Historia zaginionej dziewczynki. Elena Ferrante
Adele się dowiedziała o moim pobycie w Neapolu, możliwe, że z góry założyła, że nie pojawię się w dzielnicy, i możliwe też, że usiłowała skontaktować się z Ninem, żeby móc spotkać się ze mną. Co w tym złego? Zresztą czego oczekuję? Przecież wiem, że oni się kochali. Ale to było dawno temu i teraz zazdrość jest nie na miejscu. Pogłaskałam go delikatnie po dłoni i mruknęłam: dobrze, jutro pójdziemy na piazza Amedeo.
Zjedliśmy, on długo rozwodził się o naszej przyszłości. Kazał mi obiecać, że jak tylko wrócę z Francji, zażądam separacji. I zapewnił mnie, że skontaktował się już ze znajomym adwokatem i że choć wszystko jest bardzo skomplikowane, a Eleonora i jej krewni z pewnością dadzą mu popalić, zamierza iść na całość. Sama wiesz, powiedział, że tutaj, w Neapolu, tego typu sprawy trudniej rozwiązać niż gdzie indziej, rodzice mojej żony niewiele różnią się od moich czy twoich rodziców, chociaż mają pieniądze i są dobrze wykształceni. A żeby lepiej mi to unaocznić, zaczął wychwalać moich teściów. Na nieszczęście, zakrzyknął, ja nie mam do czynienia z tak porządnymi ludźmi jak państwo Airota, ludźmi cywilizowanymi i o wielkich tradycjach.
Słuchałam go, ale między nas wkradła się już Lila i usiadła przy naszym stoliku: nie potrafiłam przegnać jej z myśli. I gdy Nino mówił, ja przypomniałam sobie o kłopotach, w jakie wpadła, byleby tylko być z nim, nie bacząc na to, co może zrobić Stefano, co może zrobić jej brat czy Michele Solara. Wzmianka o rodzicach na ułamek sekundy przeniosła mnie na Ischię, w wieczór spędzony na plaży Maronti – Lila z Ninem w Forio, a ja na wilgotnym piasku z Donatem – i zadrżałam z obrzydzenia. Tej tajemnicy nigdy nie będę mogła mu wyjawić. Jak wiele niewypowiedzianych słów pozostaje nawet w związku, w którym ludzie się kochają, i jak ogromne jest ryzyko, że ktoś je jednak powie i zniszczy miłość. Jego ojciec i ja, on i Lila. Przegnałam odrazę i wspomniałam o Pietrze, o tym, jak bardzo cierpi. Nino poczerwieniał, teraz on był zazdrosny, starałam się go uspokoić. Zażądał całkowitego zerwania stosunków i stanowczości, ja też tego zażądałam: wtedy wydawało nam się to konieczne, żeby móc rozpocząć nowe życie. Zastanawialiśmy się, kiedy je zaczniemy i gdzie. Praca trzymała Nina w Neapolu, mnie zaś dziewczynki trzymały we Florencji.
– Wróć tutaj – powiedział nagle – przeprowadź się jak najszybciej.
– To niemożliwe, Pietro musi mieć kontakt z dziewczynkami.
– Będziecie jeździć na zmianę, raz ty do niego, raz on do ciebie.
– Nie zgodzi się.
– Zgodzi.
Wieczór szybko minął. Im bardziej roztrząsaliśmy naszą sytuację, tym bardziej się komplikowała. A im bardziej wyobrażaliśmy sobie wspólne życie – dzień w dzień, noc w noc – tym bardziej się pożądaliśmy, a trudności bladły. Tymczasem restauracja opustoszała, a kelnerzy zaczęli ziewać i szemrać między sobą. Nino zapłacił, wróciliśmy na pełne życia bulwary. Przez chwilę, gdy wpatrywałam się w ciemną wodę i wdychałam jej zapach, wydawało mi się, że dzielnica jest o wiele bardziej odległa niż wtedy, kiedy wyjechałam do Pizy, a potem do Florencji. Sam Neapol również stał się bardzo odległy od Neapolu. A Lila od Lili. Czułam, że to nie ona jest przy mnie, lecz moje własne obawy. A tak naprawdę blisko był tylko Nino. Szepnęłam mu na ucho: chodźmy spać.
8
Następnego ranka wstałam wcześnie i zamknęłam się w łazience. Wzięłam długi prysznic, starannie wytarłam włosy: bałam się, że hotelowa suszarka za bardzo je napuszy swoim silnym podmuchem. Tuż przed dziesiątą obudziłam Nina. Był jeszcze otumaniony snem, obsypał mnie komplementami za sukienkę, którą na siebie włożyłam, i usiłował wciągnąć do łóżka. Wykręciłam się. Chociaż udawałam, że wszystko jest w porządku, nie potrafiłam mu wybaczyć, że nasz dzień miłości zamienił w dzień Lili i teraz wisiało nad nami to przymusowe spotkanie.
