Galeria umarłych. Chris Carter
już pewnie zauważyliście, wszystkie sprzęty kuchenne poza piecykiem i mikrofalówką są zabudowane.
Wskazała ręką na drzwiczki po lewej stronie, pod blatem kuchennym przy wschodniej ścianie.
– Tam jest zmywarka. – Następnie przesunęła dłoń w kierunku wysokich, dwuskrzydłowych drzwi. – Tam jest lodówka i zamrażarka. – Przerwała i głęboko zaczerpnęła powietrza. – Może zerkniecie do zamrażarki?
Kevin White przyglądał się agentce przez kilka sekund, po czym odwrócił się do stojących po jego lewej detektywów. Chyba wiedział już, co znajdzie za zamkniętymi drzwiami. Przestąpił z nogi na nogę, po czym podszedł bliżej i otworzył zamrażarkę.
– O Jezu!
Jego okrzyk zaskoczenia był jak najbardziej prawdziwy. Spodziewał się znaleźć w środku brakujące fragmenty ciała ofiary. Jednak się mylił. Bardzo się mylił.
Hunter i Garcia stali tuż za White’em, kiedy ten otwierał drzwi zamrażarki. To, co zobaczyli, wzniosło poziom okrucieństwa w tym i tak już przesadnie sadystycznym miejscu zbrodni na zupełnie nowy poziom.
Dwie z trzech półek na produkty zostały wyjęte, aby zrobić więcej miejsca. Było ono potrzebne, aby zmieścił się w nim zastygły, zamrożony czarno-szary kot.
Dziesięć
Zegarek wskazywał 1.15 w nocy, gdy Hunter wreszcie dotarł do swojego mieszkania w Huntington Park, w południowo-wschodniej części Los Angeles. Kevin White i jego zespół techników zostali jeszcze na miejscu zbrodni. Pracowali bardzo wydajnie, ale i tak potrzebowali dodatkowych trzech lub czterech godzin, aby zakończyć wszystkie czynności. Pod warunkiem, rzecz jasna, że nie spotkają ich jeszcze inne niespodzianki. Detektywi poczekali, aż ciało Lindy Parker zostało zabrane przez koronera, zanim odjechali. Kiedy jednak Hunter znalazł się wreszcie w domu, zaczął się zastanawiać, czemu nie towarzyszył technikom do końca. Przynajmniej miałby wówczas jakieś zajęcie: już doskonale wiedział, że zaśnięcie tej nocy będzie wymagało wielogodzinnej walki.
Bezsenność to bardzo nieprzewidywalna dolegliwość, która dotyka co piątego mieszkańca USA. Objawia się na wiele sposobów i z różną intensywnością, chociaż zawsze jest bardzo nieprzyjemna. Przeważnie wiąże się ją ze stresem i presją bycia dorosłym we współczesnym świecie, ale nie w każdym przypadku tak jest.
Robert miał zaledwie siedem lat, kiedy zaczęły się jego problemy ze snem. To było tuż po tym, gdy jego matka przegrała walkę z rakiem. Jedyną rodziną chłopca został wówczas ojciec, dlatego radzenie sobie z tak ogromną stratą stało się dla niego bolesnym i samotnym doświadczeniem. Nocami leżał w pokoju i zatracał się we wspomnieniach chwil, gdy mama wciąż mogła się uśmiechać. Gdy miała jeszcze siłę, aby go przytulić. Gdy mówiła dość głośno, aby chłopiec ją usłyszał.
Niedługo po jej śmierci młodego Huntera zaczęły nawiedzać przerażające koszmary. Były tak straszliwe, tak wyniszczające psychicznie, że jego mózg bronił się w jedyny logiczny sposób: poprzez bezsenność. Zasypianie stało się rosyjską ruletką: raz trafiał się błogi wypoczynek, innym razem tortury. Mechanizm obronny, jaki zastosował umysł udręczonego siedmiolatka, był równie brutalny jak amputacja w warunkach polowych, jednak Robert poradził sobie z tą sytuacją w najlepszy możliwy sposób. Aby wypełnić czas długich, samotnych nocy, Hunter sięgnął po książki. Czytał dosłownie wszystko, co tylko wpadło mu w ręce, zupełnie jakby lektury dodawały mu sił. Książki stały się jego sanktuarium. Fortecą. Tarczą, chroniącą przed niekończącymi się koszmarami.
