Porachunki. Yrsa Sigurðardóttir

Porachunki - Yrsa Sigurðardóttir


Скачать книгу
pytanie. – Huldara nudziło już opowiadanie historii o kapsule czasu i powodach policyjnego śledztwa w tej sprawie, streścił ją więc możliwie najszybciej. Siwe brwi Guðmundura coraz wyżej wspinały się na jego czoło, ale Huldar nie potrafił określić, czy to reakcja na opowiadaną historię, czy zdumienie faktem, że doświadczony policjant traci czas na coś takiego. Miał nadzieję, że jednak nie to drugie. – Ustaliłem, że chociaż Thröstur nie jest notowany, to miał kłopoty z prawem wcześniej, jako małoletni. Sprawa z grudnia dwutysięcznego roku, skończył wtedy ledwie osiem lat. To trochę dziwne. W każdym razie tak wynika z wpisu w policyjnym systemie informacyjnym, do którego nie mogę się dostać. Odmowa dostępu. Przy tym zakładam, że to ten sam człowiek. Używał wtedy nazwiska swojego ojca, a nie matki tak jak teraz. W każdym razie numer identyfikacyjny jest ten sam. Nigdy wcześniej system nie odmówił mi dostępu. Prawdopodobnie muszę wystąpić o zgodę na przejrzenie tych akt. Może w grę wchodzi to, że był wtedy małoletni, nie mam pojęcia. Uzyskanie takiej zgody oznacza wypełnianie kwitów, dlatego przyszedłem prosić, żebyś zaoszczędził mi biurokracji i sprawdził te dane. Funkcjonariusz na twoim stanowisku powinien mieć do nich dostęp.

      Przysługa, o którą prosił, nie była taka prosta, jak mogło się wydawać. Niedawno kilku policjantów stanęło przed sądem pod zarzutem nieuzasadnionego korzystania z bazy danych komendanta policji. Zostali uniewinnieni, ale od tamtej pory ludzie niechętnie sięgali do baz danych, o ile naprawdę nie musieli.

      Guðmundur skinął głową, nad czymś się zastanawiając.

      – Sam mógłbyś to zrobić, gdybyś nie został zdegradowany.

      – Wiem o tym, ale przecież nic na to nie poradzę. Zresztą tylko wtedy, gdy wypadnie coś takiego, tęsknię za stanowiskiem. Trochę. – Huldar miał nadzieję, że jego szczerość była oczywista.

      Jego dawny szef wzruszył ramionami.

      – Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale byłem trochę zaskoczony, gdy mi powiedziano o twoim awansie. Ale wiadomość o tym, że zleciałeś ze stołka, już mnie nie zaskoczyła. Chociaż oczywiście nie przyszłoby mi do głowy, że się utrzymasz tak krótko. Wiesz, że pobiłeś rekord Islandii, a prawdopodobnie też Europy? Może nawet rekord świata. To całkiem niezły wynik. – Uśmiech zniknął z jego zmęczonej twarzy. – Ze wstydem myślę, jak wielu bydlaków tutaj miało z tego radochę. A przecież kiedyś z tobą pracowali. Ale ja nie byłem jednym z nich.

      – Nawet by mi to do głowy nie przyszło. – Huldar nie sprawdził się może jako menedżer, ale umiał całkiem nieźle oceniać ludzkie charaktery. Potrafiłby na jednym oddechu wyliczyć nazwiska tych, którzy się ucieszyli z jego upadku. – Sprawdzisz dla mnie te dokumenty?

      Guðmundur przekrzywił głowę. Przez chwilę milczał, zastanawiając się, co zrobić.

      – Wiesz, że każde logowanie do systemu jest rejestrowane? Co powiem, jeśli mnie zapytają, po co zaglądałem do tych akt?

      – Prawdę. Że poprosiłem cię o pomoc w sprawie, którą prowadzę, bo w moim wydziale wszyscy mają tyle roboty, że nikt z pełnym dostępem do danych nie miał dla mnie czasu. Bo tak właśnie jest.

      – Przez obcięte dłonie?

      – Zgadza się. – Huldar poprawił się na krześle. Było niewygodne, a jego data przydatności do użytku dawno już minęła. Guðmundur nie był typem funkcjonariusza, który poprosiłby o nowe meble do pokoju. Co więcej, wyglądało na to, że nie zatroszczył się też o wymianę koszuli mundurowej, chociaż niedawno wprowadzono nowy model. – Ktoś wie?

      – W kantynie aż huczy.

