Millennium. David Lagercrantz
lekko się uśmiechnął. Najchętniej związałby się z Farah Sharif, ale Gabriella zajmowała mocne drugie miejsce. Miała piękne, iskrzące oczy i była bystra. Miał słabość do kobiet, które pojmują wszystko w lot.
– Gabriello, z radością bym z tobą porozmawiał, ale nie mam czasu. Robię coś ważnego.
– Na to na pewno znajdziesz czas – odparła nietypowym dla siebie ostrym tonem. – Jesteś w niebezpieczeństwie.
– Bzdury, Gabriello. Przecież ci mówiłem. Możliwe, że w sądzie będą próbowali mnie puścić z torbami, ale to wszystko.
– Frans, obawiam się, że mamy nowe informacje, i to z jak najbardziej wiarygodnego źródła. Wygląda na to, że zagrożenie jest realne.
– Co masz na myśli? – zapytał nieprzytomnie. Przyciskał telefon ramieniem do ucha, i w dalszym ciągu szukał informacji o utraconym talencie Nadii.
– Trudno mi to co prawda ocenić, ale jestem nimi zaniepokojona. Myślę, że należy je traktować poważnie.
– Więc tak je potraktuję. Obiecuję, że zachowam wyjątkową ostrożność. Jak zwykle zostanę w domu. Mówiłem już, że jestem trochę zajęty, a poza tym sądzę, że się mylisz. W Solifonie…
– Pewnie, mogę się mylić – przerwała. – To całkiem możliwe. Ale co, jeśli mam rację? Jeśli istnieje choć maleńkie ryzyko, że jest tak, jak mówię?
– Zgadza się, ale…
– Żadnych ale, Frans. Nie chcę słyszeć żadnych ale. To ty mnie posłuchaj. Myślę, że wyciągnąłeś słuszne wnioski – nikt w Solifonie nie chce ci zrobić krzywdy w sensie fizycznym. Mimo wszystko to cywilizowana firma. Ale wygląda na to, że jeden lub kilku członków koncernu ma kontakt z organizacją przestępczą, bardzo niebezpieczną, z odgałęzieniami w Rosji i Szwecji. To oni ci zagrażają.
Frans w końcu oderwał wzrok od ekranu. Przecież Zigmund Eckerwald z Solifonu współpracował z organizacją przestępczą. Wyłapał nawet kilka kryptonimów, najwyraźniej odnoszących się do przywódcy, ale nie rozumiał, dlaczego członkowie tej grupy mieliby na niego czyhać. A może rozumiał?
– Organizacja przestępcza? – wymamrotał.
– Tak jest – odparła Gabriella. – Czy to by nie było w pewnym sensie logiczne? Twoje myśli też biegły tym torem. Kiedy ktoś zacznie kraść cudze pomysły i zarabiać na nich pieniądze, to znaczy, że przekroczył pewną granicę i że może tylko upaść jeszcze niżej.
– Chyba raczej powiedziałem, że wystarczy mieć kilku adwokatów. Jeśli się ma ekipę szczwanych prawników, spokojnie można kraść, co się chce. Adwokaci zastąpili windykatorów mafii.
– Niech ci będzie, może i tak. Nie dostałam jeszcze odpowiedzi w sprawie przydzielenia ci ochrony, ale chciałabym cię przenieść gdzieś, gdzie nikt cię nie znajdzie. Zaraz po ciebie przyjadę.
– Co?
– Myślę, że musimy działać szybko.
– Nigdy w życiu – odparł. – Ja i…
Zawahał się.
– Jest tam ktoś z tobą? – zapytała Gabriella.
– Nie, nie, ale nie mogę teraz nigdzie jechać.
– Nie słyszysz, co do ciebie mówię?
– Słyszę bardzo dobrze. Ale, z całym szacunkiem, myślę, że to brzmi jak spekulacje.
– Spekulacje są nieodłącznym towarzyszem zagrożenia. Poza tym ten ktoś, kto to zgłosił… w zasadzie nie powinnam tego mówić… to agentka NSA, która się przygląda tej organizacji.
