Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki. Kennedy Hudner
Procedura nie należała do przyjemnych. Jedyny, który przeżył odbieranie wspomnień, twierdził, że było to jak obdzieranie ze skóry tępym, zardzewiałym nożem.
Wszyscy savakowie wiedzieli, czego się spodziewać, i przystąpili do transferu pamięci z dystansem właściwym zawodowcom. Ich troska koncentrowała się jedynie na czasie trwania i organizacji zadania, a obawy dotyczyły wyłącznie tego, że ktoś mógłby przypadkiem wykryć, co robią. Fizyczne skutki, odczuwane przez cel, były bez znaczenia, dopóki nikt nie słyszał krzyków.
Sharon Gilmore nie miała jednak tyle szczęścia.
Obudziła się powoli. Nie wiedziała, gdzie się znajduje ani czemu jest taka otępiała. Potem uświadomiła sobie, że nie może ruszyć ani ręką, ani nogą. Sytuacja już wyglądała na złą, ale okazała się jeszcze gorsza, gdy dziewczyna otworzyła oczy. Nad nią pochylał się mężczyzna. Przyglądał się jej jak obrzydliwemu robalowi.
Sharon Gilmore wrzasnęła. A przynajmniej próbowała. Usta miała zaklejone taśmą, udało się jej wydobyć z gardła jedynie stłumione charczenie, ledwie słyszalne w pokoju, a co dopiero za zamkniętymi drzwiami. Dziewczyna chciała poruszyć głową, ale nie mogła. Czuła tylko mrowienie i ukłucia pod włosami, coś…
I wtedy zalała ją fala dzikiej, prymitywnej paniki. Sharon wrzasnęła mimo zaklejonych ust, napięła mięśnie szyi, żyły wystąpiły na skroniach, a w oczach błysnęło bezwolne przerażenie. Jej stłumione krzyki niosły się cicho po pokoju, zanim wreszcie umilkła z wyczerpania.
Nieznajomy mężczyzna znowu się nad nią pochylił.
– Sharon? Sharon, słyszysz mnie? – Miał przyjemny głos, jak spiker wiadomości, głęboki i kojący. – Wiem, że jesteś przerażona, ale wszystko będzie dobrze. Miałaś wypadek i zraniłaś się w głowę. Jesteś w szpitalu, musimy przeprowadzić zabieg. Może trochę boleć, ale zajmiemy się tobą i wszystko będzie dobrze. Obiecuję – zapewnił z powagą. Pokrzepiająco ścisnął jej dłoń, potem skinął głową komuś poza zasięgiem wzroku Sharon.
I wtedy zaczął się prawdziwy ból.
Po dwunastu godzinach była ledwie przytomna. Krew spływała jej z kącika ust, w trakcie zabiegu ugryzła się w język. Skórę miała mokrą od potu, dawno już nie panowała nad pęcherzem. Dowódca zespołu nucił pod nosem podczas sprawdzania odczytów instrumentów, a potem zadał duchowi serię pytań.
Duch również się zmienił. Zdawało się, że wchłonął osobowość Sharon Gilmore. Przyjął inną postawę, mniej przypominał wyhodowanego sztucznie savaka, bardziej kobietę, które umysł i ciało poznał całkowicie. Podobało jej się to, czego się dowiedziała.
– Opowiedz mi o kapitanie Ederze – rozkazał dowódca zespołu.
– No cóż… – Duch-Sharon podparła palcem podbródek w geście zamyślenia, którego wcześniej nigdy nie używała. – Doskonały oficer, z którym dobrze się pracuje. Bardzo wymagający, ale stara się być uprzejmy. Traktuje nas jak doświadczonych zawodowców, w przeciwieństwie do wielu innych oficerów. – Skrzywiła się i pochyliła do rozmówcy konfidencjonalnie. – Czasami zachowują się jak dupki.
– Ale co myślisz o kapitanie Ederze osobiście? – naciskał dowódca zespołu.
Duch-Sharon zachichotała.
– Chętnie bym poznała go bliżej. Przystojniak, porusza się z taką gracją… Na pewno jest dobry w łóżku.
– Kapitan zdaje sobie sprawę, co o nim myślisz?
Duch-Sharon wyglądała na wstrząśniętą.
– Nie! Jak możesz nawet tak myśleć? Załoga mostka to zawodowcy. Ja… Doprawdy, to by było bardzo niestosowne!
Powiedziała to całkowicie spontanicznie i szczerze, dlatego dowódca uznał, że transfer pamięci przebiegł prawidłowo. Pozostała tylko jedna próba.
– Ku chwale cesarza! – rzucił ostro.
Duch-Sharon wyprostowała się czujnie.
– Służę i ginę dla cesarza!
Dowódca z satysfakcją skinął głową. Rozejrzał się po pokoju. Sharon Gilmore, ta prawdziwa, leżała na łóżku, wstrząsana drżeniem, a z jej czaszki wciąż wystawały druty. Oczy miała półprzytomne, z ust ciekła strużka śliny. Patrzyła na zespół bez świadomości.
Dowódca przywołał jednego z podwładnych, który podał kobiecie zastrzyk z potasu – dawkę wystarczającą do zatrzymania pracy serca. Gilmore zadrżała jeszcze parę razy, potem opadła bezwładnie do wieczności. Nigdy nie dowiedziała się, co właściwie się stało ani dlaczego.
– Pozbyć się ciała zgodnie z planem – rozkazał dowódca reszcie, a potem odwrócił się do ducha-Sharon. – Jesteś teraz Sharon Gilmore. Za dwa dni wrócisz na Kornwalię, dlatego powinnaś się trochę opalić. Postaraj się uniknąć oparzeń słonecznych. – Przyjrzał się duchowi uważnie. – Wiesz, co masz robić, gdy znajdziesz się na Kornwalii?
Duch-Sharon skinęła głową.
– Zostałam poinstruowana. Wiem, co robić. Wykonam wszystko.
– Dobrze.
Dowódca założył marynarkę i ruszył do wyjścia. Zastanawiał się, jak radzą sobie inne zespoły.
Okazało się, że inne zespoły poradziły sobie całkiem nieźle.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.