Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena Witkiewicz
czytałam dalej. Będzie na to jeszcze czas, gdy wrócę do domu.
W tym samym pudełku była kopia niemieckiego dokumentu, poświadczającego, że dziadek zmarł. Tego samego, który przysłał mi Konrad kilka dni po tym, jak się poznaliśmy. Babcia poskładała go równiutko i włożyła do pudełka z listami. Nie chciała, bym dociekała tego, co wydarzyło się w przeszłości. Próbowałam wtedy z nią rozmawiać, ale później mi zapał osłabł. Na świat przyszły dzieci, nie było na nic więcej czasu. Nie było czasu na rozmowy o tym, co teraz, a co dopiero o tym, co wydarzyło się kiedyś. Moje małżeństwo się sypało, więc nie miałam natchnienia do tropienia rodzinnych tajemnic.
W kolejnym pudełku, tym po czekoladkach Goplana, były zdjęcia. Dziadek, przystojny mężczyzna w krawacie, tuż przed wyjazdem na front. Kolejne czarno-białe zdjęcie uśmiechniętej babci, prowadzącej rower wzdłuż ulicy, kilka zdjęć z dziadkiem i jeszcze z innym mężczyzną, wujkiem Jankiem. Na samym spodzie kolorowe zdjęcie, nieco wcześniejsze. Ja je robiłam. Tak, to było zaraz po tym, jak zrobiłam prawo jazdy, gdy babcia się uparła, że musi zobaczyć znajomego sprzed lat. Zachowała jego zdjęcie. Teraz już wiem, że był dla niej kimś ważnym. Bardzo ważnym… Nie tylko dla niej zresztą.
Spojrzałam na starszego mężczyznę ze zdjęcia. W dłoniach trzymał filiżankę z niezapominajkami. Tę samą, która stała w witrynce. Uśmiechnęłam się do niego. Szkoda, że jego już też o nic nie mogłam zapytać. Teraz już było za późno…
Następnego dnia rano siedziałam już w pociągu relacji Grudziądz–Gdynia. Musiałam się chyba zdrzemnąć, bo nawet nie zauważyłam, gdy obok mnie usiadła starsza pani.
– Przepraszam, obudziłam panią. Przysiadłam tutaj, bo bardzo nie lubię sama podróżować – mówiła, uśmiechając się do mnie.
– Nie szkodzi. – Odwzajemniłam uśmiech. – Nie wzięłam nic do czytania i pewnie dlatego zaraz zasnęłam. Nie planowałam spać w pociągu.
– No tak, w dzisiejszych czasach to może być bardzo niebezpieczne… Przeczytałam już wszystko. – Zamachała trzymanym w rękach czasopismem. – Tak myślę, że panią może tam coś zainteresować. – Spojrzała na mnie badawczo. – Ja zaraz wysiadam. Proszę. – Nie zważając na moje protesty, wręczyła mi gazetę, złapała torebkę i ruszyła w stronę drzwi.
– Ale… – Próbowałam za nią iść, ale staruszka zniknęła w tłumie wysiadających na stacji.
Odłożyłam gazetę na stolik. Bolała mnie głowa, nie miałam ochoty czytać. To nie były łatwe dni.
Wkrótce obok mnie usiadł młody chłopak ze słuchawkami na uszach. Od Gdańska dzieliło nas dwadzieścia minut, więc zaczęłam się zbierać do wyjścia. Gdy pociąg się zatrzymywał, a stałam już przy drzwiach, dogonił mnie chłopak z przedziału, trzymając w ręku gazetę, którą dostałam od starszej pani.
– Zostawiła to pani. – Uśmiechnął się. – Proszę.
Podziękowałam. Przecież nie musiał wiedzieć, że gazeta tak naprawdę nie należała do mnie.
Widać świat postanowił, że z różnych przyczyn powinnam tę gazetę mieć, a może nawet przeczytać. Teraz już wiem dlaczego. Przekonałam się o tym dwa tygodnie po powrocie od babci. A dokładniej w tym momencie, kiedy skręciłam nogę w kostce, odprowadzając pierwszy raz po wakacjach dzieci do niani, i potem uziemiona leżałam w domu, a niania, która zaczęła opiekować się zarówno dziećmi, jak i mną, na moim stoliku położyła stos czasopism. Na wierzchu była właśnie ta z podróży pociągiem. Znalazłam w niej artykuł, jak można powiedzieć, o pewnego rodzaju podróżach. O podróżach do czasów przodków i o wpływie ich losów na nasze współczesne marzenia, plany, działania i życiowe wybory.
