Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa. B.V. Larson

Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa - B.V. Larson


Скачать книгу
Nie wiem, co ci się nie podoba w ziemskich kobietach. Ale nie o to dzisiaj chodzi, prawda?

      – Nie, sir.

      – Słyszałem, że awanse ci w głowie.

      Zamrugałem.

      – Nic mi o tym nie wiadomo, panie generale.

      Znów się zaśmiał i pokręcił głową. Otworzył na ekranie plik i na środku stołu konferencyjnego wyświet­liła się notatka. Skąd by się nie spojrzało, była obrócona w stronę patrzącego. Była to imponująca sztuczka, którą przejęliśmy z ukradzionych systemów kosmitów.

      – O, tutaj. Drugiego sierpnia, potem w listopadzie i ostatnio w marcu. Odrzucałeś zaproszenia do grona instruktorów.

      – To prawda, sir. Ale nie wspominałem nic o awansie.

      – Tylko głupiec wspomniałby o tym na piśmie, a ty, cokolwiek by o tobie gadali, głupi nie jesteś. Po co ktoś miałby odrzucać przeniesienie do łatwego życia w najważniejszej bazie wojskowej na Ziemi? Po nic, chyba że czekałby na lepszą ofertę. Więc jaki jest twój kolejny ruch?

      Zdumiony, wzruszyłem ramionami.

      – Miałem nadzieję na dowództwo, generale. Na jednym z okrętów, które ostatnio dostajemy co trzy tygodnie.

      – No tak… – Wrócił do przeglądania plików na komputerze. – Wiedziałem, że spróbujesz tej gadki. Co dalej? Zagrozisz, że odejdziesz, jeśli nie dostaniesz tego, czego chcesz? Do tego w końcu dojdziesz? Może już teraz przeskoczmy do tego etapu.

      Zacząłem w końcu marszczyć czoło. Vega był typem człowieka, który robił się tym bardziej irytujący, im dłużej się z nim rozmawiało. O czymkolwiek.

      – Nigdzie w tych dokumentach nie groziłem, że odejdę.

      – Nie, rozgrywasz to po mistrzowsku, chłopcze. Wiesz dobrze, jak ważny jesteś dla ziemskich sił obronnych. Gdyby chodziło o kogoś innego niż wielki Leo ­Blake, po prostu dostałby przeniesienie. Gdyby chciał odejść, droga wolna. Ale ty i twoi ludzie jesteście wyjątkowi. Wiecie, że was potrzebujemy, i wykorzystujecie to. Trudno mi nawet was winić, chociaż to nieco nieetyczne.

      Coraz bardziej marszczyłem czoło. Zanim jednak zdążyłem odpowiedzieć, usłyszałem głosy na korytarzu. Spojrzałem na drzwi, spodziewając się, że grupa starszych oficerów dołączy do nas, ale poszli dalej. Wyglądało na to, że są czymś podekscytowani.

      Wskazałem na wyjście.

      – Co tu się dzieje, generale? Czy to nie miała być większa konferencja? Dlaczego tylko my tu siedzimy?

      – To jakieś bzdury. – Vega machnął ręką. – Po ostatniej wojnie wszyscy boją się cieni.

      – Jakich cieni?

      – Jakiś jajogłowy zobaczył migotanie na dalekiej orbicie kilka milionów kilometrów stąd. Niektórzy twierdzą, że to wyrwa czasoprzestrzenna, ale to nonsens. Poza tym tego rodzaju zjawiska występują też czasem naturalnie.

      – No tak…

      – Wróćmy do istotniejszej kwestii. Przyjmiesz funkcję instruktora pod moim dowództwem?

      – Nie wróciłem do służby Ziemi, aby uczyć.

      – Skończże wreszcie – powiedział i pochylił się do przodu. – Potrzebujemy cię. Twojego doświadczenia. Gdy wybuchnie kolejna wojna, nie możemy mieć tylko jednej doświadczonej załogi. Chcę zyskać sto załóg, które wyszkoli twoja załoga.

      – No tak. – Odwróciłem się znów do okna. – Rozumiem. Zwykle próbowałbym się wymknąć z pańskich sideł. Ale ma pan rację. Lepiej przysłużę się Ziemi, szkoląc nowych ludzi. Ale proszę mi powiedzieć jedno, generale. Czy jeśli przyjmę tę robotę, to w przyszłości znów dostanę dowodzenie nad okrętem?

