Odyssey One. Tom 6. Przebudzenie Odyseusza. Evan Currie
układzie Przysiężnych. Studiowała ją, odkąd opuściła tamto miejsce, zawdzięczając życie podrzędnemu kapitanowi, który wykazywał przygnębiająco mało chęci awansu.
Znów przyjrzała się scenie na ekranie. Patrzyła, jak jej okręty rozrywają eksplozje znikąd.
„Jak dysydentom udało się przemycić staromodną broń nuklearną na moje okręty?”
Zadawała sobie to pytanie tysiąc razy, jeśli nie więcej, ale nie doczekała się odpowiedzi. Nikt inny też jej nie znał. Wywiad Imperium przeczesywał ostatnie dziesięć portów, które odwiedziła przed bitwą, ale do czasu, kiedy otrzymała rozkaz odlotu, nic nie znaleziono.
Co gorsza, wydawało się to absurdalne.
Dwie z bomb umieszczono prawidłowo, ale większość eksplozji miała miejsce w przypadkowych miejscach okrętów. Jedyna sensowna teoria brzmiała tak, że dysydenci przemycili broń zakamuflowaną jako przedmioty, które członkowie załogi brali ze sobą do kajut i miejsc pracy. Ale wiązało się z nią więcej pytań niż odpowiedzi, bo tego rodzaju broń niełatwo ukryć.
Wewnętrzna polityka Imperium nie była piękna, ale rzadko rozwiązywano w niej problemy za pomocą broni jądrowej.
Zagadkę stanowiła też broń używana przez Przysiężnych i anomalie.
Dwa lata wcześniej technologię Przysiężnych oceniano jako porównywalną z imperialną. Imperium miało przewagę taktyczną według każdej ówczesnej analizy, z uwagi na niechęć Przysiężnych do okrętów typowo bojowych. Nawet biorąc pod uwagę zmiany wynikające z inwazji Drasinów, możliwości tych jednostek nie pasowały do całego obrazu.
„Broń musi pochodzić od tych, których Aymes nazywa anomaliami”.
Gestem sprawiła, że na jednym z ekranów pojawił się mniejszy okręt o masie i konfiguracji zgodnej z jednostką anomalii, która zniweczyła pierwotną inwazję Drasinów. Był niezwykle trudny do zlokalizowania na skanerach, gdy nie patrzyło się bezpośrednio na niego. A w kosmosie stanowiło to rzadkość.
Krzywa mocy mniejszych okrętów była bliska zera, przynajmniej na tyle, na ile umieli ją wykryć. Gdyby znaleźli się bliżej, mogliby zarejestrować wykres dokładniej, ale wtedy musieliby podejść zbyt blisko najbardziej bodaj przerażającej rzeczy, jaką napotkali.
Kolejny gest zatrzymał obraz, na którym z okrętu wylatywały białe punkty energii.
Antymateria jako pocisk…
To oznaczało, że albo byli w stanie generować ją na poczekaniu, w co zwierzchniczka nie wierzyła, albo trzymali ją w pogotowiu. Jednak z tak niską krzywą mocy nie powinni nawet móc jej przechowywać!
Misrem wzdrygnęła się. Po plecach przeszedł jej dreszcz na samą myśl o składowaniu tak niebezpiecznego materiału na pokładzie okrętu. Było to szaleństwo, niezależnie od tego, jak skuteczne.
„W takim razie walczymy z wariatami” – pomyślała.
Gdyby chodziło o inne imperium, z chęcią by się z nim zmierzyła. Profesjonalna flota, z którą można toczyć bitwy, coś, co rodziło nowe dynastie. Ale walka z szaleńcami oznaczała w najlepszym razie atakowanie kalekich i bezbronnych. Nieważne, jak dobrze się to robi, nie zajdzie się w ten sposób daleko.
Ale to był optymalny scenariusz. Najgorsza możliwa wersja zakładała, że są funkcjonalnie szaleni. Byli istotami, które jakoś mimo wszystko potrafiły relatywnie normalnie funkcjonować w tym wszechświecie. Z takim wrogiem nie chciała się mierzyć żadna profesjonalna dowódczyni, bo niezależnie od tego, jak wydawała się dobra, mogli ją przechytrzyć, robiąc najgłupszą możliwą rzecz i jakoś sprawiając, że obróci się na ich korzyść.
