Milczenie owiec. Thomas Harris
kwietnia. Nie możemy dużo na jej temat powiedzieć. Trzy miesiące trwało, zanim ją zidentyfikowaliśmy. Następną ofiarę porwał w Chicago, w trzecim tygodniu kwietnia. Znaleziono ją w rzece Wabash w mieście Lafayette, w stanie Indiana, już dziesięć dni po porwaniu. Dzięki temu mogliśmy powiedzieć, co się z nią działo. Później odnaleźliśmy białą kobietę w wieku około dwudziestu lat. Została wrzucona do Rolling Fork obok drogi numer sześćdziesiąt pięć, jakieś siedemdziesiąt dwa kilometry na południe od Louisville, stan Kentucky. Nie udało się, jak dotąd, ustalić jej tożsamości. Następna kobieta o nazwisku Varner, porwana w Evansville, stan Indiana, ciało wrzucone do rzeki Embarras poniżej drogi numer siedemdziesiąt, we wschodniej części Illinois. Potem przeniósł się na południe i utopił kolejną dziewczynę w rzece Conasauga, za miastem Damascus w Georgii, niedaleko drogi numer siedemdziesiąt pięć. Nazywała się Kittridge, mieszkała w Pittsburghu. Tutaj jest jej zdjęcie maturalne. Facet ma niebywałe szczęście, nikt nie widział go dotąd w chwili, kiedy dokonuje porwania. Nie dostrzegliśmy w jego działaniach żadnej konsekwencji, z wyjątkiem faktu, że topi zwłoki w pobliżu dróg międzystanowych.
– A gdybyśmy prześledzili od tyłu najbardziej uczęszczane trasy, prowadzące z miejsc, w których porzuca ciała? Czy przecinają się w jakimś punkcie?
– Nie.
– No cóż, a gdyby… przyjąć, że pozbywa się ciała i uprowadza nową ofiarę podczas tej samej podróży? – spytała Clarice, przezornie unikając zakazanego słowa „założyć”. – Najpierw porzuca ciało, na wypadek gdyby popadł w kłopoty podczas kolejnego porwania. Złapany na próbie uprowadzenia, zawsze zdoła się jakoś wykręcić, jeśli nie ma zwłok w samochodzie. Może należałoby połączyć miejsca każdego nowego uprowadzenia z miejscami porzucenia poprzednich zwłok i poprowadzić wektory do tyłu? Próbował pan tego?
– To dobry pomysł, ale już go sprawdziliśmy. Jeśli rzeczywiście robi obie rzeczy naraz, podczas jednej podróży, to musi bardzo kluczyć. Przeprowadziliśmy szereg symulacji komputerowych, najpierw patrząc na zachód, potem na wschód od dróg międzystanowych, następnie układając w najróżniejszy sposób wszelkie dane, które udało nam się uzyskać na temat miejsc porzuceń i uprowadzeń. Daliśmy to wszystko do komputera i tylko dym z niego poszedł. Mieszka we wschodniej części Stanów, powiedział nam. Nie popełnia zbrodni w cyklu miesięcznym. W pobliskich miastach nie odbywały się w tym czasie żadne kongresy. Same tego rodzaju bzdety. Nie, Starling, na razie to Bill patrzy nam na ręce, a nie my jemu.
– Sądzi pan, że za bardzo zależy mu na życiu, żeby popełnić samobójstwo?
Crawford kiwnął głową.
– Zdecydowanie tak. Odkrył teraz nowy, bardzo dla niego ważny rodzaj doznań i pragnie je jak najczęściej powtarzać. Nie pokładałbym większych nadziei w samobójstwie.
Crawford podał pilotowi kubek wody z termosu. Poczęstował także Clarice, w swoim kubku rozpuścił tabletkę alka-seltzer.
Czuła, jak podchodzi jej do gardła żołądek. Samolot zaczął schodzić do lądowania.
– Kilka spraw, Starling. Oczekuję, że dasz sobie świetnie radę w kwestiach technicznych, ale chcę także czegoś więcej. Nie mówisz za wiele, to świetnie, ja też nie należę do rozmownych. Ale nie powinnaś w związku z tym uważać, że aby się do mnie odezwać, musisz mieć koniecznie jakiś nowy fakt w zanadrzu. Nie ma głupich pytań. Widzisz pewne rzeczy, których ja nie widzę, i chcę, żebyś mi o nich mówiła. Może masz jakiś szósty zmysł. Wyłoniła się sposobność, żeby to sprawdzić.
Słuchając go, z podchodzącym do gardła żołądkiem i wyrazem twarzy świadczącym o należytym zainteresowaniu, Clarice zastanawiała się, od jak dawna Crawford wiedział, że wykorzysta ją w tej sprawie, i jak bardzo zależało mu, by wyłoniła się taka „sposobność”. W porządku, był szefem i jako szef mógł pozwolić sobie na wszystkie te dyrdymały pod hasłem „pomówmy szczerze”.
