Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena Witkiewicz

Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz


Скачать книгу
mnie po policzku.

      – Nawet za bardzo nie zobaczyłeś tego Grudziądza. Jakoś nie było okazji.

      – Nieważne gdzie, ważne z kim. – Michał pocałował mnie w usta. – Idę zrobić nam śniadanie. Nie ruszaj się z miejsca.

      Wcale nie miałam zamiaru ruszać się z miękkiej, pachnącej jeszcze naszą wspólną nocą pościeli. Uśmiechnęłam się. Dla mnie też był to uroczy weekend. Babcia wyjechała do sanatorium w Inowrocławiu i poprosiła, bym przyjechała na tydzień, żeby pilnować domu, podlewać kwiaty i co jakiś czas palić światło w oknach.

      – Nie wiadomo, Justynko, czy złodzieje akurat nie przyjdą. Trzeba sprawiać wrażenie, jakby w domu cały czas ktoś był. Nawet czasem możesz postukać w ścianę czy pohałasować.

      Nie wiem, czy babcia miała na myśli akurat tego typu hałasy, które miały miejsce tamtej nocy. Spędziłam w jej mieszkaniu kilka dni, a na weekend przyjechał stęskniony Michał z wielkim bukietem róż.

* * *

      Z Michałem spotykałam się już od prawie dwóch lat i bardzo nie lubiłam się z nim rozstawać, choćby na krótko. Dlatego też przyjechał do Grudziądza od razu, kiedy tylko mógł.

      Poznaliśmy się na studiach. Przez pierwsze dwa lata mijaliśmy się na korytarzach, znając się tylko z widzenia. A potem trafiliśmy do jednej grupy na kierunku finanse i rachunkowość. Grupa ta skupiała najlepszych studentów, którzy często oprócz nauki nie mieli w życiu nic do roboty. My byliśmy nieco inni. I ja, i Michał czuliśmy się początkowo bardzo nieswojo wśród osób sprawiających wrażenie, że są zafascynowani wyłącznie czytaniem grubych naukowych książek, liczeniem nieskończonej ilości słupków i prognozowaniem wszystkiego, co się da, więc od początku trzymaliśmy się razem.

      Na pierwszym wykładzie, na którym jeszcze wypadało być, przycupnęliśmy gdzieś z tyłu, obok siebie.

      – Dalej usiąść się nie dało? – Uśmiechnął się do mnie.

      – No nie. – Roześmiałam się po cichu, ale oczywiście po chwili zobaczyłam karcący wzrok dziewczyny w okularach, która siedziała tuż przede mną.

      – Michał – przedstawił się.

      – Justyna. – Podałam mu rękę.

      – Wygląda na to, że jesteśmy razem w grupie. Zatem warto się zaprzyjaźnić.

      Zaprzyjaźnialiśmy się przez całe studia. A w zasadzie pod koniec trzeciego roku byliśmy już nierozłączni. Uczyliśmy się razem, wspólnie spędzaliśmy wakacje. Czy snuliśmy plany? Może i tak, ale ja zawsze wiedziałam, że trzeba skończyć studia, a potem myśleć o przyszłości. Michał, jak się okazało, myślał o niej już wcześniej.

      2

* * *

      Któregoś dnia, tuż pod koniec studiów, przyszedł do mnie rano. Był niezwykle zadowolony. Zastał mnie w piżamie, ku wielkiej rozpaczy mojej mamy, która po pierwsze, nie uznawała wizyt przed południem, a po drugie, nie tolerowała przyjmowania gości w strojach odbiegających od ogólnie przyjętych norm. Przykrótka piżama flanelowa z oderwanym górnym guzikiem była jak najbardziej odbiegająca od jej ściśle określonych zasad.

      – Nie mogłem się doczekać, by ci o tym powiedzieć. – Usiadł na moim łóżku.

      Mama celowo zostawiła drzwi otwarte, bo przecież mój widok w samej piżamie na pewno mógł rozochocić Michała do tego stopnia, że nie zważając na obecność rodziców, rzuciłby się na mnie niczym wygłodniały wilk.

      – O czym? – wysapałam, wciąż jeszcze nieprzytomna.

