Galeria umarłych. Chris Carter
korytarz prowadzący do dalszej części domu.
Linda bardzo poważnie podchodziła do robienia zdjęć: nawet do takich, na których miała się powygłupiać.
– Hmmm, nie, nie podoba mi się to. – Pokręciła głową, zerkając na swojego pupila.
Światła w korytarzu były zgaszone, w przeciwieństwie do kinkietów, przez co w aparacie pojawiały się jakieś dziwne błyski w tle. Przesunęła się odrobinę w lewo, dzięki czemu błyski zniknęły.
– Tak, teraz jest znacznie lepiej, nie uważasz? – zapytała Pana Boingo.
Jego jedyną odpowiedzią okazało się senne mrugnięcie powiekami.
– Dobra, zróbmy to, zanim znowu zaśniesz, mały śpiochu.
Aplikacja Face Swap była śmiesznie prosta w obsłudze: wystarczyło po prostu zrobić zdjęcie. Program automatycznie wykrywał dwie twarze na fotografii, oznaczał je czerwonymi kołami, a następnie zamieniał je miejscami.
Ponownie usiadła na krześle i przyciągnęła kota bliżej.
– Tutaj – pokazała palcem wyświetlacz telefonu. – Spójrz tutaj.
Pan Boingo ziewnął przeciągle, wyglądał, jakby w każdej chwili mógł zasnąć.
– Nie, głuptasku, nie patrz na mnie, tylko na telefon. Tutaj. – Ponownie wskazała wyświetlacz, ale tym razem pstryknęła palcami.
Dźwięk zadziałał, zwierzątko spojrzało dokładnie tam, gdzie chciała.
– Bardzo dobrze.
Nie tracąc czasu, Linda promiennie się uśmiechnęła i pstryknęła zdjęcie.
Na wyświetlaczu natychmiast pojawiło się pierwsze czerwone koło – znajdowało się wokół jej twarzy. Zaraz po nim pokazało się drugie. Linda poczuła, jakby na jej sercu zacisnęła się żelazna obręcz. Program nie oznaczył pyszczka Pana Boingo. Czerwony okrąg otaczał coś w mrocznym korytarzu za nią.
Dwa
– Dobry wieczór.
Pomimo mikrofonu i potężnych głośników Tracy Adams – wykładowca psychologii na UCLA – podniosła głos odrobinę bardziej niż zazwyczaj. Stała w zapełnionej po brzegi sali dla stu pięćdziesięciu słuchaczy, zaś prowadzone przez studentów rozmowy sprawiały, że pomieszczenie przypominało wnętrze gigantycznego ula. Słuchaczami nie byli wyłącznie entuzjastyczni studenci psychologii kryminalnej i kryminologii, ale również kilkoro innych pracowników naukowych uniwersytetu, bardzo zainteresowanych tym wykładem.
Przyciągające uwagę zielone oczy prowadzącej, spoglądające zza staromodnych oprawek w kształcie kocich oczu, omiotły salę.
– Za chwilę zaczynamy, dlatego wszystkich stojących proszę o szybkie zajęcie miejsc. – Przerwała i czekała cierpliwie.
Tracy Adams to bez wątpienia fascynująca kobieta: inteligentna, atrakcyjna, charyzmatyczna, dysponująca ogromną wiedzą, elegancka, a także intrygująco tajemnicza. Nic więc dziwnego, że wielu jej studentów – zarówno mężczyzn, jak i kobiet – zadurzyło się w niej niczym nastolatki. Nie mówiąc już o innych wykładowcach. Jednak tego dnia to nie ona sprawiła, że duża sala wykładowa kampusu UCLA w Westwood zapełniła się słuchaczami.
Upłynęła pełna minuta, zanim wszyscy w końcu usiedli.
– Na wstępie chciałabym podziękować państwu za przybycie – powiedziała profesor Adams. – Szkoda, że na pozostałych moich wykładach nie ma takiej publiki…
Cichy śmiech przetoczył się po sali.
– Zanim zaczniemy, pozwolę sobie powiedzieć kilka słów o naszym dzisiejszym wyjątkowym gościu. – Jej spojrzenie szybko przesunęło się ku wysokiemu, dobrze zbudowanemu mężczyźnie stojącemu koło mównicy.
