tu od ciągłego widoku mieniących się różnobarwnym światłem kryształów. To miejsce przywodziło jej również na myśl rodzinne okolice. Przypominało o jej prawdziwych, szczerych związkach z Boginią Ziemi. To właśnie jej Waltari była oddana, nie czczonej tu Bogini Światła. Musiała jednak ten fakt zachować dla siebie. Podobnie jak wiele innych tajemnic, których wyjawienie komuś w świątyni byłoby zwyczajnie niebezpieczne.
Waltari dotarła do celu, czyli drewnianej komórki w ślepym korytarzu. Oparła się o skalną ścianę i czekała na wezwaną osobę. Była nią jej wszechstronnie wyszkolona zabójczyni, złodziejka i kochanka w jednym. Poznała ją wysoko w górach w królestwie swego ojca i z miejsca zafascynowała ją ta kobieta. Uosabiała wszystko, co najlepsze z natury wolnych, górskich klanów, które Waltari darzyła szczerym podziwem. Dlatego była wielce szczęśliwa, gdy Alistri zgodziła się wstąpić do jej świty i udała się z nią do Świątyni Światła. Od tamtej pory talenty Alistri stały się dla niej nieocenioną pomocą. Pomiędzy kryształowymi ścianami dokonywała na zlecenie dyskretnych zabójstw. Kradła cenne dokumenty i starożytne woluminy z tutejszych archiwów. Alistri nigdy nie pozostawiała żadnych śladów. Była w swym działaniu doskonała, nieuchwytna. To właśnie w dużej mierze dzięki jej poczynaniom Waltari znalazła się w grupie zaufanych osób Elei. Czyli na miejscu z jednej strony bezpiecznym, a z drugiej dającym wgląd w największe tajemnice Pierwszej z Dziewięciu i ogólnie w działania Zakonu.
Nagle, niczym duch, zjawiła się Alistri. Z nałożonym na głowę kapturem i w białej, mnisiej szacie wyglądała niemal identycznie jak pozostałe zakonniczki. Ponadto przepasała się szarym sznurem, co oznaczało, że reprezentowała w klasztorze najniższą rangę kapłanek. Waltari nie chciała, aby Alistri rzucała się niepotrzebnie w oczy. W razie potrzeby przewiązywała się sznurem o barwie adekwatnej do aktualnie wykonywanego zadania. Obecnie zanosiło się na to, że na pewien czas całkowicie ściągnie mnisie szaty.
Przybyła