Zakazana miłość. Magda Kaczmarczyk

Zakazana miłość - Magda Kaczmarczyk


Скачать книгу
Uważała, że dzieci nie powinny być w to zamieszane. – Ale to jedyny sposób.

      – Czy jak on się z nią rozstanie, to już całkiem będzie przegrany i będzie robił to, co ja chcę? – zapytała.

      Matka rozłożyła karty i po chwili pokręciła przecząco głową.

      – Twoje małżeństwo jest skończone – powiedziała. – Możesz rozdzielić go z tą dziewczyną i zniszczyć mu życie, ale on i tak z tobą nie zostanie. Wyjedzie gdzieś daleko i prawdopodobnie nigdy już nie wróci.

      – No i dobrze – wzruszyła ramionami. – W takim razie niech tylko zostawi mi swoje mieszkanie, samochód i inne wartościowe gadżety. Złożę pozew o rozwód i alimenty, przeprowadzę to bez niego i będzie mi płacił fundusz alimentacyjny. W sumie co za różnica, skąd będę miała pieniądze, najważniejsze, że będą.

      Nie jestem przekonana czy wszystko ci zostawi – powiedziała matka z powątpiewaniem.

      – Więc zrób tak, żeby zostawił – odpowiedziała Elwira. – Może przepisać to na dzieci, wszystko mi jedno.

      – Twoim zadaniem jest wzbudzić w nim poczucie winy, im będzie większe, tym większa jest szansa na powodzenie całego przedsięwzięcia.

      – Jak myślisz, ile to może potrwać?

      – Parę miesięcy – odpowiedziała. – Wymaga to czasu i przygotowania odpowiedniego gruntu. Jeżeli zrobimy to za wcześnie i oni nie będą wystarczająco osłabieni, nie rozstaną się, bo miłość przyciągnie ich do siebie.

      – Aha, rozumiem. – Miała do matki w tej kwestii pełne zaufanie. – Czyli co ja mam teraz zrobić? – zapytała rzeczowo.

      – Dowiedz się o ich związku jak najwięcej i zacznij urabiać dzieciaki, żeby chciały spędzać z nim coraz więcej czasu. Aha i zdobądź to zdjęcie, najlepiej, żeby razem na nim byli.

      Elwira wywróciła oczami.

      – A niby jak mam to zrobić?

      – Rusz głową, to jest twoja sprawa, ja tylko ci pomagam i to bez entuzjazmu. Uważam, że powinnaś już mu odpuścić i tak zniszczyłaś mu kawał życia. Zobaczysz, że spotkamy się w piekle.

      Elwira zaśmiała się.

      – I tak do nieba bym nie poszła, mam lęk wysokości.

      Matka pokręciła głową z dezaprobatą.

      – Jak chcesz, ja już i tak jestem przegrana, a to co robię, robię na twoją wyraźną prośbę. Jesteś bardzo mściwa i nie rozumiem, dlaczego aż tak go nienawidzisz.

      – Mam swoje powody – odpowiedziała krótko. – Najtrudniejsze chyba będzie dla mnie wytrzymać jego obecność w domu przez te kilka miesięcy – westchnęła.

      – I nie możesz go do tego zniechęcać, a wręcz przeciwnie. – Na twarzy Barbary pojawił się złośliwy uśmieszek.

      – To wcale nie jest śmieszne – mruknęła Elwira. – A co ty będziesz w tym czasie robiła?

      – Zaraz ustawię tarota na ich rozstanie i zostawię go w kręgu świec. Przy okazji jak będziesz do mnie jechała, to kup mi czarne, długie świece, będą mi potrzebne w dużych ilościach.

      Gdy zdobędziesz zdjęcie, to też je przywieź, ale z tym nie musisz się spieszyć, to może być nawet za miesiąc. . .

      – A może być za dwa? – przerwała jej Elwira.

      Matka spojrzała na nią zaskoczona.

