Przyjaciel. Sigrid Nunez

Przyjaciel - Sigrid  Nunez


Скачать книгу
miewał górki i dołki, martwił się starzeniem tak samo jak my wszyscy, to naprawdę był w świetnej formie.

      Kiedy nic nie mówię – cóż bowiem miałabym na to odpowiedzieć? – kontynuuje:

      – To chyba był błąd, że przestał wykładać. Nie tylko dlatego, że to kochał. Praca nadawała jego życiu porządek, który z pewnością mu pomagał. Choć wiem też, że uczenie nie sprawiało mu już tyle radości, co kiedyś. I tak naprawdę ciągle narzekał. „Uczenie stało się zbyt demoralizujące – powiedział – szczególnie dla pisarza”.

      Pika mój telefon. Wiadomość nie jest pilna, ale z lekkim niepokojem zauważam godzinę. Nie żebym musiała dokądś iść – nie mam dzisiaj innych planów. Minęło jednak pół godziny, mamy puste filiżanki, a ja wciąż nie wiem, co tu robię. Czekam, aż ona poruszy jakiś konkretny temat, który na początek jest zbyt drażliwy i który będzie mi jeszcze trudniej omawiać, ponieważ nie mam pojęcia, ani co ona myśli, ani nawet ile wie. Przychodzi mi do głowy kilka spraw, o których mogłeś jej nie wspomnieć, na przykład o grupie studentek, które skarżyły się, że zwracasz się do nich „kochanie”.

      Uważałam, że dobrze sobie poradziły z tą sytuacją. Wysłały list do ciebie – i do nikogo innego.

      „Pewnie sądzi Pan, że to urocze – pisały. – A tak naprawdę to poniżające. Niewłaściwe. Proszę przestać”.

      I przestałeś, choć z niezadowoleniem. Całkowicie nieszkodliwy nawyk, przecież robiłeś to od... ilu lat? Wielu, odkąd zacząłeś uczyć. I przez wszystkie te lata żadnej skargi, ani jedna studentka nie zgłosiła sprzeciwu. A teraz wszystkie studentki z grupy (a w grupach pisarskich większość to zwykle kobiety) podpisały ten list. Oczywiście poczułeś się zaatakowany.

      „Czy to nie małostkowe? – pytałeś mnie. – Czy nie widzisz, jakie to wszystko absurdalne i małostkowe? Gdyby z równą energią przepracowywały dobór słów w swoich pracach!”.

      Jedna z niewielu spraw, o które się pokłóciliśmy.

      „Fakt, że nikt głośno niczego nie powiedział, nie znaczy, że się nie sprzeciwiał takiemu zachowaniu” – wyjaśniłam.

      „Cóż, skoro nic nie m ó w i ł y, to nie miały n i c p r z e c i w k o, prawda?” – stwierdziłeś.

      Bez sensu (przyznaję, nie przemyślałam tego) przypomniałam ci wtedy o słynnym poecie, który wiele lat wcześniej prowadził ten sam kurs i który, wybierając studentów starających się o miejsce na jego zajęciach, przesłuchiwał wszystkie kobiety osobiście, by móc zastosować kryterium urody. I u s z ł o m u t o p ł a z e m.

      Myślałam, że eksplodujesz.

      „To się nazywa krzywdzące porównanie!”.

      Jak śmiem sugerować, że kiedykolwiek zrobiłeś coś takiego.

      „Przepraszam”.

      Za to z pewnością przez wszystkie te lata miałeś serię romansów ze studentkami i byłymi studentkami.

      Nigdy nie widziałeś w tym nic złego. „Gdybym uważał, że to błąd, tobym tego nie robił”. Zresztą nie istniał oficjalny zakaz. „I bardzo dobrze – mówiłeś. – Sala wykładowa to najbardziej erotyczne miejsce na świecie. Zaprzeczanie temu jest dziecinne. Poczytaj George’a Steinera. Przeczytaj Nauki Mistrzów”. Przeczytałam George’a Steinera, który zresztą był również twoim nauczycielem, poważanym, uwielbianym. Przeczytałam Nauki Mistrzów i cytuję: „Ukryty czy jawny, wyobrażany czy faktyczny – erotyzm jest nieodwołalnie wpleciony w nauczanie [...]. Koncentracja na seksualnym molestowaniu trywializuje cały problem”[5].

      Niewypowiedziane: jestem hipokrytką. Oboje wiedzieliśmy, że miałam frajdę, kiedy zwracałeś się do mnie „kochanie”.

      I pozwoliłam ci zauważyć: „Niejeden raz to studentka cię uwiodła”.

