Arabska żona. Tanya Valko

Arabska żona - Tanya Valko


Скачать книгу
zamiar się jeszcze obrażać? Czy wiesz, że zawziętość to grzech?

      – Zrobiłaś się równie bezczelna jak twój mąż. Ale co się dziwić, w końcu to Arab.

      – Ilu znasz Arabów, że masz taką wyrobioną opinię na ich temat? – oburzam się.

      – Jeden mi wystarczy, aż nadto – podsumowuje i odkłada słuchawkę.

      Jak ona mnie denerwuje! Oby taki charakterek nie był dziedziczny. Patrzę na moją śliczną córeczkę. Co za aniołeczek! Ma jasną karnację, kręcone blond włoski, brewki jak niteczki i gęste czarne rzęsy. Oj, chłopcy będą ustawiać się do niej w kolejce. Moje matczyne serce raduje się na jej widok. A jaka jest spokojna. Je i śpi, śpi i je. Niczego się nie domaga i w ogóle nie płacze. Rano budzimy się o dziesiątej, ja pierwsza, bo piersi pękają mi od nagromadzonego przez noc pokarmu i za każdym razem trzęsę się ze strachu, czy mój dzidziuś jeszcze żyje, bo to nie może być normalne, żeby być takim śpiochem w jej wieku. Ale tak jest, w końcu los się do mnie uśmiechnął.

      – To kiedy mogę zobaczyć tę moją wnuczkę? – Matka dzwoni po pięciu dniach. Sporo czasu potrzebowała, żeby się przemóc.

      – Kiedy chcesz – mówię, ciesząc się mimo woli.

      – Dzisiaj po południu?

      – Oczywiście. Znasz adres, wiesz jak trafić?

      – W końcu to nie metropolia, jakoś znajdę – nie może sobie darować złośliwostki.

      – Czekamy o piątej.

      Spieszę się jak wariatka, aby zdążyć posprzątać i upiec jakieś ciasto. Zdaję sobie sprawę, że i tak mnie skrytykuje i na pewno wszystko będzie źle, ale nie chcę mieć sobie nic do zarzucenia.

      – Twoja ulubiona teściowa w końcu przychodzi zobaczyć swoją wnuczkę – informuję Ahmeda.

      – Bardzo dobrze, najwyższy czas – mówi zupełnie naturalnie, bez gniewu czy niechęci.

      – To co, już nie jesteś na nią wściekły? – dziwię się.

      – Moje prywatne uczucia do tej kobiety nie mają tutaj nic do rzeczy – tłumaczy, obejmując mnie za ramiona i patrząc mi głęboko w oczy. – To jest twoja matka i babcia naszej kruszynki. Szanuję to i absolutnie nie mam zamiaru zabraniać ci się z nią spotykać.

      – Bardzo ładnie z twojej strony – mówię z przekąsem.

      – Obawiam się jednak właśnie twojej zapalczywości. Proszę cię, nie wracajmy w rozmowie do ślubu i wesela. Nie poprawi to naszych stosunków, a wręcz przeciwnie, może spowodować małą wojnę domową. Lepiej załagodźmy sprawę na tyle, na ile jest to możliwe. Okej?

      – Dobra, dobra – mruczę.

      Kiedy słyszę dzwonek do drzwi, serce mi zamiera. Zaraz się zacznie.

      – Docia, relax, please.

      – Ahmed zatrzymuje mnie na chwilkę i uśmiecha się. – Witamy w naszych skromnych progach. – Otwiera drzwi na oścież.

      – Dzień dobry – bez entuzjazmu odpowiada matka.

      – Wchodź, proszę. – Prowadzę ją do salonu.

      Marysia śpi smacznie w kojcu. Temu dziecku nic nie przeszkadza; ani światło, ani głośna rozmowa, ani nawet telewizja. Wręcz przeciwnie – budzi się, kiedy jest za cicho. Dlatego też cały czas mamy włączone radio lub magnetofon.

      – Malutka jest. – Matka staje nad naszą córeczką i mówi szeptem.

      – Możesz mówić normalnie, nie obudzi się. – Staję obok niej.

      Matka nie rusza się ani na krok. Mocno trzyma poręcz łóżeczka, jakby się bała, że ktoś ją stąd odsunie. Nie może oderwać wzroku od swojej wnuczki.

      – Ładniutka jest, nie powiem – stwierdza na koniec. – Ale straszne maleństwo.

