Historia zaginionej dziewczynki. Elena Ferrante
tylko mnie nie martwiła, ale była wręcz przyjemna. Ku własnemu zaskoczeniu uświadomiłam sobie, że pragnę, by mnie oficjalnie kojarzono z Ninem, by mnie z nim widziano, pragnę przekreślić pamięć o parze Elena–Pietro i zastąpić ją parą Nino–Elena. I nagle ogarnął mnie spokój, byłam gotowa wskoczyć do sieci, którą Lila na mnie zastawiła.
Usta jej się nie zamykały. W pewnym momencie chwyciła mnie pod ramię, jak dawniej. Ten gest przyjęłam z obojętnością. Chce mieć pewność, że nic się nie zmieniło, pomyślałam, ale pora zrozumieć, że nasza przyjaźń się wypaliła, że jej ręka jest dla mnie jak kawałek drewna albo urojona pozostałość po emocjonującym uścisku sprzed lat. Przypomniałam sobie, że jakiś czas temu marzyłam, żeby naprawdę była chora i umarła. Wtedy nasza relacja była mimo wszystko żywa i intensywna, dlatego tak bolesna. Teraz natomiast pojawiło się coś nowego. Całe uczucie, do jakiego byłam zdolna – nawet to, które podsycało moje potworne życzenie – skupiło się na mężczyźnie, którego kochałam od zawsze. Lila myśli, że ma jeszcze nade mną władzę, że może mną sterować wedle własnej woli. Ale czy to, co uknuła, nie jest tylko odkurzeniem młodzieńczych miłostek i namiętności? Jeszcze kilka minut temu uważałam jej plan za podły, teraz wyglądał nieszkodliwie jak muzeum. Dla mnie liczyło się co innego, i to bez względu na to, czy jej się to podoba czy nie. Liczyliśmy się tylko my, ja i Nino, Nino i ja, i nawet skandal, jaki wywołamy w małym dzielnicowym światku, miał posmak miłej ratyfikacji naszego związku. Nie czułam już Lili, w jej ręce nie było krwi, a nasz uścisk to tylko kontakt samych tkanin.
Dotarliśmy na piazza dei Martiri. Obróciłam się do Nina, aby go ostrzec, że w sklepie będzie również jego siostra z dziećmi. Odburknął coś z niezadowoleniem. Zobaczyliśmy napis – SOLARA – weszliśmy, i chociaż wszystkie oczy skupiły się na Ninie, przywitano mnie tak, jakbym była sama. Marisa jako jedyna zwróciła się do brata, ale żadne z nich nie wyglądało na uszczęśliwione tym spotkaniem. Ona od razu wyrzuciła mu, że nie daje znaku życia. Wykrzyknęła: z mamą jest źle, tata stał się nieznośny, a ty masz to gdzieś. On nie zamierzał odpowiadać, pocałował z roztargnieniem siostrzeńców, ale ponieważ Marisa nie dawała za wygraną, odburknął: mam swoje problemy, Marì, daj mi spokój. Chociaż każdy z obecnych ciągnął mnie z serdecznością w swoją stronę, ani na chwilę nie spuszczałam go z oczu. Nie byłam zazdrosna, po prostu się obawiałam, że jest zażenowany. Nie miałam pojęcia, czy pamięta Antonia, czy go rozpozna, tylko ja wiedziałam, że mój były chłopak go pobił. Widziałam, jak witają się z powściągliwością, lekkim skinieniem głowy, uśmiechem, zupełnie tak samo, jak chwilę później Nino przywitał się z Enzem, Alfonsem i Carmen. Dla niego to byli obcy ludzie, świat mój i Lili, z którym niewiele miał do czynienia. Pokręcił się po sklepie, zapalił papierosa: nikt, nawet jego własna siostra, nie odezwał się więcej do niego. Jest tu, jest obecny, ten, dla którego porzuciłam męża. Nawet Lila – a właściwie przede wszystkim ona – musi w końcu zdać sobie z tego sprawę. Teraz, kiedy wszyscy dobrze mu się przyjrzeli, chciałam jak najszybciej zabrać go stąd i odejść.
10
Przez pół godziny przeszłość chaotycznie ścierała się z teraźniejszością: buty zaprojektowane przez Lilę, jej suknia ślubna, wieczór inauguracji sklepu i poronienia, ona sama, która dla własnych celów zamieniła go w salon i alkowę; i nasza współczesność, skończone trzydzieści lat, dwie całkiem różne historie, słowa wypowiedziane i te przemilczane.
Zachowywałam się powściągliwie, przyjęłam serdeczny ton. Z Gennarem wymieniłam całusy, uściski, zamieniłam kilka słów. Był to już dwunastoletni chłopiec z nadwagą i ciemnym meszkiem na górnej wardze, tak podobny do Stefana w młodości, jakby Lila podczas poczęcia całkowicie odsunęła się na bok. Czułam się w obowiązku, by być równie miła dla dzieci Marisy i dla niej samej, a ona, mile połechtana moją uwagą, przeszła do pewnych aluzji, jakby dobrze wiedziała, jak potoczy się moje życie. Powiedziała: skoro będziesz częściej bywała w Neapolu, nie zapomnij o nas, wiemy, że jesteście bardzo zajęci, jesteście uczonymi ludźmi, ale musicie wygospodarować odrobinę czasu.