– NSA – prychnął Frans.
– Wiem, że nie bardzo ich lubisz.
– Delikatnie mówiąc.
– Okej, okej. Ale tym razem są po twojej stronie, przynajmniej ta agentka, która dzwoniła. To dobry człowiek. Prowadziła nasłuch i wyłapała coś, co może być planem morderstwa.
– I to ja miałbym być ofiarą?
– Wiele na to wskazuje.
– Może być, wskazuje… to wszystko brzmi bardzo niekonkretnie.
August sięgnął po kredki, absorbując całą jego uwagę.
– Zostaję – oznajmił.
– Chyba żartujesz.
– Nie. Chętnie się przeniosę, jeśli będziecie wiedzieli coś więcej. A teraz nie. Poza tym alarm zainstalowany przez Milton Security działa bez zarzutu. Wszędzie mam kamery i czujniki.
– Mówisz poważnie?
– Tak. Wiesz, że uparta ze mnie bestia.
– Masz jakąś broń?
– Co z tobą, Gabriello? Ja i broń? Najgroźniejszą jest chyba mój nowy nóż do sera.
– Słuchaj… – zaczęła i zawiesiła głos.
– Tak?
– Załatwię ci ochronę, czy tego chcesz, czy nie. Nie musisz się nią przejmować. Podejrzewam, że nawet jej nie zauważysz. Ale skoro jesteś tak cholernie uparty, mam dla ciebie inną radę.
– Jaką?
– Opublikuj to, co wiesz. To by było coś w rodzaju ubezpieczenia na życie. Opowiedz wszystko mediom. W najlepszym razie nie będzie im się opłacało cię usuwać.
– Pomyślę o tym.
Wyczuł, że Gabriella przestała go słuchać.
– Halo?
– Poczekaj chwilę – powiedziała. – Mam tu kogoś na linii. Muszę…
W słuchawce zapadła cisza. Frans, który w zasadzie powinien myśleć o czymś innym, zaczął się zastanawiać nad jednym: czy August straci talent, kiedy nauczy się mówić.
– Jesteś tam jeszcze? – spytała Gabriella po krótkiej chwili.
– Oczywiście.
– Niestety muszę kończyć. Ale przyrzekam, że dopilnuję, żebyś jak najszybciej dostał ochronę. Odezwę się. Uważaj na siebie!
Rozłączył się, westchnął i po raz kolejny pomyślał o Hannie, Auguście, podłodze w szachownicę, która odbijała się w drzwiach szaf, i o wszystkim innym, co w tej chwili nie było szczególnie ważne. W roztargnieniu wymamrotał tylko:
– Chcą mnie dorwać.
W głębi duszy zdawał sobie sprawę, że wcale nie jest to wykluczone, nawet jeśli nie potrafił uwierzyć, że mogą się posunąć aż do przemocy. Co tak naprawdę wiedział? Nic. Poza tym nie był w stanie się tym zajmować. Wrócił do szukania informacji o Nadii. Zastanawiał się, co to może oznaczać dla jego syna. Nie było to mądre. Zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Mimo wiszącej nad nim groźby po prostu surfował po sieci. Po chwili trafił na nazwisko Charles Edelman – był profesorem neurologii i światowej klasy specjalistą od sawantyzmu. Zamiast swoim zwyczajem czytać dalej – bo zawsze wolał książki od ludzi – zadzwonił do centrali Instytutu Karolinska.
Po chwili doszedł do wniosku, że jest już późno. Edelmana pewnie nie było już w pracy, a jego prywatnego numeru w sieci nie podano. Zaraz potem zobaczył jednak, że profesor jest kierownikiem Ekliden – ośrodka dla szczególnie uzdolnionych dzieci z autyzmem. Zadzwonił tam. Po kilku sygnałach odebrała kobieta, która przedstawiła się jako siostra Lindros.
– Przepraszam, że przeszkadzam