      – Urodziła się bardzo duża, bo ważyła prawie cztery i pół kilograma – mówię z niekłamaną dumą. – A w ciągu miesiąca dołożyła już następny, tak że lekarka jest z niej bardzo zadowolona.

      – I taka spokojniutka. – Matka jakby w ogóle mnie nie słuchała.

      Idę do kuchni i pomagam Ahmedowi w przygotowaniu poczęstunku. Patrzy na mnie porozumiewawczo i uśmiecha się pod nosem.

      – Już jest kupiona, nic się nie przejmuj. – Delikatnie całuje mnie w czoło. – Teraz będziemy mieli wariant babci ułagodzonej.

      – Myślisz? – niedowierzam.

      – Ja to wiem.

      – Obudziła się! – Przerażona matka wpada do kuchni.

      – Zbliża się czas karmienia – oznajmiam ze spokojem. – Przecież nie płacze, wszystko jest w porządku.

      – Właśnie, czemu ona nie płacze? – Matka jednak szuka dziury w całym. – Każde niemowlę musi płakać. To coś nienormalnego.

      Patrzę wymownie na Ahmeda z wymalowanym na twarzy: „A nie mówiłam?”. Matka asystuje mi na każdym kroku. Patrzy, jak karmię, jak zmieniam pieluszkę i jak po wszystkim kładę Marysię z powrotem do łóżeczka.

      – Może mama chce potrzymać wnuczkę na rękach? – Ahmed nie daje za wygraną.

      – A mogę? Ona taka drobinka. – Przerażona wyciąga ręce i już do wieczora nikomu nie oddaje dziecka.

      Jest miła rodzinna atmosfera. Ahmed zostawia nas z dzieckiem, a sam pichci makaron po arabsku, to znaczy z cebulą i sosem pomidorowym. Mamie wszystko smakuje i jest już łagodna jak baranek. Żadnych docinków, żadnych złych wspomnień.

      – Może mogłabym ci jakoś pomóc? – mówi do mnie na odchodnym.

      – Byłoby fajnie.

      – Przecież co to za problem wyjść z nią na spacer czy posiedzieć wieczorem, a wy moglibyście gdzieś się ruszyć, pójść do kina czy znajomych.

      – Wspaniale. – Ahmed śmieje się zadowolony. – Zdzwonicie się jakoś.

      – Co tam odkładać na święte nigdy. Powiedz, o której ją wyprowadzasz, to przyjdę jutro – proponuje trzęsącym się głosem.

      – Tak koło południa. – Jestem mile zaskoczona.

      – Świetnie! – Ahmed klaszcze w ręce. – Siadłabyś w tym czasie w biurze i odbierała telefony. Może w końcu dasz się nauczyć jakiegoś komputerowego ABC.

      – Bóg da, to jeszcze taka stara baba jak ja na coś się przyda. – Mama stwierdza ze smutkiem, lecz też z iskierką nadziei w oku.

      Rozstajemy się zadowoleni z miłego popołudnia i z zawieszenia broni.

      Matka od czasu pierwszej wizyty jest jak do rany przyłóż. W zasadzie nie tyle mi pomaga, ile prawie w stu procentach odciąża mnie i wyręcza w wychowywaniu córki. Może ktoś inny by się obruszył, ale dla mnie to idealny układ. Teraz widzę, że jeszcze nie całkiem dorosłam do roli matki i żony i, delikatnie mówiąc, zaczynało mi to ciążyć. Od momentu pojednania znowu oddycham pełną piersią. Marysia uwielbia swoją babunię, śmieje się i fika nóżkami na jej widok, a mama totalnie zwariowała na jej punkcie.

      Prawie cały czas spędzam w firmie Ahmeda. Kiedy wszyscy muszą wyjść, odbieram telefony i umawiam klientów. Komputeryzacja szpitala na razie nie wchodzi w grę, bo państwowa służba zdrowia nie ma na to pieniędzy, ale może w przyszłości… Łapiemy jakieś mniejsze oferty i klienci są bardzo zadowoleni z naszych usług. Mietek i Ahmed idealnie się dobrali – jeden dowcipny i sprytny, drugi pracowity i skrupulatny. Jeden wynajduje i zjednuje klientów, drugi układa jakieś programy, czy to księgowe, czy bazy danych. Ja na razie znam to tylko


Скачать книгу