Przekleństwa niewinności. Jeffrey Eugenides
aby wszystkie mogły się opalić. Chase Buell, coraz bardziej ulegający wpływom swojego ojca, członka ruchu Christian Science, powiedział tylko, że dziewczyny potrzebowały „pomocy nie z tego świata”. Ale gdy spytaliśmy go, co konkretnie ma na myśli, wzruszył ramionami i odrzekł:
– Nic takiego.
Tak mówił, ale nieraz widzieliśmy go, jak kuca pod drzewem i z zamkniętymi oczami porusza wargami, gdy dziewczyny przechodziły obok.
Jednak nie wszyscy myśleli o tych dziewczętach. Jeszcze przed pogrzebem Cecilii niektórzy ludzie ciągle mówili o jednym: o niebezpieczeństwie, jakie stwarzał płot, na który spadła.
– Taki wypadek musiał się wydarzyć – powiedział pan Frank pracujący w ubezpieczeniach. – Żadna polisa tego nie obejmuje.
– Nasze dzieci także mogą na to spaść – powtarzała pani Zaretti przy kawie po niedzielnej mszy. Wkrótce grupa ojców z własnej inicjatywy zabrała się do wykopywania tego ogrodzenia. Okazało się, że płot stał na terenie posiadłości Batesów. Pan Buck, adwokat, uzgodnił z panem Batesem kwestię usunięcia płotu i w ogóle nie rozmawiał o tym z panem Lisbonem. Wszyscy przyjęli oczywiście, że Lisbonowie będą za to wdzięczni.
Dotychczas nieczęsto mogliśmy widywać naszych ojców ubranych w buty robocze i w pocie czoła ryjących w ziemi, wymachujących nowiutkimi nożycami do korzeni. Walczyli z ogrodzeniem pochyleni, jak żołnierze piechoty morskiej podnoszący zwycięską flagę na Iwo Jimie. To był najwspanialszy pokaz kolektywnej pracy, jaki kiedykolwiek mogliśmy zobaczyć w naszej dzielnicy – ci wszyscy adwokaci, lekarze i wyżsi urzędnicy bankowi pracujący wspólnie w rowie, i do tego nasze matki przynoszące im oranżadę – przez chwilę można było odnieść wrażenie, że w naszym stuleciu znowu ważne jest szlachetne postępowanie. Nawet siedzące na drutach telefonicznych wróble wyglądały na pochłonięte tym widokiem. Nie przejechał ani jeden samochód. W przemysłowej mgle naszego miasta mężczyźni przypominali postaci wykute z cyny, ale chociaż zbliżało się już późne popołudnie, nadal nie potrafili wyrwać płotu z ziemi. Pan Hutch wpadł na pomysł, aby odciąć pręty piłą do metalu, tak jak zrobili to sanitariusze, więc przez chwilę mężczyźni zmieniali się przy piłowaniu, ale ich zaprawione w przekładaniu papierków ręce szybko się zmęczyły. W końcu przywiązali ogrodzenie do wyposażonego w napęd na cztery koła forda bronco, należącego do wuja Tuckera. Bez znaczenia było, że wuj Tucker nie miał prawa jazdy (podczas egzaminu na prawo jazdy zawsze wyczuwano od niego alkohol, nawet gdy przestawał pić trzy dni przed egzaminem, ten wciąż parował przez jego skórę). Nasi ojcowie krzyczeli:
– Dawaj! – Wuj Tucker wciskał do dechy pedał gazu, ale ogrodzenie ani drgnęło.
Pod wieczór dali sobie spokój i zrobili składkę na wynajęcie profesjonalnej firmy holowniczej. Godzinę później pojawił się mężczyzna w samochodzie pomocy drogowej, zaczepił hak o ogrodzenie, nacisnął guzik, uruchamiając gigantyczną wciągarkę, i mordercze ogrodzenie najpierw drgnęło, a potem z głębokim stęknięciem wyskoczyło z ziemi.
– Widać krew – odezwał się Anthony Turkis, a my zaglądaliśmy, aby zobaczyć, czy faktycznie teraz pojawiła się krew, której nie było w chwili samobójstwa.
Niektórzy twierdzili, że była na trzecim pręcie, inni, że na czwartym, ale znalezienie śladów krwi było równie niemożliwe, co znalezienie cholernej łopaty z tyłu okładki albumu Abbey Road, na której prawie wszystko miało świadczyć o tym, że Paul nie żyje.
W pracach nad usuwaniem ogrodzenia nie pomagał nikt z Lisbonów. Jednak od czasu do czasu widzieliśmy ich twarze migające w oknach. Zaraz po wyrwaniu płotu pan Lisbon wyszedł bocznymi drzwiami i zabrał się za zwijanie węża ogrodowego. Nie zrobił ani kroku w kierunku rowu. Podniósł rękę w sąsiedzkim pozdrowieniu i zaraz wrócił do domu. Mężczyzna przytwierdził kolejne fragmenty ogrodzenia do swojej ciężarówki i – skoro mu za to zapłacili – bezceremonialnie przejechał przez trawnik pana Batesa, niszcząc wszystko po drodze. Zdumiało nas, że nasi rodzice zupełnie nie zareagowali, przecież uprzednio sam fakt przejechania przez trawniki wystarczył, aby wezwać policję. Ale tym razem pan Bates nie krzyczał i nie zapisywał numeru rejestracyjnego ciężarówki, nie odezwała się również pani Bates, która kiedyś rozpłakała się, gdy puszczaliśmy petardy pośród jej prezentowanych na stanowych wystawach tulipanów – oboje nic nie powiedzieli, podobnie jak nasi rodzice, i mogliśmy wyczuć, jacy oni wszyscy są starzy, jak przyzwyczajeni do urazów psychicznych, do depresji i wojen. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że świat, jaki starali się nam przedstawić, nie był tym światem, w jaki sami wierzyli, i że przy całym ich pielęgnowaniu trawy i dbałości o jej samopoczucie tak naprawdę trawniki wcale ich nie obchodziły.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.