Odyssey One. Tom 5. Król wojowników. Evan Currie
w głosie. – Myślą, że coś przed nimi ukrywam, ale sama nie do końca wiem, co to miałoby być.
– Sami coś ukrywają. Może to nawet coś, czego i tak nie uznalibyśmy za ważne. Ale coś ukrywają.
– Zgoda. Choć jestem skłonna uznać, że to może być coś ważnego. Tajemnicą pozostaje tylko kwestia, jak ważnego.
– Niełatwo ich rozszyfrować – przyznał Weston. – Miałem do czynienia z kulturami z różnych stron Ziemi, niektóre szanowałem o wiele mniej niż Priminae, ale żadnej nie było mi tak trudno zrozumieć.
– Mam podobne doświadczenia. A ponieważ wiemy, że coś ukrywają, mam nadzieję, że użyje pan swojej tutejszej reputacji i kontaktów, aby dowiedzieć się, co to może być.
Eric skinął głową.
– Tak zrobię. Cokolwiek to jest, może mieć wpływ na moją misję i bezpieczeństwo Ziemi, więc uczynię, co w mojej mocy.
– Dziękuję. Ambasada w większości kwestii działa bardzo dobrze – powiedziała LaFontaine. – Niestety, nasze wydziały wywiadu i analizy informacji niemal dosłownie rwą sobie włosy z głowy.
Eric odparł z uśmiechem:
– Szczerze mówiąc, pani ambasador, nawet mnie to bawi.
– Może dla pana to zabawne, ale to nie żart – odparła sztywno dyplomatka. – Od ich pracy zależeć może życie wielu ludzi.
Weston uniósł dłonie na znak kapitulacji.
– Przyjąłem i zrozumiałem. Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć.
Na chwilę przyszpiliła go wzrokiem, po czym nieco się rozluźniła.
– Dobrze. Załatwiliśmy już większość papierkowej roboty związanej z pańską wizytą, więc nie mamy wiele do zrobienia.
Eric potrafił poznać, kiedy się go wygania, więc wstał.
– W takim razie do zobaczenia. Dam znać, gdy czegoś się dowiem.
– Powodzenia, kapitanie.
***
Eric wiedział, że istniało tylko jedno źródło informacji, od którego mógłby dowiedzieć się, co właściwie ukrywają Priminae. Niestety, szanse na rozmowę z tym źródłem wynosiły co najwyżej pięćdziesiąt procent. Mimo wszystko postanowił spróbować.
„Gdyby tylko Centrala miała numer telefonu…”
Ta nieznośnie tajemnicza istota, czasami zwana „komputerem”, zarządzająca codziennymi sprawami Ranquil, była szansą, by Weston się czegoś dowiedział. Prawdopodobnie czegoś zagadkowego i nie do końca jasnego, ale to zawsze byłoby coś.
Niestety, w grę nie wchodziło poproszenie Priminae o dostęp do pomieszczenia, w którym korzystali z Centrali. Po pierwsze, uznaliby wtedy, że coś kombinuje, czego wolał uniknąć, bo… rzeczywiście coś kombinował. A co więcej, sama Centrala nie była szczególnie zainteresowana informowaniem innych o tym, skąd się właściwie wzięła.
Eric wrócił do wahadłowca, mijając po drodze dwóch stojących na warcie marines. Sprawdził, czy obecnie nie ma tam pilota, po czym zamknął drzwi przed wszystkimi niższymi od niego stopniem.
Centrala była, a raczej wydawało się, że jest czymś więcej niż tylko komputerem. Weston nie uważał się za eksperta w tej kwestii, ale to, jak istota sama się opisywała, oraz jego spotkanie z bardzo podobnym zjawiskiem na Ziemi mówiły mu, że ma do czynienia z czymś więcej niż maszyną.
– Owszem.
Świat wokół niego zakręcił się w znany mu już sposób. Eric rozejrzał się po wnętrzu wahadłowca z dziwnym poczuciem, że coś uległo zmianie, choć nie był w stanie stwierdzić co.
– To cholernie irytujące – mruknął, skupiając się na humanoidalnej postaci, która pojawiła się przed nim.
Centrala wydawała się normalną istotą ludzką, tyle że, gdy tylko Eric odwracał od niej wzrok, przestawał pamiętać cokolwiek z rysów jej twarzy. Mimo wszystko wiedział, że jakieś musiała posiadać, bo inaczej byłoby to jeszcze dziwniejsze. Cóż, miał już trochę dość użerania się z tymi dziwacznymi stworami.
– Stworami, naprawdę? – Centrala wydawała się lekko urażona. – To niezbyt grzeczne.
– Podobnie jak czytanie w myślach – odbił piłeczkę Weston.
– Mówiłem ci już, że to nie jest coś, przed czym mogę się powstrzymać. – Centrala machnęła ręką. – Twoje myśli są moimi myślami, zupełnie jakbym sam je pomyślał. Swoją drogą, zdecydowanie MUSISZ przekazać moje pozdrowienia swojej Gai.
Eric przewrócił oczami, wiedząc, że dosłownie musiał. Gdy tylko wróci na Ziemię, nie będzie miał innego wyboru. Jego myśli zostaną od razu odczytane przez Gaję.
– Nie odczytane – poprawiła Centrala. – Doświadczone.
– To wcale nie lepiej – odparł oschle Eric. – Słuchaj, możemy przejść do rzeczy? Muszę się napić, żeby zapomnieć tyle, ile się da.
– Wy, Ziemianie, stanowicie nie lada zagadkę. Agresywni, gwałtowni, niemal bestialscy… a jednak tak łatwo urazić wasze uczucia, zupełnie jakby słowa były gorsze niż fizyczna krzywda.
Eric skrzywił się, stwierdzając, że Centrala się z nim po prostu bawi.
– Owszem, robię to. – Centrala w jakiś sposób krzywo się uśmiechnęła. Eric nie był pewien jak, zważywszy na brak szczególnych rysów twarzy.
Po chwili jednak istota spoważniała.
– Nie wiem, co ci powiedzieć. Czy moi ludzie ukrywają przed tobą informacje? Oczywiście nie celowo w twoim rozumieniu.
– Co?! To absurd! Jak można coś ukryć niecelowo?
– Na wiele sposobów – odparła istota. – Można zapomnieć, uznać coś za nieistotne lub uznać, że druga osoba o czymś już wie.
Eric skupił się na ostatniej możliwości.
– Że co wiemy?
– Już słyszał pan tę odpowiedź, capitaine. – Centrala roześmiała się, równocześnie zmieniając akcent z całkowicie neutralnego na znajomy.
– Muszę dowiedzieć się więcej… – powiedział Weston, ale poczuł, że świat wokół niego znów wiruje. Nagle dziwne poczucie ulotniło się, a ściany wahadłowca znowu były tylko ścianami wahadłowca.
Odwrócił się nagle, usłyszawszy trzykrotne pukanie w pokrywę włazu.
– Kapitanie, wszystko w porządku?
– Tak, zaraz wychodzę – odpowiedział.
Naprawdę nie wiedział, co myśleć o dwóch istotach, Centrali i Gai. Były czymś więcej niż ludzie, ale nie wydawało się, żeby korzystały szczególnie ze swojej potęgi. Oczywiście, równie dobrze mogły bez jego wiedzy pociągać za sznurki, ale miał poczucie, że tego nie robią.
Centrala była analityczna, logiczna, chłodna i zdystansowana. Eric rozumiał, dlaczego Priminae mogli uznać tę istotę za komputer. Gaja była jednak dzika i gwałtowna. Bardziej przypominała siłę natury niż maszynę. Eric nie wiedział, czy Gaja przybrała sobie imię bogini Ziemi, czy sama ją zainspirowała. Obie te możliwości wydawały się równie prawdopodobne.
Największy problem z nimi obiema był oczywisty i bardzo frustrujący.
„Jak mam zachować jakikolwiek rodzaj