      – Pewnie nie dało się tego uniknąć – westchnął Huldar. Skoro tak, to o sprawie niebawem się dowiedzą media, co miało i dobre, i złe strony. Złe dla Erli, która zostanie obsadzona w roli niekompetentnego śledczego, jeśli sprawa nie będzie rozwiązana przez kilka najbliższych dni. Dobre dlatego, że ujawnienie informacji może doprowadzić do ustalenia, czyje to ręce. W zasadzie sami powinni skorzystać z pośrednictwa mediów. – Skoro sprawa już wyciekła, to gdybyś musiał się tłumaczyć, nikt raczej nie będzie się czepiał wyjaśnienia o przepracowaniu. Oczywiście jeśli wyświadczysz mi tę przysługę.

      – Czyż nie powinniśmy się trzymać razem? Nas dwóch przeciwko całej reszcie? – Guðmundur wybuchnął krótkim jak szczeknięcie śmiechem, ale nie wyglądał na rozbawionego. – Nie wydaje mi się, żeby to było coś złego. Ale niczego nie wydrukuję. Będziesz musiał czytać z monitora.

      Huldarowi to wystarczyło. Odczytał numer identyfikacyjny Thröstura i patrzył, jak były szef wpisuje kolejne cyfry. Na ekranie pojawiło się nazwisko, ale bez jakichkolwiek danych ani dokumentów, które można by otworzyć. Zamiast nich widniał napis „Brak dostępu” – taki sam, jaki wcześniej się pojawił na monitorze Huldara. – Spróbuj ponownie. – Rezultat był taki sam. Huldar się wyprostował. – To komunikat, który wyświetlił się u mnie.

      – Dziwne. Nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło. Sprawdzałeś w rejestrze?

      Rejestr był bazą danych zawierającą ogólne informacje o wszystkich zgłoszeniach, które napłynęły do policji. Był krytykowany przez niektórych ze względu na brak odpowiednich zabezpieczeń. W odróżnieniu od oficjalnego systemu informacji policyjnej rejestr nie miał specjalnych procedur dostępu, kwerendy nie zapisywały się w systemie, a tylko przypadek decydował o tym, jakie informacje zostały w nim zawarte i czy podjęto w zgłaszanych sprawach dalsze działania. Rejestr zawierał nazwiska nie tylko przestępców, ale też świadków i wszystkich, którzy składali zeznania. Niczego stamtąd nie usuwano, w rejestrze figurowało więc ponad trzysta tysięcy osób, w tym wiele nieżyjących. Huldar sprawdził tam nazwisko Thröstura, ale bez skutku. Wyglądało na to, że ponure domysły Freyi na temat przestępczej przeszłości chłopaka były niesłuszne.

      – Niczego nie znalazłem. Może więc jednak nie ma go w naszym systemie.

      – Niemożliwe. W takim przypadku system zwraca informację, że wpisu nie znaleziono. Wygląda na to, że chłopak jest znany policji, ale coś się schrzaniło. Może podczas migracji danych. Odkąd Thröstur skończył osiemnaście lat, było kilka nowych wersji.

      – Czyli co, jego dokumenty zaginęły?

      Z zaciśniętymi wargami, Guðmundur ograniczył wyszukiwanie tylko do imienia Thröstur, ale wynik był taki sam.

      – Przypuszczam, że gdzieś istnieje jego teczka, ale żeby ją dostać, nie unikniesz wypełniania dokumentów. Nikt, nawet na najwyższym stanowisku, nie może tak po prostu wejść do archiwum, żeby sobie przejrzeć dokumenty. A przynajmniej ja nie mogę. – Odchylił się na oparcie fotela. Zmarszczył brwi i nagle zaczął wyglądać jak wiele lat temu. – Coś mi tu śmierdzi. Zastanawiam się właśnie, czy te dokumenty nie zostały zablokowane celowo.

      – Kto miałby to zrobić?

      – Nie mam pojęcia. Nazwisko tego chłopaka z niczym mi się nie kojarzy. Gdyby trafiał do nas częściej albo był zamieszany w coś poważnego, albo uczestniczył w sprawie, która wymagała zapewnienia anonimowości, na pewno bym rozpoznał nazwisko. Ale nie rozpoznaję.

      – Mnie też nic nie mówi. – Huldar przeczesał palcami włosy i zdał sobie sprawę, że przydałoby się je ostrzyc. Odnotował w pamięci, że musi się tym zająć, zanim Erla wyśle go do fryzjera. Nie byłoby mu przyjemnie, jej też pewnie nie. – Chyba rzeczywiście muszę wystąpić z oficjalnym wnioskiem o udostępnienie akt.

      – Tak, ale to potrwa, jak sam wiesz. Zaczynam dochodzić do wniosku, że obsługa archiwów jest trochę ociężała, oczywiście umysłowo. – Guðmundur zamknął okno bazy danych. – Na twoim miejscu złożyłbym temu młodemu


Скачать книгу