      Pamiętam jednak, że była pewna kobieta, na początku, studentka z zagranicy, która odtrąciła twoje awanse i później oskarżyła cię, że się zemściłeś, stawiając jej piątkę z minusem zamiast piątki, na którą zasługiwała. Okazało się, że akurat ta studentka miała zwyczaj kwestionowania ocen, a komisja, która rozpatrywała jej skargę, uznała, że piątka minus to i tak podejrzanie wysoka ocena. Mimo to: choć związków między wykładowcami i studentami oficjalnie nie zakazano, twoje zachowanie było niestosowne oraz świadczyło o braku zdrowego osądu moralnego, nie powinno się go więc tolerować.

      Ostrzeżenie. Które zignorowałeś. I uszło ci to płazem.

      Zmieniłeś się dopiero po wielu latach. Musiałeś się najpierw zestarzeć.

      Właśnie skończyłeś pięćdziesiąt lat. Przytyłeś dziesięć kilo, które zrzuciłeś, choć dopiero po jakimś czasie. Przyszedłeś do baru już podcięty, uchlałeś się na amen, wszystko wygadałeś. Wolałabym, żebyś zamilknął. Nie znosiłam, kiedy opowiadałeś o kobietach. To nie była zazdrość, już nie, przysięgam, dawno pogodziłam się z tą stroną twojej osobowości. Nie znosiłam jednak się za ciebie wstydzić. Wiedziałeś, że nic nie mogę zrobić, ale i tak musiałeś pokazywać mi swoją ranę. Nawet jeśli to wymagało obnażenia się.

      Ona ma dziewiętnaście i pół roku – dość mało, by „i pół” miało jeszcze znaczenie. Nie kocha cię, co jeszcze zniesiesz (i co, szczerze powiedziawszy, wolisz). Nie możesz jednak znieść, że cię nie pragnie. Czasami udaje pożądanie, choć nie z nadmiernym poświęceniem. Zwykle jest zbyt leniwa, by robić nawet to. A tak naprawdę nie interesuje jej seks. Nie jest z tobą dla seksu. Seks, który ją interesuje, o czym doskonale wiesz, dostaje gdzie indziej.

      Teraz to już powtarzalny wzór: młode kobiety, które godzą się z tobą pieprzyć, lecz nie odczuwają tego pożądania, które ciebie do nich przyciąga. Kieruje nimi narcyzm, ekscytacja sprowadzenia starszego mężczyzny z autorytetem na kolana.

      Dziewiętnastoipółletnia dziewczyna ciągnie cię na smyczy. Chodź, chodź, tędy – nie, tędy, profesorze.

      Lubiłeś mówić (chyba kogoś cytując), że młode kobiety mają największą władzę na świecie. Nie jestem tego taka pewna, lecz wszyscy wiemy, o jaką władzę chodzi.

      Rozwiązłość zawsze była twoją drugą naturą (tak samo jak twojego ojca, okazuje się). A ponieważ byłeś przystojny, wygadany, miałeś brytyjski akcent i pewność siebie, bez problemu przyciągałeś kobiety, które ci się podobały.

      „Intensywność życia miłosnego – twierdziłeś – nie tylko pomaga w pracy, ale wręcz jest w niej nieodzowna”. Balzac lamentujący po namiętnej nocy, że właśnie stracił książkę, Flaubert upierający się, że orgazm wysysa z mężczyzny twórcze soki – że stawianie pracy przed życiem oznacza tak wielką abstynencję seksualną, jaką tylko da się wytrzymać – historie interesujące, ale tak naprawdę niemądre. „Gdyby miały oparcie w rzeczywistości, to mnisi byliby najbardziej twórczymi ludźmi na ziemi” – mówiłeś. A zresztą wielu świetnych pisarzy było również potwornymi kobieciarzami, a przynajmniej znanymi z wielkiego popędu seksualnego. „Piszesz dla dwojga, jak twierdził Hemingway – przypominałeś. – Najpierw dla siebie, później dla kobiety, którą kochasz”. Sam ponoć nigdy nie pisałeś lepiej niż w okresach, w których uprawiałeś dużo dobrego seksu. Dla ciebie początek romansu często oznaczał okres wielkiej płodności pisarskiej. To była jedna z twoich wymówek dla zdrad. „Miałem blokadę i deadline” – powiedziałeś mi kiedyś. Bynajmniej nie żartem.

      Twierdziłeś, że wszystkie kłopoty, które pojawiały się w twoim życiu przez kobiety, są tego warte. Oczywiście nigdy na poważnie nie rozważałeś, żeby się zmienić.

      O to, że zmiana musi nadejść – i niekoniecznie możesz mieć w tej


Скачать книгу