Skazana. Teri Terry
mi nie wiadomo o rozwijaniu. Mam to pewnie we krwi.
– Trzymaj się od tego z daleka, Sam. To brutalny biznes.
– Dlatego nie dałabym sobie w nim rady, to chcesz powiedzieć?
– Raczej to, że wolałbym cię chronić, nic więcej. Teraz muszę wracać do pracy. Chciałaś czegoś ode mnie?
– Właściwie przyszłam zapytać, czy nie mógłbyś zrobić czegoś dla Avy.
– O co chodzi?
– Jej mama w dniu decyzji wyjechała do Szwecji i odtąd nie było od niej żadnej wieści.
Potrząsa głową.
– Musi jej być bardzo ciężko.
– Rzecz w tym, że z tego, co mówiła, ten wyjazd nie miał sensu. Prawie jakby coś za nim stało. I nie chodziło też o prawo English-only. Ava twierdzi, że jej mama płynnie mówiła po angielsku.
– I zastanawiałaś się, czy mógłbym się czegoś dowiedzieć?
– Tak… Mógłbyś?
Waha się, sięga do kieszeni, wyjmuje telefon.
– Jak Ava ma na nazwisko?
– Ava Nicholls – mówię, a on notuje to sobie w komórce. – Dzięki, tato.
– Nic nie obiecuję, może nawet nie być żadnego śladu. A teraz idź do łóżka, prześpij się; jutro pewnie będzie normalny dzień szkoły.
Wkrótce leżę już w łóżku, gapiąc się w sufit i próbując zasnąć. Wczorajszą noc przesiedziałam, potem przespałam pół dnia i zdaje się, że rozregulowałam sobie zegar biologiczny.
Poza tym coś mnie niepokoi. Dlaczego tak się zezłościłam na tatę, kiedy go zapytałam o Astrid?
Nie słucha mnie – w tym sęk. Nie przyjmuje do wiadomości, że mam zainteresowania czy cokolwiek do powiedzenia – wobec Avy wczoraj przy kolacji zachowywał się zupełnie inaczej. Może po prostu poszedł na ustępstwa, bo była gościem i jest przyszłym wyborcą, lecz myślę, że to w rzeczywistości nie wszystko. Z jakiegoś powodu ma ten swój pogląd na mój temat, starannie umieszczony w szufladce z napisem „córka”; choćbym próbowała, nie mogę przybrać innego kształtu niż szufladka, i to mnie boli. Czy zawsze tak bardzo starałam się spełniać jego oczekiwania, że teraz już za późno, by dostrzegł we mnie kogoś innego?
W końcu, kiedy tak pływam w pół śnie, pół czuwaniu, a po głowie snują mi się chaotycznie obrazy z minionego dnia – Ava, Lucas – zaczyna wibrować telefon leżący na biurku koło łóżka, i jeszcze raz, i znów. Ktoś dzwoni?
„Niech spada” – mówię sobie, ale za późno: już się zdążyłam obudzić. Równie dobrze mogę odebrać. Sięgam po komórkę i myśląc, że za sekundę przerzuci się na pocztę głosową, szybko pykam „odbierz”, zanim zarejestruję, że to nieznany numer. W środku nocy?
– Halo? – zgłaszam się.
– Sam? Tu Lucas.
– A, cześć.
– Charlize dała mi kiedyś twój telefon. Przepraszam, że dzwonię tak późno.
W jego głosie brzmi jakaś dziwna nuta, jakby ból, przygnębienie.
– Coś się stało?
– Tak. Ale… może nie powinienem do ciebie dzwonić; nie wiem, czemu to zrobiłem. Wczoraj pytałaś o te rzeczy, więc…
– Po prostu powiedz. O co chodzi?
– Mój przyjaciel, ten, o którym ci mówiłem…
– Którego postrzeliła policja?
– Tak. Ma na imię Kenzi… miał… Zmarł w szpitalu.
22.