      – Oczywiście. – Wyraźnie się ucieszył. – To rozumie się samo przez się! Nikt nie pozbywa się takiego tygrysa. Zbyt dobrze sobie radzisz jako oficer liniowy.

      – Tak myślałem. – Rzecz jasna wiedziałem, że łże jak z nut. Jako doświadczony naciągacz sam łatwo wyczuwam kłamstwo.

      – Dobrze więc. – Vega uśmiechnął się szeroko. – W dalszej części zebrania skupimy się na tym, jak sprawić, aby dołączyli do nas pozostali członkowie twojej załogi. Jak myślisz, co byłoby…

      Przerwał, gdy do sali wbiegła grupa podekscytowanych oficerów. Było ich pięcioro, w tym Gwen.

      – Przepraszam, próbowałam skontaktować się z panem, ale nie łączyło mnie z symami.

      – Zawsze blokuję połączenia, gdy biorę udział w ważnym spotkaniu – odparł sztywno generał Vega. – Nienawidzę, jak mi się przerywa, gdy rozmawiam z kimś na żywo. Nie wiem, jak wam, młodym, udaje się robić cokolwiek, gdy co chwila ktoś gada wam w głowie.

      Symy oparte były na technologii obcych, którą wdrożono w ziemskich siłach zbrojnych na dużą skalę. Były to symbiotyczne formy życia zamieszkujące nasze ciała i łączące się z otaczającą technologią. Pierwotna forma syma nie była zupełnie nieszkodliwa, jako że ­mogli nimi sterować wysoko postawieni oficerowie rebelianckich Kherów. Mój był właśnie tego typu.

      Na potrzeby zwykłych żołnierzy doktor Abrams sklonował mojego syma i dokonał pewnych modyfikacji genetycznych. Według niego nowe, ziemskie symy były odporne na wpływy z zewnątrz. Zastanawiało mnie, na ile to rzeczywiście prawda, jako że nie mieliśmy okazji przetestować ich na Kherach.

      – Technicy uważają, że mamy gościa – wyjaśniła Gwen. – To wyrwa.

      – Mamy potwierdzenie? Jakieś okręty?

      – Jeszcze nie, generale.

      – Tak myślałem. Codziennie mamy fałszywe alarmy. Dlaczego kazano mi dowodzić gromadką dzieci, które podniecają się byle czym?

      Jego oficerowie wyraźnie poczuli się obrażeni i zaczęli kłócić się z Vegą o wagę odkrycia, ale zignorowałem ich wszystkich. Otworzyłem syma i połączyłem się z jego pomocą z siecią sensorów otaczających bazę.

      Wciąż miałem odpowiednie uprawnienia. Mój umysł bez problemu sięgnął poprzez fale radiowe do przewodów, a następnie do samych instrumentów. Zebrawszy wszystkie istotne dane, kazałem symowi wyświetlić ogólny widok. Zabrało to kilka sekund.

      Gdy go zobaczyłem, aż się zachłysnąłem. Wszyscy spojrzeli na mnie.

      Ruchem ręki rzuciłem obraz na stół konferencyjny. Stał się trójwymiarowym hologramem unoszącym się pośród nas. Wyostrzał się w miarę zbierania kolejnych danych przez mojego syma. Na dalekiej orbicie za Księżycem rosła właśnie wirująca wyrwa czasoprzestrzenna.

      Ludzie przestali się wykłócać. Wpatrywali się tylko w obraz z fascynacją. Coś – ktoś przybywał z wizytą. Nikt już nie mógł temu zaprzeczyć, nawet generał Vega.

      Miał nas odwiedzić okręt międzygwiezdny. Przyjazny czy wrogi? Nie mieliśmy pojęcia.

      2

      Technikom przeprowadzenie podobnej analizy nie zajęło zbyt wiele czasu. Doszli wkrótce do tych samych wniosków.

      Wkrótce rozległy się alarmy. Z kilkunastu wieżyczek dochodziło zawodzenie syren. Hałas odbijał się od granitowych ścian otaczających nas gór, aż w końcu był niemal nie do zniesienia.

      – Lepiej módl się, żeby nasi goście spuścili na to miejsce atomówki, ­Blake – powiedział Vega i ruszył w stronę centrum dowodzenia. – Tylko tak wywiniesz się od nowych obowiązków.

      Zanim zdążyłem zapewnić go, że nie zamierzam


Скачать книгу