Nowe oblicze Greya. E L James
by antidotum na to, co mi dolega, znaleźć w końcu w małym sklepiku z pamiątkami dla turystów. To cienka srebrna bransoletka na kostkę z małymi serduszkami i dzwoneczkami. Pobrzękuje uroczo i kosztuje pięć euro. Zakładam ją jeszcze w sklepie. To jestem ja – to właśnie mi się podoba. Od razu czuję się swobodniej. Nie chcę stracić kontaktu z dziewczyną, której to się podoba, nigdy. Zdaję sobie sprawę z tego, że przytłacza mnie nie jedynie Christian, ale także jego bogactwo. Czy kiedykolwiek się do tego przyzwyczaję?
Taylor i Gaston posłusznie chodzą za mną pośród popołudniowego tłumu i wkrótce zupełnie zapominam o ich obecności. Chcę kupić coś dla Christiana, coś, co oderwie jego myśli od wydarzeń w Seattle. Ale co mam kupić komuś, kto ma wszystko? Zatrzymuję się na niewielkim nowoczesnym placu otoczonym sklepami i przesuwam wzrokiem po wszystkich po kolei. Kiedy dostrzegam sklep ze sprzętem elektronicznym, przypomina mi się nasza dzisiejsza wizyta w galerii, a jeszcze wcześniej w Luwrze. Podziwialiśmy tam wtedy Wenus z Milo… W mojej głowie rozbrzmiewają słowa Christiana: „Wszyscy podziwiamy kobiece kształty. Uwielbiamy na nie patrzeć, nieważne, czy to rzeźba, obraz czy film”.
Przychodzi mi do głowy zuchwały pomysł. Potrzebna mi jedynie pomoc w wyborze odpowiedniego prezentu, a znam tylko jedną osobę, która mogłaby mi jej udzielić. Wyjmuję z torebki BlackBerry i dzwonię do José.
– Kto…? – mamrocze sennie.
– Z tej strony Ana.
– Ana, cześć! Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? – Wydaje się już bardziej przytomny, wręcz niespokojny.
– Jestem w Cannes na południu Francji i wszystko w porządku.
– Na południu Francji, powiadasz? Mieszkasz w jakimś niezłym hotelu?
– Eee… nie. Na jachcie.
– Jachcie?
– Dużym jachcie. – Wzdycham.
– Rozumiem. – Jego głos staje się chłodniejszy.
Cholera, nie powinnam była do niego dzwonić. Coś takiego nie jest mi teraz potrzebne.
– José, potrzebuję twojej rady.
– Mojej rady? – pyta zdziwiony. – Jasne – dodaje i tym razem ton głosu ma znacznie przyjaźniejszy.
Opowiadam mu swój plan.
Dwie godziny później Taylor pomaga mi przedostać się z motorówki na trap jachtu. Gaston i marynarz pokładowy zajmują się skuterem. Christiana nigdzie nie widać, więc przemykam się chyłkiem do naszej kajuty, aby zapakować mu prezent. Przepełnia mnie dziecięce podekscytowanie.
– Dość długo cię nie było.
Christian mnie zaskakuje, kiedy przyklejam ostatni kawałek taśmy. Odwracam się i widzę, że stoi w drzwiach kajuty, bacznie mnie obserwując. A jednak napytałam sobie skuterem biedy? Czy może chodzi o pożar w biurze?
– W pracy wszystko pod kontrolą? – pytam z wahaniem.
– Mniej więcej – odpowiada, a przez jego twarz przemyka cień irytacji.
– Byłam na małych zakupach – mówię z nadzieją, że poprawię mu humor. Och, oby to nie na mnie był zirytowany.
Uśmiecha się ciepło i już wiem, że nie mam się czego obawiać.
– Co kupiłaś?
– To. – Stawiam nogę na łóżku i pokazuję mu bransoletkę na kostce.
– Bardzo ładna – stwierdza.
Podchodzi do mnie i dotyka maleńkich dzwoneczków, które pobrzękują wokół mojej kostki. Marszczy brwi i przesuwa opuszkami palców po czerwonej linii, a mnie przeszywa dreszcz.
