Odyssey One. Tom 5. Król wojowników. Evan Currie
było błędem. Był dowódcą marynarki Priminae i wodzem naczelnym ich całego wojska, choć stanowisko to nie zapewniało mu szczególnego uznania wśród miejscowych. Uzyskanie go nie było może takim wyzwaniem jak na Ziemi, ale utrzymanie się na nim mimo wszystko stanowiło oznakę najwyższego oddania służbie.
– Admirale, zawsze miło pana widzieć.
– Cała przyjemność po mojej stronie, kapitanie. Bardzo zasmuciły mnie wieści o pana rzekomym losie.
– Jak powiedział kiedyś pewien znany Ziemianin, pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone… – Eric przerwał, zastanawiając się nad tymi słowami, zanim dodał: – No dobrze, w moim przypadku może nie tak mocno. Wieści były bliższe prawdy, niżbym chciał, ale nadal przesadzone.
– Zdecydowanie. – Tanner uśmiechnął się. – Będzie mi pan musiał później opowiedzieć wszystko ze szczegółami. Napijemy się czegoś w wolnym czasie?
– Zdecydowanie, admirale.
– A teraz – Tanner powiedział to poważnym tonem, spoglądając na grupę osób wysiadających z wahadłowca – rozumiem, że przywiózł pan więcej specjalistów?
– Tak, zgodnie z prośbą – potwierdził Eric, wskazując na potężnej postury samoańskiego oficera w mundurze Korpusu Marines Sojuszu. – To major Afano. Jest specjalistą od działań połączonych sił zbrojnych i przejmie program szkoleniowy od pułkownika Reeda teraz, gdy pańskie siły zaczęły przypominać regularne wojsko.
– Oczywiście. – Tanner skinął głową. – Witam, majorze. Przedstawię panu komendanta Jehana. Dowodzi wszystkimi naszymi siłami zbrojnymi, poza flotą.
– Chętnie go poznam, admirale – odparł Afano niemal idealnie w języku Priminae, bez użycia translatora.
Tanner spoglądał na niego przez chwilę zdumiony, po czym odwrócił się do Erica.
– Jak zwykle przywozi pan ze sobą ciekawych ludzi.
– Tylko najlepszych, admirale. A skoro o tym mowa, to porucznik Lyssa Myriano. Jest moją adiutantką i większość komunikacji przechodzić będzie przez nią. Jeśli będzie pan chciał się ze mną skontaktować, proszę dać jej znać, a dopilnuje, abym jak najszybciej się o tym dowiedział.
– Poruczniku – powiedział Tanner, pochylając się lekko ku Lyssie – miło mi.
– Nawzajem, admirale. Kapitan mówił mi o panu wiele dobrego.
– Podejrzewam, że kapitan Weston zbytnio mi schlebia – odparł skromnie Tanner. – Ale oczywiście miło mi to słyszeć.
Eric chrząknął głośno.
– Admirale, jest pan dowódcą całej floty i wodzem naczelnym sił zbrojnych Priminae. Wciąż zdumiewa mnie, że ma pan czas widzieć się ze mną.
Tanner uśmiechnął się, ale nie odpowiedział. Skinął na podwładnych.
– Zaprowadźcie wszystkich do przydzielonych im kwater. Spotkamy się później na naradzie. Kapitanie, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, chętnie sam pana odprowadzę.
– Będę zaszczycony, sir.
***
Niedługo potem Eric siedział w zaskakująco wygodnym fotelu w biurze admirała i sączył obiecanego drinka.
– To wszystko, admirale – powiedział, mrużąc oczy i wspominając minione wydarzenia. „Mniej więcej” – pomyślał.
Pominął pewne fragmenty historii, którymi nie chciał dzielić się z nikim, ani tu, ani na Ziemi. O spotkaniach z istotami zwanymi Centralą i Gają nie napisał w raporcie, nikomu też o nich nie opowiedział. Wolał nie trafić do pokoju bez klamek, a opowiadanie o niektórych wydarzeniach mogłoby go tam zakwalifikować.