Ava
Idąc na spotkanie z Sam, jeszcze raz czytam jej SMS-a: „Muszę pogadać. Biblioteka w porze lanczu? Ale tylko jeśli możesz dotrzymać więcej sekretów”.
Kiedy docieram na miejsce, Sam siedzi już na krześle; udaje, że czyta. Książkę trzyma do góry nogami.
– Coś nie tak? – pytam.
Bierze mnie pod ramię i prowadzi w głąb biblioteki. Rozgląda się wśród regałów – nikogo tu nie ma.
– Przyjaciel Lucasa, ten, którego postrzeliła policja, pamiętasz? Zmarł dziś w nocy.
Gapię się na nią – najpierw w szoku, potem z trwogą. Do czego to doprowadzi?
– Jego przyjaciele i krewni organizują dziś wieczorem protest, właściwie milczącą manifestację. Lucas jest zaangażowany. Pytał, czy z nim pójdę.
– Zamierzasz?
– Nie wiem.
– Co dokładnie będą robili?
– Wezmą się za ręce i otoczą kordonem część Londynu; chcą objąć milę kwadratową w okolicy kościoła St Mary-le-Bow, tam, gdzie ten chłopak mieszkał. Zaangażowały się różne grupy. Domagają się pokoju, odpowiedzi, skończenia z agresją.
Jej oczy patrzą żarliwie, głos jest pełen pasji, ożywiony – jeszcze bardziej niż do tej pory.
– Chcesz iść.
– Tak, ale się boję. Musiałabym się wymknąć ochronie. To dość łatwe, gdybym się wykradła ze szkoły. Ale mój tato… – Potrząsa głową. – Jak myślisz, co powinnam zrobić?
Waham się. Oczywista odpowiedź brzmi: „Nie idź, to niebezpieczne”. Ale czy ona tego właśnie teraz potrzebuje?
– Przemyśl to. Wcześniej mówiłaś mi, że masz prawo do własnych opinii, i masz. Mówić, co myślisz, to jedno, ale czy nie zaszkodzisz przez to swojemu tacie?
– Tym razem, dla odmiany, naprawdę nie chodzi o niego. Chcę to zrobić, dołączyć do nich, być częścią tego, co się tam będzie działo.
Faktycznie musi iść. Widzę to, ale czuję ucisk w dołku: a jeśli coś jej się przydarzy?
– Może pójdę z tobą? – słowa wyskakują ze mnie, zanim się połapię, co oznaczają. To może być poważna sprawa: jeżeli szkoła uzna, że wplątałam się w coś nieodpowiedniego, mogę stracić stypendium. Już mam wycofać propozycję, gdy…
– Naprawdę poszłabyś ze mną?
Oczy Sam lśnią tak mocno, że moje postanowienie znika.
– Jasne – mówię.
– Dziękuję.
23.
Sam
Sprawa okazuje się całkiem łatwa. Jako szóstoklasistka Ava ma kod do bocznej bramki. Wymykamy się po lekcjach, w połowie naszych korepetycji. Wcześniej odwołałam kierowcę, który miał po mnie przyjechać. Powiedziałam, że pojadę po szkole z Charlize do jej domu. Jeżeli ktoś do niej zadzwoni, będzie mnie kryła; wersja dla niej brzmi, że się spotykam z Lucasem. Czyli w sumie prawda, tyle że to, co będziemy robić, zupełnie nie pokrywa się z jej wyobrażeniami.
Rzeczywiście myślałam o tym, czy to nie zaszkodzi tacie, ale dziś robię coś po swojemu, jako j a, a nie jego córka, więc nikt nie musi wiedzieć, kim jestem. Z pomocą Avy zmieniłam nieco swój wygląd: znalazła w zasobach szkolnego teatru okulary z niekorekcyjnymi szkłami, włosy związała mi ciasno z tyłu i przesłoniła chustką. Mundurek zamieniłam na dżinsy i pożyczony ze sterty rzeczy znalezionych