Galeria umarłych. Chris Carter

Galeria umarłych - Chris  Carter


Скачать книгу
co wiemy, to tak. Na rachunkach nie widnieje żadne inne nazwisko.

      – Miała jakiegoś chłopaka? Była z kimś w związku?

      Nadkomisarz wzruszył ramionami.

      – Nie mieliśmy czasu na znalezienie takich informacji. Przykro mi, ale będziecie musieli sami się dowiedzieć.

      Robert ponownie rozejrzał się po okolicy.

      – Sąsiedzi powiedzieli coś ciekawego? – zapytał. Doskonale wiedział, że Jarvis musiał już zlecić podwładnym odwiedzenie wszystkich okolicznych domów.

      – Nic. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Ale moi chłopcy jeszcze nie skończyli, może przy odrobinie szczęścia…

      – Niestety, Pani Szczęście raczej nas za bardzo nie lubi – odparł Carlos. W jego głosie nie było wesołości. – Ale kto wie, co przyniesie dzień?

      – Wygląda na to, że sprawca dostał się do środka przez okno w sypialni na tyłach – poinformował ich nadkomisarz. – Zostało wybite z zewnątrz.

      – Jak wszedł na podwórko? – dociekał Garcia.

      Policjant wskazał na drewnianą furtkę na lewo od domu. Jeden z techników właśnie szukał na niej odcisków palców.

      – Nie ma śladów włamania, ale nie potrzeba atlety, żeby nad nią przeskoczyć.

      – Czy ona znalazła ciało? – Hunter kiwnął głową w kierunku zaparkowanych radiowozów.

      Gdy tylko przyjechał na miejsce, spostrzegł policjantkę klęczącą przy drzwiach samochodu policyjnego, który stał najdalej od miejsca zbrodni. Nie była tam sama: tuż przed nią, na miejscu pasażera, siedziała roztrzęsiona kobieta w wieku około czterdziestu do pięćdziesięciu lat.

      – Zgadza się – potwierdził Jarvis. – Przynajmniej ominęła was nieprzyjemność informowania rodziców ofiary. To jest jej matka.

      Obaj policjanci spojrzeli na kobietę w radiowozie. Żaden z nich nie potrafił sobie wyobrazić bardziej dewastującego psychikę wydarzenia, niż znalezienie ciała swojej własnej, brutalnie zamordowanej córki.

      – Jak łatwo można sobie wyobrazić, jest w szoku. Nie potrafi na razie za wiele powiedzieć, ale z tego, co zrozumieliśmy, do tej pory codziennie rozmawiała z denatką: albo się spotykały, albo dzwoniły do siebie. – Nadkomisarz zerknął do notatek. – Ostatni raz rozmawiały przez telefon dwa dni temu, w poniedziałek wieczorem. Umówiły się na wspólny obiad na następny dzień, ale matka musiała przełożyć spotkanie. Zadzwoniła do córki około dziewiątej rano, ale od razu włączyła się automatyczna sekretarka. Zostawiła wiadomość, ale Linda nie oddzwoniła. Próbowała zatem skontaktować się z nią wieczorem, potem dzisiaj rano i jeszcze raz po południu. – Jarvis pokiwał głową. – Zgadza się: za każdym razem włączała się poczta głosowa. Wtedy matka zaczęła się niepokoić. Pomyślała, że może córka się na nią obraziła za odwołanie spotkania, chociaż w takim wypadku i tak by do niej oddzwoniła. Matka zostawiła jej jeszcze jedną wiadomość, informując, że wpadnie wieczorem.

      – O której tutaj przyjechała?

      – Około siódmej.

      – Jak weszła do środka? Drzwi były otwarte? – zapytał Garcia.

      – Nie, były zamknięte, ale matka miała przy sobie zapasowy klucz.

      Hunter spojrzał na technika, który oprószał drzwi proszkiem daktyloskopijnym.

      –Włamanie? – zapytał.

      – Jeśli dostał się przez te drzwi, to nie zrobił tego siłą – odparł technik. – Nie ma żadnych śladów ingerencji na framudze ani w zamku, ale mechanizm jest bardzo prosty. Naprawdę nie trzeba fachowca, żeby go otworzyć.

      Detektywi nałożyli kaptury na głowy i zapięli kombinezony.

