Zemsta i przebaczenie Tom 2 Otchłań nienawiści. Joanna Jax

Zemsta i przebaczenie Tom 2 Otchłań nienawiści - Joanna Jax


Скачать книгу
Ja bym strzelił. No dalej, synu – szydził Antoni.

      Lewin opuścił broń.

      – Nie strzeliłbyś, podobnie jak nie doniesiesz na mnie, że cię okradłem. Nie zrobisz nic, bo jesteś na to zbyt dumny. Zresztą wiedziałbyś wtedy, że przegrałeś. A my jeszcze ze sobą nie skończyliśmy… – powiedział ostro Emil.

      – Masz rację, nie doniosę na ciebie. I tak jesteś na najlepszej drodze, żeby skończyć w więzieniu. Zapewne tam trafisz, z moją pomocą czy bez, ale nie chcę do tego przykładać ręki. Ale ostrzegam cię: jeśli podniesiesz rękę na Juliana, poświęcę cały swój majątek, żeby cię zniszczyć. To są nasze sprawy, Julian nie ma z tym nic wspólnego. Nie masz powodu, żeby go nienawidzić – spokojnie przemawiał Antoni, chcąc odwieść Emila od prób zaszkodzenia Julianowi. W istocie, mieli pewne cechy wspólne. Jeśli wyznaczyli sobie cel, nie spoczęli, dopóki nie dopięli swego.

      Lewin wyszedł z domu Chełmickiego i podążył w kierunku Wierzbowej Drogi, gdzie czekał na niego Franek. Cały trząsł się w środku. Okłamał ojca i próbował oszukiwać siebie. Nie strzelił, bo nie był w stanie. Bez względu na urazy, jakie w sobie nosił, nienawiść, którą pielęgnował latami niczym najczulszy rodzic swoje dziecko, nie potrafił popełnić tej zbrodni. Nie czuł wyrzutów sumienia, gdy pozbawił życia Ignacego Lewina, który go wychował, ani starego hrabiego Niechowskiego czy wreszcie pejsaka Mozela, nieczułego na los Hanki, ale tym razem jakaś nieznana siła kazała mu odłożyć broń i pozostawić przy życiu człowieka, którego obwiniał o wszystko, co złego wydarzyło się w jego życiu.

      6. Berlin, 1941

      Alicja Rosińska, ubrana w elegancki, ciemny płaszcz i niewielki zielony kapelusik, który podkreślał zieleń jej oczu, przemierzała dzielnicę Mitte, udając, że ugina się pod ciężarem ogromnej walizki, którą niosła. Miała nadzieję, iż żaden uczynny dżentelmen nie zechce jej wyręczyć w tej czynności, bo bagaż był pusty i lekki, co mogło wzbudzić podejrzenia. Gdy poprzedniego popołudnia szła z dworca do niewielkiego hotelu, gdzie zatrzymała się na nocleg, jej walizka była jeszcze wypełniona ubraniami i przyborami toaletowymi, teraz jednak została opróżniona, by wypłacone z Dresdner Banku pieniądze zmieściły się w bagażu. Pozostawiła jedynie jedwabny szlafrok, którym zamierzała przykryć pliki banknotów. Oczywiście, gdyby ktoś zechciał skontrolować jej walizkę, mógł jedynie odchylić rąbek szlafroka, by stwierdzić, że ta elegancka kobieta wcale nie ma w walizce garderoby, ale Alicji ów kawałek materiału dawał złudzenie względnego bezpieczeństwa.

      Kilkanaście metrów za nią szedł Wiktor, udający znudzonego urzędnika. Był gotów na interwencję w każdej chwili. I w pewnym momencie musiał to zrobić, gdy jakiś jegomość niemal siłą próbował pomóc Alicji. Podszedł do stojącej pary i bez słowa wziął walizkę od Alicji, cmoknął ją w policzek i znacząco spojrzał na intruza. Ten ukłonił się nisko i oddalił z żalem, bo zapewne miał ochotę na mały flircik z tą oszałamiająco piękną kobietą.

      Po kilkunastu minutach Alicja stanęła w drzwiach Dresdner Banku, a Wiktor spokojnym krokiem podążył dalej, trzymając pod pachą lokalny dziennik. Wewnątrz banku panowała nabożna cisza, przerywana od czasu do czasu cichym dźwiękiem uderzeń pieczęci. Alicja rozejrzała się po sali i pewnym krokiem podeszła do jednego z okienek, w którym siedział łysawy jegomość w okularach. Spojrzał na Alicję i poprawił krawat. Ta podała mu dokumenty, które przez chwilę studiował, chociaż doskonale wiedział, co się w nich znajduje.

      – Proszę chwilę poczekać – powiedział i wstał zza biurka.