– Będziesz o nim myślała, zobaczysz miejsca, w których przebywał, zaczniesz go wyczuwać – mówił dalej Crawford. – Nie będziesz go nawet cały czas nienawidzić tak mocno, jak by wypadało. I w końcu, jeśli dopisze ci szczęście, coś z tego, czego się dowiedziałaś, uderzy we właściwą strunę, coś zwróci twoją uwagę. Kiedy coś uderzy we właściwą strunę, nie zapomnij mi o tym powiedzieć. Posłuchaj, już sama zbrodnia w wystarczającym stopniu może sprowokować, nie trzeba do tego dodawać jeszcze śledztwa. Nie daj się wyprowadzić z równowagi zgrai policjantów. Przymknij oczy, patrz do wewnątrz, Starling. Słuchaj samej siebie. Oddziel zbrodnię od tego, co właśnie dzieje się wokół ciebie. Nie staraj się z góry narzucać temu facetowi jakiegoś wzoru postępowania czy symetrii. Pozostań otwarta, poczekaj, aż się sam odsłoni. Jeszcze jedna sprawa: śledztwo takie jak to jest niczym teatr objazdowy. Prowadzone jest w wielu stanach, przez wielu ludzi, a nie brak wśród nich nieudaczników. Musimy z każdym z nich znaleźć wspólny język, żeby się przypadkiem na nas nie wypięli. Jedziemy do Potter w Wirginii Zachodniej. Nie wiem nic o ludziach, do których się wybieramy. Mogą być rozsądni, ale mogą też uważać nas za takich, co to wtykają nos w nie swoje sprawy.
Pilot zdjął na chwilę słuchawki z głowy i rzucił przez ramię:
– Podchodzimy do lądowania, Jack. Zostajesz z tyłu?
– Tak – odparł Crawford. – Koniec szkolenia, Starling.
Rozdział 12
Dom Pogrzebowy Potter, z pomalowanymi na biało drewnianymi belkami, największy budynek przy Potter Street w Potter, w Wirginii Zachodniej, pełni w okręgu Rankin również funkcję kostnicy. Koronerem jest lekarz domowy, doktor Akin. Jeśli przyczyna śmierci budzi jego wątpliwości, wysyła zwłoki do Regionalnego Centrum Medycznego w Claxton, w sąsiednim okręgu, gdzie zatrudniony jest patolog z prawdziwego zdarzenia.
Z lotniska do Potter Clarice Starling jechała na tylnym siedzeniu policyjnego samochodu. Żeby usłyszeć, jak siedzący za kierownicą zastępca szeryfa wyjaśnia to wszystko Jackowi Crawfordowi, musiała przytknąć głowę do siatki oddzielającej miejsce dla więźnia.
W domu pogrzebowym właśnie miało zacząć się nabożeństwo. Żałobnicy w swoich najlepszych niedzielnych ubraniach zapełnili chodnik między krzakami bukszpanu i tłoczyli się na stopniach, czekając na otwarcie drzwi. Świeżo pomalowany budynek i schody odchylały się lekko od pionu, każde w swoją stronę.
Na prywatnym parkingu z tyłu budynku, gdzie czekały karawany, pod pozbawionym liści wiązem stało dwóch funkcjonariuszy rezerwy stanowej oraz trzech pomocników szeryfa, dwóch młodych i jeden starszy. Oddechy mężczyzn nie tworzyły obłoczków pary: ociepliło się.
Starling rzuciła na nich okiem, kiedy samochód zajeżdżał na parking, i miała wrażenie, że zna tych ludzi od dawna. Wiedziała, że wychowywali się w domach, w których zamiast szaf były przepastne komody, a ona świetnie znała ich zawartość. Wiedziała, że ich krewni wieszają odzież w specjalnych torbach na ścianach swoich przyczep kempingowych. Wiedziała, że starszy pomocnik szeryfa wychowywał się w domu, w którym po wodę chodziło się do pompy, i że do drogi, którą przejeżdżał szkolny autobus, musiał brodzić przez wiosenne roztopy z butami zawieszonymi na szyi na sznurowadłach, tak jak to robił jej ojciec. Wiedziała, że drugie śniadanie nosili do szkoły w poplamionych tłuszczem od wielokrotnego użytku papierowych torbach i że potem składali je starannie i wsuwali do tylnych kieszeni dżinsów.
Zastanawiała się, co wie o nich Crawford.
W tylnych drzwiach samochodu nie było w środku klamki, co Starling dostrzegła dopiero w chwili, gdy kierowca z Crawfordem byli już na zewnątrz i zbliżali się do budynku. Musiała pukać w szybę, aż zwrócił