Pragnienie. Ю Несбё
z przodu, w pierwszym rzędzie, żeby przez chwilę nie patrzeć na swoją grupę.
– Nie ma tego wiele – stwierdził Bjørn Holm, wstając. – Laboratorium przebadało ten płatek farby w ranie. Bardzo wyjątkowa rzecz. Przypuszczamy, że to opiłki żelaza rozpuszczone w occie z dodatkiem roślinnego garbnika pochodzącego z herbaty. Sprawdziliśmy to, farba może się wywodzić z tradycji japońskiej, bo to tam barwiono zęby na czarno.
– Ohaguro – uzupełniła Katrine. – „Ciemność po zachodzie słońca”.
– No właśnie. – Bjørn posłał jej takie samo pełne uznania spojrzenie jak podczas śniadań w kawiarni, gdy z rzadka udało jej się go pokonać w quizie zamieszczonym w „Aftenposten”.
– Dziękuję – powiedziała Katrine i Bjørn usiadł. – Przejdźmy teraz do problemu, który do tej pory staraliśmy się omijać, a problem jest, i to duży. Do tego, co „VG” nazywa źródłem informacji, a my donosicielem. – W cichym pomieszczeniu zrobiło się jeszcze ciszej. – To, co już się stało, to jedna rzecz, a mianowicie zabójca dowiedział się, co już wiemy, więc może się zabezpieczyć. Gorzej, że my, zebrani w tej sali, nie wiemy, czy możemy ufać sobie nawzajem. Dlatego najpierw spytam wprost: kto rozmawiał z „VG”?
Ku swojemu zdumieniu zobaczyła jedną rękę wędrującą w górę.
– Tak, Truls?
– