Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy. Joanna Jax
umiałbym cię nienawidzić, ale nie potrafiłbym także żyć z tym, że jestem niżej ciebie. Ot, wioskowy błazen.
– Ty nie rozumiesz… nic nie rozumiesz… – Zakryła twarz rękoma.
– Myśli Gabrysia, że ja bez tołku całkiem jestem – obruszył się nieco Błażej. Znowu poczuł, że panna Kącka traktuje go jak zwykłego głupka.
– Ja po prostu nie mam siły tak żyć. Nie dam rady dłużej. Dostałam dzisiaj list od Klary. Zostanie w Kazachstanie na zawsze. Nigdy więcej jej nie zobaczę. Nie mam nikogo z rodziny, wszyscy odeszli. A jeśli chodzi o ciebie… Błażej, nie chciałam cię skrzywdzić i nadal nie chcę tego, ale co mogę zrobić, jeśli nie wiem, co z Hubertem? Co będzie, jeśli pokocham cię całym sercem, a pewnego dnia on powróci? Co wtedy mu powiem, co powiem tobie? Flirtowanie to coś, o czym zapomina się szybko. Krótka przyjemność, która nie odbiera potem ani snu, ani apetytu. Z tobą jest coś więcej i boję się tego uczucia. I z uwagi na Huberta, i z powodu wiecznego lęku. O to, że jeśli tylko ośmielę się kogoś naprawdę pokochać, spotka go jakaś krzywda. Ty też zaraz odjedziesz. Nie wiadomo dokąd i na jak długo. Idziesz na wojnę i możesz zginąć, a ja znowu zostanę z tęsknotą i bólem. Nie dam rady, po prostu nie dam rady… Nie chcę już być silna i odważna, nade wszystko pragnę zasypiać i budzić się bez lęku o swoich bliskich i o siebie. Jeśli nie będę nikogo kochać, nie będę cierpiała. Nie wiem, co ja sobie myślałam, pewnie nic… Błażej, ja naprawdę się pogubiłam.
– A jednak załapałem… – Puścił do niej oko i wyciągnął w jej kierunku dłoń. – Jesteśmy przyjaciółmi, a to też wielka wartość w życiu.
Gabriela nie wiedziała, co dalej z nią będzie. I nie chodziło jej o to, gdzie finalnie wyląduje i jaka czeka ją jeszcze droga. Po prostu nie miała pojęcia, jak będzie wyglądał jej następny dzień i czy w ogóle go doczeka. Jedno trzeba było przyznać Błażejowi – odegnał na chwilę jej myśli o śmierci. Tak, Błażej zawsze potrafił znaleźć się koło niej w chwilach, gdy go najbardziej potrzebowała.
Powrócili do namiotu i zaczęli układać porozrzucane rzeczy. Poprzewracane prycze ustawiła już Apolonia wraz z Nelą. Obie były tak zszokowane zachowaniem spokojnej i zrównoważonej dotychczas Gabrieli, że gdy powróciła do namiotu, jedynie spoglądały na nią z zaniepokojeniem.
– Przepraszam – wydukała Gabriela, gdy ich namiot zaczął wyglądać normalnie.
– Myślałam, że cię szatan opętał – mruknęła Apolonia i westchnęła po chwili: – Wiesz, ja też mam czasami ochotę z rozpaczy wyć albo rzucać czym popadnie.
Kącka pokiwała głową.
– Najgorsza jest bezradność. Przecież, do cholery, nic nie zależy ode mnie – jęknęła.
Błażej podszedł do Gabrieli i powiedział cicho:
– Zależy. To, w jaki sposób będziesz myślała. Ja tam sobie dumam, że jakoś musi być. Zostałem sam jak palec, ale tak sobie miarkuję, że los tak przez cały czas nie może być hadliwy i jakaś mnie nagroda po tym wszystkim napotka. Sądziłem, iż to Gabrysia jest tą nagrodą, ale tak się nie stało. – Wzruszył ramionami. – To nadal mnie na co innego miłego poczekać.
– Też tak kiedyś myślałam. Uważałam, że Bóg to tak nie może tylu nieszczęść naraz na człowieka zsyłać. Podobno on daje tylko tyle krzywd, ile człowiek udźwignąć może. Ale to nieprawda. Zabierał mi wszystko po kolei. Wszystko! Rodziców, dom, narzeczonego i siostrę – odparła ze złością w głosie Gabriela.
– Przecież Gabrysi siostra wcale nie umarła – zdziwił się Błażej.
– Dla mnie jakby umarła. Bo gdzie ona jest?
– W Modrom Sadie. – Błażej nie bardzo mógł zrozumieć słowa Gabrieli. Mówiła tonem, jakby miała pretensje do Klary, że ta ułożyła sobie życie po swojemu.
– Ale nigdy więcej jej nie zobaczę. – Gabrieli zaczął trząść się podbródek i Piotrowski pomyślał, że za chwilę panna Kącka znowu wybuchnie płaczem.
– Po herbatę pójdę – oznajmił i wyszedł z namiotu.
Żal mu się zrobiło Gabrieli. Tak po ludzku, bo i jej życie ostatnio dało w kość. Jednak wciąż czuł złość za to, jak bardzo zabawiła się jego miłością. Ona wciąż była niepewna, nie miała pojęcia, czy jej narzeczony żyje i w tym, co mu powiedziała, kryła się jakaś prawda. Jednak dla niego sprawa była prosta: albo się kogoś kochało, albo nie. Najwyraźniej panna Kącka wciąż się miotała pomiędzy miłością do dziedzica i uczuciem do niego. A on nie chciał już czekać, on w tej chwili musiał być pewien uczuć Gabrieli, bo nie zniósłby kolejny raz takiego rozczarowania, jakie spotkało go, gdy ujrzał ją całującą się z innym mężczyzną. Gdyby to był młody Morawiński, jej narzeczony, zapewne jakoś potrafiłby sobie to wytłumaczyć, ale w tej sytuacji po prostu nie umiał.
Nela Domosławska nie lubiła Gabrieli Kąckiej. Na początku, owszem, nawet zapałała do niej sympatią, zwłaszcza gdy ta pozwalała jej na czesanie swoich pięknych długich włosów. Potem jednak, gdy już wszyscy mieszkali w jednej izbie, zauważyła, że panna Kącka traktuje Błażeja jak niegdyś jej matka nieco głupawą dziewczynę ze wsi, która pomagała jej podczas gruntownych porządków. Tymczasem dla niej Błażej był najmądrzejszym i najlepszym chłopcem, jakiego znała. Szczególnie gdy straciła z oczu swojego tatę, obdarzyła Błażeja Piotrowskiego specjalnymi przywilejami. A owe specjalne przywileje polegały na tym, że zawsze się go słuchała. W przypadku rodziców bywało różnie. Miała świadomość, iż czasami postępuje niewłaściwie, jednak równie dobrze zdawała sobie sprawę ze swojej bezkarności. Połajanki czy straszenie pasem były jedynie czczą gadaniną. Nigdy w życiu nie dostała lania.
Pewnego dnia jednak coś w jej życiu się zmieniło. Jej tata zniknął i mimo że bardzo za nim tęskniła, nigdy nie powrócił. Ani wówczas, gdy jeszcze mieszkały w Oszmianie, ani też nie przyjechał, by zabrać je z tego strasznego miejsca, jakim był Kazachstan i śmierdzące lepianki. Niekiedy myślała sobie, że ojciec zostawił je, bo była niegrzeczna. W swoim młodym umyśle obwiniała się, iż pewnego dnia zniknął, gdyż miał już dość swojej krnąbrnej córki. Podobnie sądziła, gdy umarła mama. Obawiała się, że to jej złe zachowanie sprowadziło na matkę najpierw chorobę, a potem śmierć. W pewnym momencie dotarło do niej, iż nie ma już nikogo na świecie, nawet Błażeja, i zapewne jego odejście także było jej winą. Kiedy więc młody Piotrowski zabrał ją z sierocińca i od tej wrednej, wielkiej kobiety, postanowiła, że jego będzie słuchała zawsze i w każdych okolicznościach, bo nie chciała, by pewnego dnia i on ją zostawił.
Przeżywała bardzo, gdy oznajmił, że idzie na wojnę, a nią zaopiekuje się pani Nina. Pytała, czy była niegrzeczna, czy nie lubi jej, ale Błażej zapewniał, że wszystko się na tym świecie „pokićkało” i nie ma w tym ani odrobiny jej winy. Powoli przywykła do tej myśli i zaczęła sobie tłumaczyć, że nie wszystko, co złe, dzieje się przez nią. Zwłaszcza że wszyscy, których znała, w pewnej chwili zaczynali się dziwnie zachowywać. Pani Apolla wciąż płakała, a panna Kącka któregoś dnia całkiem zwariowała. Błażej, dla odmiany, pokłócił się o coś z panną Gabrielą i chodził zły, jakby go użądliła osa.
A przecież ona nic złego nie zrobiła i nie odpowiadała ani za czyny panny Kąckiej, ani za jej wariactwo. I tylko pani Nina była pogodna, życzliwa i często się uśmiechała. Pani Apolla twierdziła, że gach jej w głowie namieszał, i zapewne miała na myśli tego ogromnego mężczyznę o imieniu Grzegorz, który od czasu do czasu pojawiał