Zaciągnęłam go na śniadanie, poszedł za mną potulnie. Nie śmiał się, nie żartował, powiedział tylko, głaszcząc czubkami palców moje włosy: ślicznie wyglądasz. Najwyraźniej przeczuwał moje obawy. A ja faktycznie bałam się, że Lila przyjdzie na spotkanie w swojej najlepszej formie. Ja jestem, jaka jestem, ona jest elegancka z natury. Na dodatek znowu ma pieniądze, jeśli zechce, może zrobić się na bóstwo, tak jak w młodości za pieniądze Stefana. Nie chciałam, żeby jeszcze raz oczarowała Nina.
Wyszliśmy koło dziesiątej trzydzieści, wiał zimny wiatr. Ruszyliśmy w stronę piazza Amedeo, bez pośpiechu, krok za krokiem: choć miałam na sobie ciepły płaszcz, a Nino obejmował mnie za ramiona, wstrząsały mną dreszcze. Ani słowem nie wspomnieliśmy o Lili. Nino, nieco sztucznym tonem, opowiadał o tym, jak bardzo wypiękniał Neapol, od kiedy burmistrzem jest komunista, i znowu naciskał, żebym jak najszybciej przeprowadziła się z córkami. Przytulał mnie przez całą drogę i miałam nadzieję, że nie wypuści z uścisku nawet na stacji metra. Liczyłam, że Lila już czeka w wejściu, że zobaczy nas z daleka, jacy jesteśmy piękni, że będzie musiała pomyśleć: tak wygląda para doskonała. Ale kilka metrów przed miejscem spotkania Nino zsunął rękę z moich ramion i zapalił papierosa. Instynktownie chwyciłam go za dłoń i mocno zacisnęłam palce. Tak weszliśmy na plac.
Nie od razu dostrzegłam Lilę i przez chwilę miałam nadzieję, że może w ogóle nie przyszła. Usłyszałam jednak wołanie – wołała na swój typowy, władczy sposób, jakby nawet nie brała pod uwagę, że mogę jej nie słyszeć, że mogę się nie odwrócić, że mogę okazać nieposłuszeństwo. Stała przed barem naprzeciwko wejścia do metra, z rękami w kieszeniach brązowego ortalionu, chudsza niż zazwyczaj, nieco zgarbiona, z kruczoczarnymi włosami poprzetykanymi srebrnymi nitkami i związanymi w koński ogon. Wyglądała jak dawniej, dorosła Lila, Lila zniszczona przez pracę w fabryce: nic nie zrobiła, żeby się upiększyć. Przytuliła mnie z siłą, ja odpowiedziałam bez energii, potem głośno cmoknęła mnie w policzki i roześmiała się z zadowoleniem. Ninowi z roztargnieniem podała rękę.
Usiedliśmy w barze, mówiła tylko ona, i to tak, jakbyśmy były same. Od razu stawiła czoło mojej wrogości, którą najwyraźniej dało się wyczytać z twarzy, i czule, ze śmiechem, rzuciła: masz rację, popełniłam błąd, obraziłaś się, ale się stałaś drażliwa, przecież wiesz, że mnie pasuje wszystko, co robisz, pogódźmy się.
Wykręcałam się z uśmiechem, nie powiedziałam ani tak, ani nie. Chociaż siedziała naprzeciwko Nina, ani razu na niego nie spojrzała, ani razu się do niego nie zwróciła. Przyszła tu dla mnie, raz nawet wzięła mnie za rękę, ale ja ją wysunęłam powoli. Szukała zgody, zamierzała znowu osiedlić się w moim życiu, chociaż nie popierała kierunku, w jakim zmierzało. Zrozumiałam to po tym, jak zadawała pytania, jedno po drugim, nawet nie poczekawszy na odpowiedź. Tak bardzo jej się spieszyło, żeby wypełnić sobą każdy zakątek mojego jestestwa, że jak tylko poruszała jakiś temat, natychmiast przechodziła do innego.
– Jak z Pietrem?
– Źle.
– A córki?
– Mają się dobrze.
– Weźmiesz rozwód?
– Tak.
– I zamieszkacie razem?
– Tak.
– Gdzie? W jakim mieście?
– Nie wiem.
– Wróć tutaj.
– To nie takie proste.
– Znajdę ci mieszkanie.
– Jeśli będę w potrzebie, dam ci znać.
– Piszesz?
– Wydałam