Okrutnik. Spełniona przepowiednia. Aleksandra Rozmus

Okrutnik. Spełniona przepowiednia - Aleksandra Rozmus


Скачать книгу
Nie chcieli w to wierzyć, lecz wpajana przez całe życie wiara nie dawała im spokoju.

      – Każdy wie, że to są potwory z czasów naszych ojców i dziadów – odezwał się najstarszy mężczyzna w barze, który przez cały czas podpierał się na swojej lasce i uśmiechał kpiąco. – Nie bądźcie ignorantami, mieszkacie w tej wiosce i dobrze wiecie, jakie legendy się z nią wiążą.

      Staszka przebiegł dreszcz.

      Czas skończyć te domysły.

      – Rysiek, nie strasz ludzi. Zresztą sami przestańcie nawzajem się podburzać, na pewno to jakaś ogromna awaria i za jakiś czas wszystko wróci do normy. A ofiary w ludziach, no cóż… widocznie wychodzi z nas to co najgorsze, gdy stawiają nas w tak ciężkiej sytuacji – rzekł uspokajająco, ale za to z mocą i o dziwo przekonywająco, bo niektórzy z obecnych opuścili spięte ramiona.

      – Taa, tylko jak długo będzie się to ciągnąć?… – zaczął Rysiek, spojrzenie Staszka kazało mu zamilknąć. Prychnął i aż z przejęcia nad dyskusją poczerwieniał.

      – Sam w to nie wierzysz… – Usłyszał, i był on jedyną osobą do którego uszu dotarło to zdanie. A zostało one wypowiedziane przez dziadka trzymającego laskę, który wydawał się wiedzieć więcej niż powinien. Obdarzył go krótkim spojrzeniem, nie da się sprowokować.

      – Nie przyszedłem tu dyskutować o teoriach spiskowych. – Rysiek tylko wywrócił oczyma. – Słuchaj, pamiętasz jak opowiadałeś mi o tej dziewczynie po twoim wypadku?

      – No wiadome, o niej to nigdy nie zapomnę. – Na samo wspomnienie o niej na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech, a oczy zaszły jakby mgłą.

      – Opowiedz mi o niej, jak wyglądała, co miała na sobie? – Gdyby Rysiek nie był jak w transie, na pewno zauważyłby w tym coś dziwnego, widocznie mówienie o niej sprawiało, że się zatracał.

      – Była cudowna, chłopie mówię ci! Ideał. Bardzo jasne włosy, wręcz białe, do tego niebieskie oczy zresztą najpiękniejsze jakie widziałem. Wydawała się taka delikatna… – Zamyślił się. – Miała na sobie chyba białą sukienkę… wyjątkowo cieniutką. – Westchnął. Wystarczająco wiedział. Sprawczyni tego całego rozpierdolu zdecydowała się zaatakować jego bliskiego, czego wybaczyć nie jest w stanie. Nie zdawał sobie sprawy, że pięści zacisnął tak, że paznokcie raniły mu skórę aż do krwi. Rudy zajęty marzeniem nie zauważył jego zmiany nastroju, a wokół panowała taka sama cisza jak wcześniej. Wszyscy stracili już zainteresowanie nowo przybyłym.

      – Muszę iść, trzymaj się. – Nawet nie próbował zachowywać się normalnie. Nie był w stanie. Wychodząc zauważył tylko, że w sali nie ma już przemądrzałego dziadka, nie przejął się tym.

      Nie musiał jej długo szukać, właściwie to sama się na niego napatoczyła pod jego domem. Był zadowolony z takiego obrotu spraw, szybko to załatwi i będzie mógł wrócić do tego, czym powinien się zająć już dawno. Czas pokazać demonom kto tu rządzi, za bardzo się spoufaliły i pozwoliły na zbyt wiele. Nikt nie będzie zabijał ludzi w jego okolicy. Dobrogniewa widząc jego minę, cofnęła się parę kroków, by w końcu stanąć. Podeszła wyprostowana jak struna z podbródkiem uniesionym wysoko.

      – Jak… śmiałaś dobrać się do Rudego!? – zapytał z całą swoją mocą, a wiła aż się skurczyła. Jej mina nie wyrażała zaskoczenia, czym jeszcze bardziej go zdenerwowała.

      – Posłuchaj, to było jeszcze zanim zaczęłam wam pomagać…

      – A gówno mnie to obchodzi – przerwał jej. – On jest dla mnie jak rodzina i dobrze o tym wiedziałaś.

      – Tak, wiedziałam. Ty też nie jesteś idealny. Zabiłeś moją siostrę. – Zmarszczyła czoło i zwęziła wrogo oczy. Najlepszą obroną jest atak.

      – Nie no, ty sobie ze mnie żartujesz, nie? – Zaśmiał się głośno. – Porównujesz demona do człowieka.