      Przed szybą okienka ustawił metalową tabliczkę z informacją, że stanowisko będzie chwilowo nieczynne. Wkrótce pojawił się w części dla klientów, szepnął coś do stojącego nieopodal strażnika i wskazał Alicji ciemne dębowe drzwi. Podeszła do nich i poczekała, aż urzędnik je otworzy. Weszli do ciemnego korytarza wyłożonego zielonym chodnikiem, potem minęli kolejne, tym razem zakratowane drzwi i znaleźli się w przytulnym pokoju, gdzie stały wygodne fotele, ciemne, rzeźbione biurko i stolik kawowy. Był to salonik przeznaczony dla klientów wypłacających duże kwoty, których kierowano tam, aby nie kusić potencjalnych złodziei. Następnie takich klientów wypuszczano tylnym wyjściem, aby mogli dyskretnie opuścić teren banku.

      Mężczyzna wziął od Alicji walizkę, nalał z dzbanka soku porzeczkowego i opuścił pomieszczenie. Alicji wydawało się, że nie było go całe wieki. Drżały jej ręce i z trudem unosiła szklankę do ust. W końcu odstawiła ją na stolik, nie chcąc się oblać, i skupiła wzrok na wiszącym w pokoiku obrazie, przedstawiającym tańczące baletnice. Jej zdenerwowanie było jak najbardziej uzasadnione. Za kilkanaście minut otrzyma walizkę pełną pieniędzy, za które można byłoby godnie przeżyć kilka lat w jakimś miłym miejscu, gdzie nie było wojny. Gdyby tak zgubiła Wiktora i uciekła, mogłaby urządzić się w Szwajcarii na mocnych, niemieckich papierach. „I co dalej, cwaniaro?” – zapytała siebie.

      Odpędziła od siebie te błogie myśli i postanowiła, że pewnego dnia Julian Chełmicki gorzko pożałuje swojego zachowania. Będzie najlepsza, będzie wykonywać najtrudniejsze misje i zostanie bohaterką, a on za każdym razem będzie patrzył na nią z podziwem i nostalgią. Dochrapie się awansów i pewnego dnia to ona zostanie jego dowódcą, po czym zaproponuje mu arcyważną misję polegającą na rżnięciu jakiejś starej, spasionej Niemry. Te myśli o słodkiej zemście sprawiły, że jej zdenerwowanie odeszło jak ręką odjął i pozostałe minuty upłynęły jej na knuciu intrygi.

      Bankier w końcu powrócił do pokoju i przesunął w jej stronę walizkę. Alicja otworzyła ją i zaczęła skrupulatnie przeliczać pliki banknotów.

      – Potrąciłem swoje koszty – mruknął.

      – Naturalnie. Tak jak się umawialiśmy – chłodno odpowiedziała Alicja.

      – Kiedy spodziewacie się kolejnego przelewu ze Sztokholmu? Wybieram się na urlop w kwietniu, nie chciałbym… – Był nieco zmieszany.

      – Jak zwykle, na tydzień przed wysłaniem pieniędzy otrzyma pan kartkę ze Sztokholmu od przyjaciela, Jensa Björka.

      Policzyła pakiety i zastanawiała się, ile banknotów powyciągał z nich uczynny bankowiec, oprócz przewidzianej umową łapówki. Kilka minut później znalazła się na ulicy, poszukała wzrokiem Wiktora i ruszyła w stronę dworca.

      Na granicy nikt nie zainteresował się przepastną walizką Alicji, ale padły pytania o cel wizyty w Berlinie. Nawet nie zająknęła się, gdy opowiadała o chorej ciotce z Alexanderplatz, po której miała nadzieję odziedziczyć majątek.

      – Stare babsko ledwo nogami powłóczy, a od pięciu lat nie może się zebrać na tamten świat. Całe życie była wredna dla mnie – burknęła Alicja, wydymając usta.

      Oficer sprawdzający jej paszport uśmiechnął się pod nosem.

      – Moja babka taka była. Spała na forsie, a wnukowi pod choinkę czekoladę kupowała. Szkoda, że już wraca pani do tego gniazda terrorystów, chętnie bym panią zaprosił na kawę i ciastko, i posłuchał pani ciekawych opowieści o tej wrednej babie.

      Alicja również się uśmiechnęła i z ulgą przyłożyła głowę do oparcia kanapy w przedziale. Wiedziała jednak, że nie może zmrużyć oka, bo na półce nad jej głową leżała walizka wypełniona fortuną.

      W okolicach Poznania musiała jednak opuścić przedział, by udać się do toalety, ponieważ nie było szans, aby mogła wytrzymać aż do Warszawy. Rozejrzała się po współpasażerach. Matka z dzieckiem, starszy mężczyzna i drugi, nieco młodszy, wpatrzony w przesuwający się za oknem krajobraz. Nikt nie wydawał jej się podejrzany. Opuściła przedział i zaczęła przeciskać


Скачать книгу