– I to. – Podaję mu pudełko, mając nadzieję, że odwrócę tym jego uwagę.
– Dla mnie? – pyta zaskoczony.
Kiwam nieśmiało głową. Bierze ode mnie pudełko i potrząsa nim lekko. Uśmiecha się szeroko i siada na łóżku. Nachyla się, ujmuje moją brodę i składa na ustach czuły pocałunek.
– Dziękuję – mówi z nieśmiałą radością.
– Jeszcze nie otworzyłeś.
– Na pewno mi się spodoba. – Patrzy na mnie błyszczącymi oczami. – Nieczęsto dostaję prezenty.
– Ciężko ci coś kupić. Masz przecież wszystko.
– Mam ciebie.
– Zgadza się. – Uśmiecham się. O tak, Christianie, o tak.
Szybko rozrywa papier.
– Nikon? – Zaskoczony podnosi na mnie wzrok.
– Wiem, że masz tę małą cyfrówkę, ale ten aparat jest do… eee… portretów i takich tam. Ma dwa obiektywy.
Po jego minie widać, że dalej nic nie rozumie.
– Dziś w galerii spodobały ci się fotografie Florence D’elle. I pamiętam, co mówiłeś w Luwrze. No i, rzecz jasna, są jeszcze tamte zdjęcia. – Przełykam ślinę, starając się nie przywoływać obrazów, które odkryłam w garderobie.
Christian wstrzymuje oddech, a jego oczy robią się wielkie, gdy w końcu zaczyna rozumieć, o co mi chodzi. A ja szybko, nim stracę odwagę, kontynuuję:
– Pomyślałam, że mógłbyś, eee… chciałbyś zrobić zdjęcia… mnie.
– Zdjęcia. Tobie? – Wpatruje się we mnie, ignorując leżące na kolanach pudełko.
Kiwam głową, rozpaczliwie próbując wybadać jego reakcję. W końcu jego spojrzenie wraca do pudełka, a palce z nabożną fascynacją przesuwają się po fotografii aparatu.
O czym on teraz myśli? Och, nie takiej reakcji się spodziewałam, a moja podświadomość obrzuca mnie takim wzrokiem, jakbym była jakimś zwierzęciem hodowlanym. Christian przecież nigdy, przenigdy nie reaguje zgodnie z moimi oczekiwaniami. Podnosi głowę, a oczy ma pełne… czego? Bólu?
– Dlaczego sądzisz, że tego chcę? – pyta zdeprymowany.
Nie, nie, nie! To ty mówiłeś, że chciałbyś…
– A nie? – pytam, zagłuszając podświadomość, która zastanawia się głośno, czemu ktokolwiek miałby chcieć robić mi erotyczne zdjęcia. Christian przełyka ślinę i przeczesuje palcami włosy. Wygląda na mocno zagubionego. Bierze głęboki oddech.
– Dla mnie tego typu zdjęcia były najczęściej polisą ubezpieczeniową, Ano. Wiem, że zbyt długo uprzedmiotawiałem kobiety.
– I uważasz, że robienie mi zdjęć jest… eee, uprzedmiotawianiem mnie? – Z twarzy odpływa mi cała krew.
Zaciska powieki.
– Mam w głowie mętlik – szepcze. Kiedy otwiera oczy, widać w nich nieufność i coś jeszcze, jakieś intensywne emocje.
Cholera. To przeze mnie? Moje wcześniejsze pytania dotyczące jego biologicznej matki? Pożar w pracy?
– Czemu tak mówisz? – pytam cicho. Wzbiera we mnie panika. Sądziłam, że jest szczęśliwy. Że my jesteśmy szczęśliwi. Że go uszczęśliwiam. Nie chcę, aby miał w głowie mętlik. Chcę? Zaczynam gorączkowo myśleć. Od prawie trzech tygodni nie widział się z Flynnem. O to właśnie chodzi? To jest powodem jego zachowania? Cholera, powinnam zadzwonić do Flynna? I nagle, w chwili wyjątkowej przenikliwości, dociera do mnie prawda: pożar, Charlie Tango, skuter… Christian się boi, boi się o mnie, i potęguje to widok czerwonych śladów