Gość, trzymający dłonie w kieszeniach, odpowiedział niepewnym uśmiechem.
Prowadząca zerknęła na swoje notatki, a następnie skierowała uwagę na słuchaczy.
– Ukończył psychologię na Uniwersytecie Stanforda. Pierwszy dyplom uzyskał w wieku dziewiętnastu lat. – Przed kolejnymi słowami zrobiła celową pauzę. – Summa cum laude.
Przez salę przetoczyła się fala pełnych zaskoczenia pomruków.
– W wieku zaledwie dwudziestu trzech lat – również na Uniwersytecie Stanforda – uzyskał tytuł doktora kryminalnej analizy behawioralnej i biopsychologii. Jego praca, zatytułowana Zaawansowane badania psychologiczne nad działalnością kryminalną stała się – i po dzień dzisiejszy jest – obowiązkową pozycją w NCAVC. Dla osób, które tego nie wiedzą, NCAVC to należące do FBI Narodowe Centrum ds. Analizy Brutalnych Przestępstw.
Znowu zajrzała do notatek.
– Pomimo otrzymania kilkukrotnie oferty pracy na stanowisku profilera w NCAVC nasz dzisiejszy gość wybrał karierę w policji.
Tym razem pełne zaskoczenia szmery stały się głośniejsze.
Profesor Adams czekała, aż ucichną, zanim wznowiła wątek.
– W jej szeregach awansował błyskawicznie i stał się najmłodszym funkcjonariuszem w historii policji Los Angeles, który otrzymał stopień detektywa. Od tamtej pory ma najlepsze wyniki w rozwiązywaniu spraw kryminalnych.
Ponownie zrobiła pauzę, tym razem dla większego efektu.
– Naszym dzisiejszym gościem jest wielokrotnie odznaczany detektyw z sekcji specjalnej, będącej elitarną jednostką wydziału zabójstw, powołanej wyłącznie w celu rozwiązywania spraw dotyczących seryjnych morderców i morderstw o najwyższym priorytecie, które wymagają znaczących nakładów pracy i wiedzy eksperckiej.
Prowadząca podniosła palec wskazujący, aby podkreślić znaczenie następnych słów.
– To jednak nie wszystko. Dzięki swojemu wykształceniu w zakresie kryminalnej analizy behawioralnej oraz temu, iż nasze piękne miasto przyciąga szczególny rodzaj psychopatów…
W sali ponownie rozbrzmiał śmiech.
– Nasz gość został przydzielony do jeszcze bardziej wyspecjalizowanej jednostki. Wszystkie zabójstwa, które cechują przytłaczający sadyzm i brutalność, są oznaczane przez wydział zabójstw jako SO. Czyli Szczególnie Okrutne. Większość policjantów w tym kraju dałaby sobie odciąć prawą rękę, aby nie zajmować się sprawami, nad którymi pracuje ten detektyw. Stoi on na czele jednostki SO policji Los Angeles. – Znowu spojrzała na mężczyznę stojącego obok.
Sto pięćdziesiąt osób w sali zrobiło to samo.
– Naprawdę dłuuugo musiałam go przekonywać, żeby w końcu zdecydował się przyjść tutaj i opowiedzieć o jednym z najbardziej intrygujących zagadnień w dziedzinie kryminologii i psychologii kryminalnej: współczesnych seryjnych mordercach.
W pomieszczeniu zapadła pełna wyczekiwania cisza.
– Z wielką przyjemnością przedstawiam państwu detektywa Roberta Huntera z policji Los Angeles.
W odpowiedzi rozległy się gromkie brawa.
Prowadząca gestem zaprosiła Huntera bliżej.
Detektyw wyciągnął dłonie z kieszeni i po trzech stopniach dostał się na mównicę. Kiedy spojrzał w oczy Tracy, kobieta się uśmiechnęła, a następnie bardzo dyskretnie, ale jednocześnie zmysłowo do niego mrugnęła. Robert odwrócił się w stronę klaszczącej publiczności i nieco zawstydzony skinął głową. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do takich sytuacji.
– Powodzenia –