      – Pewnie w lipcu zabierze tę małą kurewkę do Ustki, mogłabym tam kogoś podesłać, zrobiłby zdjęcia i może czegoś się o nich dowiedział.

      – No dobra, tylko to nie może być nikt, kogo on zna. Nie traktuj go pobłażliwie, to bardzo silny i inteligentny przeciwnik. Energie jakie przy nim stoją są naprawdę z wysokiej półki.

      Rozpętujesz walkę na śmierć i życie.

      – To znaczy, że ktoś może umrzeć? – dopytywała się Elwira.

      – Nie umiem ci powiedzieć jak to się skończy – odpowiedziała poważnie Barbara patrząc jej w oczy. – Ja nie boję się śmierci i jestem na nią gotowa.

      – Mamo, nie mów tak, nie strasz mnie. – Elwira dostała gęsiej skórki.

      – To nie są żarty, wiesz o tym. Jeszcze możesz się wycofać.

      Dając mu wolność możesz zyskać więcej.

      – Chcę go zniszczyć – odpowiedziała Elwira z zaciętą miną.

      – Twoja wola – westchnęła matka i rozłożyła bezradnie ręce. – Idź już, wracaj do dzieci i weź dla nich cukierki. – Podeszła do barku i wyciągnęła dwie paczki żelków.

      – Rozpieszczasz je. – Uśmiechnęła się.

      – To moje wnuki. – Wzruszyła ramionami. – Taka jest rola babci.

      – Dzięki mamo, za wszystko. – Elwira podeszła do Barbary i pocałowała ją w policzek.

      – Aha, jeszcze jedno. – Barbara zatrzymała Elwirę w drzwiach. – Kiedy on ma urodziny?

      – Za tydzień – odpowiedziała zdziwiona. – A dlaczego pytasz?

      – To bardzo dobrze. Teraz jest najbardziej osłabiony i magia zadziała najlepiej, ale to dopiero początek. Po jego urodzinach zobaczymy pierwszy rezultat. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem proces rozłączania się rozpocznie.

      – Przyjadę za tydzień, to zobaczymy – powiedziała Elwira.

      – Przyjedź za dwa tygodnie, postawimy karty – powiedziała Barbara zamykając za córką drzwi.

      Rozdział 5

      Piotr obudził się w takiej samej pozycji w jakiej zasnął, mocno przytulony do Agaty. Spojrzał na zegarek, była jedenasta. Poruszył się i chciał zabrać rękę z dłoni Agaty, ale ścisnęła ją mocniej i przebudziła się.

      – Dzień dobry. – Pocałowała go w rękę i odwróciła się do niego.

      – Dzień dobry śpioszku. – Uśmiechnął się i pocałował ją w usta.

      Przytuliła się mocno do niego i dopiero teraz poczuła, że jest naga.

      – Czy ja się w nocy sama rozebrałam? – zapytała niepewnie próbując przypomnieć sobie wydarzenia minionej nocy.

      Piotr z uśmiechem pokręcił przecząco głową.

      – Ty mnie rozebrałeś? – pytała dalej.

      Tym razem pokiwał głową twierdząco.

      – A czy my. . . w nocy. . . – Agata nie wiedziała jak o to zapytać. Nie była wczoraj pijana, ale nie mogła sobie przypomnieć jak dostała się do łóżka. – Kochaliśmy się? – zapytała zawstydzona.

      Piotr uniósł brwi na znak zdziwienia.

      – Oszukujesz – stwierdziła po chwili. – Pamiętałabym, gdybyśmy się kochali.

      – Zawsze możemy to nadrobić. – Objął ją mocniej i pocałował.

      – A co z kursem? – zapytała po chwili.

      Piotr opadł bezwładnie na łóżko.

      – Nic romantyzmu – westchnął.

      – A co ma piernik do wiatraka? – zapytała pochylając się nad nim. – To ty się uparłeś na spęd dzisiaj. Przypominam ci, że byłeś jedyną chętną osobą na kurs właśnie dzisiaj.

      Dobrze,


Скачать книгу