Ostatecznie jednak nie powinno to mieć znaczenia.
Imperium walczyło już z różnymi przeciwnikami i będzie walczyć jeszcze z wieloma. Szaleństwo nie było prawdziwym kluczem do zwycięstwa, a jedynie opóźniało nieuniknioną porażkę. Zdyscyplinowana i profesjonalna flota zawsze zatriumfuje.
Nie uśmiechało się jej jednak poznanie ceny, jaką zapłaci za to zwycięstwo jej zdyscyplinowana i profesjonalna flota.
***
Kapitan Aymes siedział przy konsoli, wpatrując się w nagrania ostatniej bitwy w przestrzeni Przysiężnych, podczas gdy jego ludzie wykonywali swoją pracę.
Coś się zmieniło u Przysiężnych i mógł się założyć, że kluczem do tego były okręty anomalie. Pierwotny rozłam między Przysiężnymi i Imperium miał miejsce w przeszłości, na tyle dawno, że obecnie był tylko legendą. Systemową nienawiść do arogancji Przysiężnych wpajano imperialnym dzieciom od najmłodszych lat, opowiadając im bajki na dobranoc i puszczając propagandowe programy rozrywkowe.
Mogli być aroganccy, ale Aymes miał dostęp do pierwotnych archiwów – na tyle pierwotnych, na ile zdołał znaleźć. Przysiężni trzymali się wiernie swoich zasad, Przysiąg, które złożyli z nieznanych powodów. Rozłam miał miejsce, gdy założyciele Imperium uznali, że Przysięgi są przestarzałe, ale tamci nie chcieli słuchać głosu rozsądku.
Gdy doszło do schizmy, Przysiężni uznali Imperialnych za renegatów i wybuchła wojna. Nie zachowały się zapiski o tym, kto ją zaczął. Zważywszy na to, co Aymes wiedział o Przysiężnych, przypuszczał, że Imperialni, ale nie miało to już znaczenia. Ważne było to, że Przysiężni albo przegrali i zostali wypędzeni, albo odmówili walki i sami odeszli.
Aymes potrafił czytać między wierszami i zdawał sobie sprawę, że brakowało sporej części historii. W zapiskach na pewno nie znajdowały się powody do zinstytucjonalizowanej nienawiści do Przysiężnych, ale wyczuwał, że była ona nieproporcjonalna do tego, co się zdarzyło, szczególnie zważywszy na czas, jaki upłynął.
Nie dowiedział się z tych danych wiele sensownego, ale wyglądało na to, że Przysiężni mieli niemal psychopatyczne skłonności do pacyfizmu, czasami za szaloną cenę.
Nie to widział podczas dwóch ostatnich wypraw na ich terytorium.
Nawet okręty, które prawdopodobnie były dziełem Przysiężnych, zostały uzbrojone i używały broni bez wahania.
„Coś się zmieniło” – pomyślał. Nie było trudno stwierdzić co.
Drasinowie.
Aymes skrzywił się na myśl o tych istotach. Wypuszczenie ich wolno na Galaktykę było oznaką pychy, której nie dorównywały nawet propagandowe wersje Przysiężnych.
Nie miał wątpliwości, że ta decyzja jeszcze się na nich zemści, ale to był problem na inny dzień. Teraz bardziej interesowało go, czy wypuszczenie Drasinów na Przysiężnych nie zmieniło fundamentalnie ich natury.
Chociaż wydawało się to… niemożliwe.
Ale jeśli miał rację, możliwe, że obudzili śpiącą bestię, której Imperium się nie spodziewało.
Aymes wpatrywał się w nagrania z tą właśnie myślą.
„Mam nadzieję, że się mylę, ale obawiam się, że nie”.
Wiedział, że brakowało mu krytycznych informacji. Działo się coś nieoczekiwanego, co zniszczyło obliczenia, które wywiad Imperium poczynił w kwestii Przysiężnych.
Aymes nie mógł uwierzyć, że za wszystkim stała anomalia. Ktokolwiek czy cokolwiek sterowało tym okrętem – czy też okrętami – było czynnikiem, którego wpływu nie umiał oszacować. Rzucali wszystko na wiatr słoneczny, a Aymes nie potrafił stwierdzić, gdzie wyląduje.
Okręt Sojuszu Ziemskiego „Odyseusz”
Bosman