Z biegiem lat nauczył się żyć z tą dolegliwością, zamiast próbować ją zwalczać. Czasem mógł liczyć na trzy, może nawet cztery godziny snu w ciągu nocy. Innym razem nie miał szans nawet na sekundę.
Właśnie skończył nalewać wodę do szklanki, kiedy usłyszał wibrowanie swojej komórki, leżącej w salonie na stole, pełniącym również funkcję biurka. Zerknął na zegarek – była 1:17
– Detektyw Hunter, wydział zabójstw.
– Robert…
Kobiecy głos go zaskoczył. O tej porze, zwłaszcza tuż po powrocie z miejsca zbrodni, spodziewał się wiadomości od Kevina White’a – w dodatku złej wiadomości. Dlatego też nawet nie spojrzał na wyświetlacz.
– Robert? – Głos w słuchawce ponownie się odezwał, tym razem z nutą pytania.
Hunter na śmierć zapomniał o przerwanym wykładzie na UCLA. Co gorsza na śmierć zapomniał również, że miał zadzwonić do Tracy Adams.
– Tracy, przepraszam, że nie zadzwoniłem – powiedział ze skruchą w głosie. – Ja… zapomniałem. – Uznał, że nie ma sensu szukać wymówek.
– Nie przejmuj się tym – odparła. Słychać było, że mówi szczerze.
Detektyw pierwszy raz spotkał się z profesor Adams kilka miesięcy wcześniej, w całodobowej czytelni w kampusie UCLA. Od razu wpadli sobie w oko i poszli na kilka randek. Mimo że romans wisiał w powietrzu, Hunter zdecydował się nie przekraczać tej granicy.
– Wszystko w porządku? – zapytała i natychmiast pożałowała tych słów. Doskonale wiedziała, że jednostka, w której pracował, zajmowała się wyłącznie nadzwyczaj brutalnymi przestępstwami. To oznaczało, że kiedy po odebraniu telefonu musiał rzucać wszystko i jechać na wezwanie, nic nie było w porządku. – Przepraszam, chodziło mi o… – Tracy próbowała jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
– Nic się nie stało, wiem, co miałaś na myśli – odparł Robert. Łudził się, że rozmówczyni nie usłyszy w jego głosie zmartwienia, jednak zbytnio na to nie liczył. Wiedział, jak bardzo potrafi być uważna.
W całej swojej karierze detektywa nigdy nie omawiał spraw, nad którymi pracował, z kimś, kto nie uczestniczył w śledztwie – nawet z najbliższymi osobami. Musiał sam przed sobą przyznać, że już kilkakrotnie o mało nie zwierzył się Tracy. Nie tylko była jedną z najbardziej rozsądnych osób, jakie kiedykolwiek spotkał, ale również pracowała jako wykładowca psychologii kryminalnej na UCLA i cieszyła się dużym autorytetem. Jeśli jakikolwiek cywil mógł zrozumieć presję, jaką czuł, pracując w sekcji specjalnej, z pewnością była to właśnie ona.
– Przepraszam za ten wykład – zaczął Hunter, odchodząc od tematu. – Naprawdę się na niego cieszyłem.
– Nieprawda – odparła zadziornie. Po jej tonie Robert rozpoznał, że się uśmiechała. – Nie pamiętasz już, że to właśnie ja przekonywałam cię do tego przez kilka tygodni?
Detektyw nie odpowiedział.
– Ale przyznaj się, podobało ci się, prawda? Widziałam to. Złapałeś bakcyla nauczania.
Hunter pokiwał głową.
– Było znacznie mniej nieprzyjemnie, niż się spodziewałem.
– Cóż, powiem ci, że ja kocham to zajęcie. Ale muszę wyznać, że dałabym wszystko za taką frekwencję i niepodzielną uwagę, jakimi cieszyłeś się przez te kilka minut. Każdy na tamtej sali był całkowicie pochłonięty wszystkim, co mówiłeś. Także ja.
Robert się zaśmiał.
– A najciekawsze było jeszcze przed wami.
– Domyślam się.
Detektyw podszedł do wielkiego okna w salonie. Na zewnątrz chmury zaczęły gęstnieć, powoli zasłaniając wszystkie gwiazdy.
– Jesteś tam jeszcze?
Hunter zauważył