      – I co z tego? Ludzie to czasami większe zło niż demony. Moja siostra była jedynym co mi zostało. – Już chciał jej przerwać, ale skierowała rękę w jego stronę, by mu w tym przeszkodzić. – Nie zdajesz sobie sprawy, jak to jest żyć przez wieczność w samotności, bez rodziny czy bratniej duszy. To jest gorsze niż śmierć. To, że ci pomagam kosztuje mnie wiele bólu, już nie mówiąc o tym, jak narażam tym swoją namiastkę życia. A wiesz dlaczego to robię?! – Milczał. – Bo widziałam cierpienie, jakie spotka ludzi, jeśli nadal będę bierna wobec tych wydarzeń. Widziałam i czułam ich ból. Taki ze mnie potwór, że nie chcę do tego dopuścić.

      Nie odezwał się nie dlatego, że zrobiło mu się jej szkoda bądź dlatego, że wymusiła na nim jakieś wyrzuty sumienia, po prostu był na tyle zdenerwowany, że postanowił posłuchać tym razem głosu rozsądku i odpuścić. Nie był pewien, czy unicestwienie jej duszy jest dobrym pomysłem, dlatego postanowił, że się wstrzyma. W jej oczach czaił się smutek, a na twarzy widniała wściekłość. Odwrócił się na pięcie i gdy był już prawie w domu usłyszał i poczuł silny podmuch wiatru od strony lasu.

      5

      Gdy Staszek się odwrócił, nagle coś w jego twarzy uległo zmianie. Jego ludzka twarz wykrzywiła się w grymasie przez co przypominała wręcz bestię. Była pewna, że nadchodzi zagrożenie. Poczuła jak włoski unoszą się na jej ciele, wszystko wokół ją ostrzegało, a ona stała jak głupia patrząc się na niego. Odwróciła jednak głowę, bo coś nie dawało jej spokoju. Ujrzała niedźwiedzia i to nie byle jakiego, bo ogromnego. Na pewno nie był zwyczajnym zwierzęciem, jego gałki były krwistoczerwone, jak u bestii. Wykraczał daleko poza rozmiary normalnego niedźwiedzia, do tego biło od niego coś, czego nie dało się opisać, wielka siła i nieokreślona energia, która dosłownie paraliżowała. Poza tym miała wrażenie, że gdzieś go już widziała. Tylko tyle mogła zauważyć, bo zniknął w gąszczu drzew i wydawało się, że niebezpieczeństwo minęło, gdy poczuła ręce zaciskające się na jej szyi. Wyrwała się z uścisku, który mało co nie pozbawił jej głowy. Zorientowała się za chwilę, że była to sprawka Okrutnika. No tak, bo kto inny. Pieprzony Okrutnik. Mimo tego, że zazwyczaj jego twarz wyrażała trochę wrogości, cynizmu i wyższości to teraz wyglądał na o wiele bardziej wkurwionego. Ledwo umknęła przed kolejnym atakiem, gdy nadszedł następny, który zwalił ją z nóg. Skurwysyn zyskał jakieś nadludzkie moce, bo czuła się niczym bezbronne dziecko. Zachowywał się jak wariat, jakby kompletnie stracił kontrolę nad sobą. W ułamku sekundy gdy zbierał siły do następnego uderzenia, przyjrzała mu się. Oczy miał jak za mgłą, pokryte błoną, która sprawiała, że jego tęczówki wydawały się mniej intensywne. Z ust ciekła mu piana, a na czole pulsowały żyły. To nie był Stach. Coś lub ktoś musiało mieć nad nim władzę. Złapała najbliżej niej leżącą gałąź i zamachnęła się w jego stronę, mając nadzieję, że to go chociaż wyprowadzi z transu. Jednak dla niego to było tylko lekkie muśnięcie, które i tak nie zrobiło na nim wrażenia. Miała kłopoty i to cholernie duże. Nie mogła uciec, bo jeśli nie ją, to skrzywdzi kogoś innego a to byłby kolejny powód do tego, by mógł ją jeszcze mocniej znienawidzić. Ale do cholery, czy ona wygląda na męczennika?! Sprawa wymknęła się spod kontroli a Dobrogniewę ogarnęło przerażenie. Czy tak miała zakończyć się jej droga? Mimo tylu życiowych zakrętów, wewnętrznej przemiany, wydobyciu z niej, z potwora o tylu dobrych ludzkich odruchach, miała zginąć z rąk Staszka?

      Zasłużyła, żyła długo, za długo a jej życie przepełnione było złem, bólem i żalem, który wydawał się być jej nieodłączną częścią. Może to najwyższy czas, by zakończyć to wszystko? Jednego była pewna, jeśli ma zniknąć, to z chęcią odda się jemu. To z rąk Okrutnika pragnęła zginąć. Opuściła gardę, schowała pazury, a zęby z powrotem wsunęły się w dziąsła. Przymknęła oczy. Nie chciała widzieć go w furii, za to przed jej oczami pojawił się z jak zwykle przyklejonym ironicznym


Скачать книгу