      – Wyjeżdżamy!

      – Ale dokąd? Kiedy? – Nie wiedziałam, o czym on w ogóle mówi. Nie pamiętałam, byśmy planowali jakikolwiek wyjazd. – Jakieś zimowe wakacje? Ferie?

      – Do Stanów! – wykrzyknął.

      – Do Stanów? O czym ty mówisz? A sesja?

      Czekały nas ostatnie egzaminy i obrona pracy dyplomowej. Michał wciąż nie mógł wybrać tematu, dwa razy już zmieniał promotora, a ja w zasadzie już wszystko miałam przemyślane i byłam na dobrej drodze do zakończenia studiów w terminie.

      – Olać sesję! – Michałowi z podekscytowania świeciły się oczy. – Taka okazja może się nie powtórzyć!

      – Czekaj, powoli…. Albo ja się jeszcze nie obudziłam, albo ty coś plączesz. – Wstałam z łóżka. – Poczekaj, przyniosę kawę.

      Poszłam do łazienki, umyłam zęby i opłukałam twarz zimną wodą. Jakie Stany? O co chodzi? Miałam wrażenie, że tak dobrze znany mi facet zwariował, a stabilny grunt, który zawsze był pod moimi stopami, nagle zaczął się osuwać, a ja bardzo szybko traciłam nad tym wszystkim kontrolę.

      Nadal nic nie rozumiejąc, poczłapałam do kuchni, gdzie natknęłam się na karcący wzrok mamy.

      – Ubrałabyś się. – Skrzywiła się z niesmakiem.

      – Mamo, przecież nie chodzę na golasa – burknęłam.

      – Tego by jeszcze brakowało! – Mama wyjęła dwa kubki z szafki. – Zrobię wam kawę i przyniosę. Śniadanie wam też zrobić?

      Uśmiechnęłam się i pocałowałam mamę w policzek.

      – Z serem i pomidorem? – zapytała. – Jak zawsze?

      Entuzjastycznie pokiwałam głową.

      – Zaraz przyniosę.

      Nieważne, ile miałam lat, zawsze było tak samo. Byłam wtedy ciekawa, czy gdy przekroczę pięćdziesiątkę, mama dalej będzie mi robić kanapki z serem i z pomidorem. A może będzie robić je moim dzieciom?

      Kiedy wróciłam do pokoju, Michał siedział na tapczanie. Pościel schował już do środka. Zawsze był bardziej uporządkowany niż ja, denerwował go bałagan i chaos. Dlatego też byłam zaskoczona jego niespodziewaną wiadomością. Nie znałam go od tej strony. Nigdy nie podejmował decyzji spontanicznie.

      – Siadaj! Wszystko ci opowiem. – Przesunął się i zrobił mi miejsce obok siebie.

      Usiadłam i spojrzałam pytająco.

      – Pamiętasz mojego kuzyna Marka? – zaczął.

      – Raz chyba go widziałam – potwierdziłam. – Ten z Koszalina?

      – Tak. I on kilka lat temu pojechał do Stanów.

      – Już wiem, spotkałam go, gdy kiedyś odwiedził twoich rodziców.

      – No właśnie, to on. Wygrał zieloną kartę i teraz pracuje tam legalnie, w małym warsztacie samochodowym. Jego teść ma firmę budowlaną i potrzebuje rąk do pracy. Jak najszybciej – mówił zafascynowany.

      – No i? – zapytałam, chociaż wiedziałam już, do czego Michał zmierza.

      – I dzwonił do mnie tydzień temu. Zaproponował mi, bym pojechał. Opłaca mi przelot, to teraz tylko jeszcze musimy skombinować kasę na samolot dla ciebie. Ale damy radę.

      – Czekaj, tydzień temu? Dla mnie? – zdziwiłam się. – Ale, Michał, poczekaj… Od początku… Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś?

      – Chciałem ci zrobić niespodziankę.

      – No i zrobiłeś – mruknęłam. – Kiedy to miałoby być?

      – Na początku lutego – oświadczył spokojnie Michał.

      – To już za miesiąc! A studia?

      – Nie wiem, może dziekankę się weźmie.


Скачать книгу