      – Musicie przejść przez salon, następnie korytarzem po drugiej stronie i do końca, wtedy traficie do sypialni – poinstruował ich nadkomisarz, wskazując jednocześnie drogę ręką. – Jeśli się zgubicie, idźcie po prostu po zapachu krwi. – Ta uwaga nie brzmiała jak żart. – Na waszym miejscu rozważyłbym założenie maski na nos.

      Zaraz za drzwiami wejściowymi zaczynał się przestronny salon, ładnie urządzony dzięki mieszance stylu shabby chic i tradycyjnych mebli. W oknach wisiały zasłony w pastelowych kolorach, pasujące do dywanów i poduszek. Wszystko wyglądało normalnie. Nie było śladów walki.

      W pomieszczeniu pracowała kolejna agentka, która zbierała odciski palców z wszelkich dostępnych miejsc. Spostrzegła nowo przybyłych i kiwnęła im głową.

      Do wnętrza domu prowadził krótki, ale szeroki korytarz, którego podłogę wyłożono drewnem. Na prawej ścianie znajdowały się jedne drzwi, na lewej dwoje, a na samym końcu korytarza kolejne. Tylko drugie drzwi z lewej strony pozostawały zamknięte. Ściany zdobiło kilka oprawionych w ramki zdjęć, przypominających okładki czasopism o modzie. Na wszystkich znajdowała się ta sama osoba: szczupła, o twarzy w kształcie serca, pełnych ustach, delikatnym nosie, ze wzniesionymi ku górze oczami niemalże w kolorze akwamaryny oraz kościach policzkowych, za które większość kobiet zapłaciłaby fortunę.

      Hunter i Garcia ruszyli w stronę pomieszczenia na końcu korytarza.

      Przelotnie spojrzeli do pokoju po prawej: sypialnia.

      Otwarte drzwi po lewej: łazienka.

      Zamknięte drzwi zostawili na później.

      Gdy w końcu dotarli na miejsce zbrodni, zastygli w przejściu, oniemiali.

      Obaj byli całkowicie pewni jednego: życzenie Jarvisa nie miało szans się kiedykolwiek spełnić. Nigdy nie uda mu się wymazać z pamięci tego, co tutaj zobaczył.

      Pięć

      Mężczyzna obudził się, wyrwany ze snu przez warkot motocykla przejeżdżającego w pobliżu. Przez chwilę leżał bez ruchu i wpatrywał się w sufit. Na lewo od łóżka znajdowało się duże okno, przez które wpadała wąska smużka księżycowego blasku. Stanowiła ona jedyne źródło światła w pomieszczeniu, ale mężczyźnie to nie przeszkadzało. Tak naprawdę wolał ciemność. Uważał, że pasuje do jego duszy.

      Mężczyzna skoncentrował się na swoim oddechu, próbując go spowolnić. Wdech przez nos, upomniał się w myślach. Wydech przez usta. Wypuścił powietrze. Wdech przez nos. Wciągnął powietrze głęboko. Wydech przez usta. Powoli je wypuścił.

      Stopniowo rytm oddechu zaczął wracać do normy.

      Mężczyzna był cały mokry, ociekał zimnym potem. Zawsze tak było, gdy budził się z „koszmaru”. Miał zawsze takie same wizje: brutalne… groteskowe… bolesne. Ale nie chciał o nich myśleć. Nigdy tego nie robił. Skupiając się na oddychaniu, jednocześnie przeganiał okropne obrazy do najczarniejszych zakamarków swego umysłu. Był absolutnie pewien jednego: prędzej czy później one i tak powrócą. Zawsze tak się działo.

      Potrzebował dziesięciu minut, aby móc usiąść. Większość potu na skórze zdążyła już wyschnąć, przez co czuł się lepki i brudny. Musiał wziąć prysznic. Tak było zawsze po „koszmarze”.

      Odkręcił wodę w łazience i czekał, aż para zaczęła wypełniać wnętrze pomieszczenia. Wówczas wszedł pod silny, gorący strumień. Mężczyzna zamknął oczy i pozwolił, aby woda obmywała jego twarz… jego skórę. Niemalże czuł, jak pojedyncze pory się otwierają, doznając oczyszczenia.

      Bardzo mu się podobało to uczucie.

      Umył dokładnie całe ciało – dwukrotnie – zanim wziął


Скачать книгу