Stała u boku męża i przytrzymywała synów, którzy wyrywali się, by biec na zewnątrz. Na darmo szukałam na jej twarzy śladów pokrewieństwa z Ninem: nie miała nic z brata, z matki zresztą też nie. Teraz, kiedy przybyło jej kilka kilogramów, przypominała raczej Donata, po nim odziedziczyła również wymuszoną rozmowność, którą usiłowała przekonać mnie, że ma wspaniałą rodzinę i życie. Alfonso tylko kiwał potakująco głową i uśmiechał się w milczeniu, demonstrując śnieżnobiałe zęby. Jego wygląd mnie dezorientował. Był niezwykle elegancki, czarne, bardzo długie spięte w kucyk włosy podkreślały wdzięczne rysy, ale w ruchach, w minie miał coś, czego nie potrafiłam odcyfrować, coś nietypowego, co wzbudziło mój niepokój. Jako jedyny w tym otoczeniu – oprócz mnie i Nina – ukończył szkołę, a przyswojona wiedza, zamiast wyblaknąć z biegiem czasu, zakorzeniła się w tym giętkim ciele i w subtelnie zarysowanej twarzy. Jaki on był piękny, jak dobrze wychowany. Marisa chciała go za wszelką cenę, chociaż on przed nią uciekał, i oto teraz stoją jedno obok drugiego: ona z wiekiem coraz bardziej męska w wyglądzie, a on coraz bardziej zniewieściały, i ich dwaj synowie, którzy jak ludzie gadali, są dziećmi Michelego Solary. Tak, szepnął Alfonso, wtórując zaproszeniu żony, zrobicie nam wielką przyjemność, jeśli pojawicie się u nas na kolacji. A Marisa: Lenù, kiedy napiszesz nową książkę? Czekamy. Ale musisz być na czasie, wydawałaś się niemoralna, ale to za mało. Widziałaś, jaką pornografię dzisiaj publikują?
Wszyscy obecni, mimo że nie okazali najmniejszego przejawu sympatii dla Nina, ani słowem, ani jednym spojrzeniem czy uśmiechem nie skrytykowali moich decyzji. Wręcz przeciwnie, gdy tak witali mnie po kolei i rozmawiali ze mną, na wszelkie sposoby okazywali mi serdeczność i szacunek. Enzo w uścisk włożył całą swoją powagę, i choć nie odezwał się ani słowem, tylko się uśmiechał, miałam wrażenie, jakby mi mówił: zawsze będę cię lubił, bez względu na to, co postanowisz. Carmen natomiast od razu odciągnęła mnie na bok – była bardzo nerwowa, nieustannie zerkała na zegarek – i zaczęła opowiadać o bracie, ale tak, jak opowiada się komuś, kto ma władzę, wszystko wie, wszystko może i żadne błędne posunięcie nie jest w stanie przyćmić jego aury. Nie wspomniała o dzieciach, o mężu, o swoim czy moim życiu. Wzięła na swoje barki cały ciężar złej sławy terrorysty, którą zyskał sobie Pasquale, ale tylko po to, żeby ją zanegować. Przez tych kilka minut nie ograniczała się do powtarzania, że jej brat jest niesłusznie prześladowany, ale też wychwalała jego dobroć i odwagę. W jej oczach płonęła determinacja, że zawsze i bez względu na okoliczności stać będzie po jego stronie. Powiedziała, że musi wiedzieć, jak może się ze mną skontaktować, poprosiła o numer telefonu i adres. Szepnęła: ty jesteś ważną osobistością, Lenù, znasz ludzi, którzy mogą pomóc mojemu Pasqualemu, o ile wcześniej ktoś go nie zabije. Potem skinęła na Antonia, który stał z boku, kilka kroków od Enza. Chodź, zawołała cicho, ty też jej powiedz. I Antonio podszedł ze spuszczoną głową, mówił nieśmiało, coś w rodzaju: wiem, że Pasquale ci ufa, był u ciebie w domu, zanim wybrał to, co wybrał, więc jeśli go jeszcze kiedyś spotkasz, ostrzeż go, że musi zniknąć. We Włoszech nie wolno mu się pokazywać, mówiłem to już Carmen, problemem nie są karabinierzy, problemem są Solarowie. Oni są przekonani, że to Pasquale zabił panią Manuelę, i jeśli go znajdą – teraz, jutro czy za kilka lat – nie będę mógł mu pomóc. Podczas gdy Antonio mówił z powagą w głosie, Carmen obserwowała mnie z niepokojem i bez ustanku wtrącała się z pytaniem: rozumiesz, Lenù? Na koniec przytuliła mnie, ucałowała i szepnęła: ty i Lina jesteście dla mnie jak siostry, i uciekła z Enzem, bo mieli robotę.
Zostałam z Antoniem sam na sam. Miałam wrażenie, jakby przede mną stały dwie różne osoby zamknięte