Po chwili siedziałam zaczytana. Miałam wrażenie, że ktoś na mojej drodze postawił tę starszą panią i tego młodego chłopaka w słuchawkach na uszach, a w końcu nagle dziwnym trafem wyrósł przede mną krawężnik, o który się potknęłam i skręciłam nogę. Wszystko po to, bym wreszcie znalazła chwilę i poczytała o tym, co spowodowało, że moje życie było takie, jakie było i o tym, co zrobić, by mogło stać się lepsze.
Im bardziej zagłębiałam się w artykuł, tym więcej rozumiałam. Przed moimi oczami pojawiały się migawki z mojego życia, przypominałam sobie ważne decyzje, które wreszcie potrafiłam sobie w rozsądny sposób wytłumaczyć. Czułam, że właśnie stało się coś bardzo ważnego. Że ta chwila ma związek z tym, co było dawniej i tym, co działo się właśnie teraz. I byłam pewna, że to wszystko będzie miało wpływ na moją przyszłość.
Czasem się zastanawiałam z przyjaciółkami, dlaczego nasze życie wygląda tak, a nie inaczej. Dlaczego są ludzie, którym się wszystko udaje. Tacy, którzy wychodzą na zewnątrz w czasie deszczu, a okazuje się, że właśnie zaświeciło najpiękniejsze słońce. Są też tacy, którym zawsze wiatr wieje w oczy i choćby się starali nie wiadomo jak, zawsze mają gorzej niż inni. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że czasami sami jesteśmy twórcami naszej przyszłości, że sami możemy decydować o wielu sprawach, jakie nas spotkają w życiu.
Kluczem do kreowania przyszłości jest często nasza podświadomość. Ma ona wielką moc sprawczą budowania świata rzeczywistego. Nastawienie do życia odgrywa olbrzymią rolę w tym, co się nam przydarzy później. Podświadomość wpływa praktycznie na każdą sferę naszego życia. Tak wiele jest ukrytych mechanizmów, blokad, przekonań, emocji i myśli, z których istnienia nie zdajemy sobie nawet sprawy.
Ten czas po śmierci babci pozwolił mi zrozumieć więcej, ale pomógł mi przede wszystkim zrozumieć siebie, a co za tym idzie – świat wokół mnie. Moje niezbyt udane małżeństwo i tęsknotę za czymś, co było kiedyś i za tym, co nie miało szans powrócić.
Dowiedziałam się, że tego, kim jesteśmy, nie zawdzięczamy tylko genom, jakie przekazali nam przodkowie, ale też temu, co w ich życiu się wydarzyło. Wszystkie ich sekrety i czyny, zarówno te chwalebne, jak i naganne, odgrywają ogromną rolę w naszej codzienności. Ten emocjonalny spadek po rodzinie można przyjąć z uśmiechem, ale też można odrzucić. Trzeba tylko sobie uświadomić jego istnienie. Ja właśnie wtedy sobie to uświadomiłam… Zobaczyłam, że podążam dokładnie takimi samymi ścieżkami, jakimi zmierzała moja babcia Adela.
Teraz wiem, że gdy się przypatrzeć losom naszych rodzin, można z łatwością zaobserwować powtarzalność pewnych wydarzeń w różnych pokoleniach. Aby przerwać ten łańcuch zdarzeń, należy czasem dokończyć jakąś starą sprawę, która przez lata czekała na rozwiązanie, komuś przebaczyć albo coś zrozumieć. Mnie się w końcu udało. Mogłam po tym wszystkim przytulić się do męża i wypić z nim herbatę z porcelanowych filiżanek w niezapominajki, które odgrywały tak ważną rolę w tej całej historii. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że się uda. Wtedy myślałam, że jedynym rozwiązaniem jest rozwód, którym miałam się zająć, gdy uspokoi się nasze życie po śmierci babci.
ROZDZIAŁ II
Kiedyś znajdę dla nas dom Z wielkim oknem na świat. Znowu zaczniesz ufać mi, Nie pozwolę Ci się bać. Kiedyś wszystkie czarne dni Obrócimy w dobry żart. Znowu będziesz ufał mi. Teraz śpij…
1