– To niebywałe, że pan przeżył. I że przeżył pański świat. Drasinowie nie lądowali na żadnej z naszych planet w takiej liczbie.
– Byliśmy dobrze uzbrojeni, admirale. Szczerze mówiąc, zamiast przeprowadzać inwazję, lepiej zbombardować nas z orbity. Lądowanie na Ziemi ze złymi zamiarami to samobójstwo. Nieważne, jak groźny jesteś, dziewięć miliardów wkurzonych i uzbrojonych po zęby ludzi zepsuje ci dzień.
– Być może – odparł Tanner – ale niestety o nas nie można powiedzieć tego samego.
– Ma to też wady – dodał Eric nieco ciszej. – Ale w takich przypadkach jak ten nie będę narzekał.
– Zdecydowanie nie ma pan na co – westchnął admirał. – Ale przejdźmy do bieżących spraw. Rada chce, abym spytał pana o intencje pańskiego rządu.
– Admirale, takie pytania lepiej zadać ambasador LaFontaine.
Tanner skinął głową ze zmęczeniem w oczach.
– To właśnie im powiedziałem. Niestety, i tak nalegali.
Eric zasznurował usta, niezbyt zadowolony z pytania, ale w pełni je rozumiejąc. Przekazywanie nieformalnych informacji za pośrednictwem wysokiej rangi oficerów sojuszniczych wojsk nie było rzadkością również na Ziemi.
Ale stanowiło to swego rodzaju sztukę, Tanner zaś zdecydowanie nie znał protokołu.
– Nie powinien mi pan mówić tego wprost – w końcu wydusił z siebie Weston, śmiejąc się.
– Nie?
– Nie, admirale, powinien pan niezobowiązująco spytać o moją misję… Oczywiście o nic tajnego – odparł Eric. – Potem może rzucić parę aluzji i tak dalej. Bycie tak bezpośrednim to lekkie faux pas.
Tanner spojrzał na niego zdumiony.
– Nie wiedziałem, że to tak skomplikowane.
– Tak właśnie się tańczy po polach minowych ściśle tajnych rozkazów – przyznał Eric, wzruszając ramionami. – Pewnie tutaj nie ma takiej potrzeby, przynajmniej jeszcze nie, ale mimo wszystko…
– W takim razie przepraszam. – Wydawało się, że Tanner poznał się na żarcie. – Mimo wszystko pytanie wciąż jest aktualne.
– Tym razem czeka nas misja zwiadowcza dalekiego zasięgu – odpowiedział po chwili Eric. – Nic szczególnie tajnego. Ziemskie rządy chcą dowiedzieć się więcej o pochodzeniu Drasinów.
– To zrozumiałe.
– Postaram się nie wchodzić w drogę pańskiej flocie, ale zaczniemy od prześledzenia dotychczasowych miejsc kontaktu z Drasinami na planetach Priminae. Następnie spróbujemy określić, czy występuje tu jakiś wzorzec. Zdecydowanie niepokoją nas Drasinowie, ale osobiście bardziej martwią mnie niezidentyfikowane okręty, na które natknęła się „Odyseja” podczas naszej drugiej misji.
– Tak, czytałem pański raport. To bardzo niepokojąca kwestia – przyznał Tanner. – Ma pan jakieś nowe informacje? Jakieś wyraźniejsze nagrania okrętów, które moglibyśmy porównać z naszymi bazami danych?
– Nic – skłamał bez wahania Eric. – Niestety, kryli się wewnątrz chmury.
– Oczywiście. W takim razie życzę powodzenia.
Eric uważnie przyglądał się drobnemu mężczyźnie, starając się odgadnąć, czy admirał rozpoznał kłamstwo lub znał prawdę. Nie wyczytał z jego twarzy nic poza rozczarowaniem brakiem danych. Eric wciąż nie był pewien, czy może tu ufać swoim instynktom, ale osobiście miał nadzieję, że Tanner i jego Priminae nie mieli nic wspólnego z tym, co się wydarzyło.
Sam nie wierzył w ich winę, ale te okręty były bardzo podobne do jednostek Priminae. Zbudowane zostały wprawdzie z nieco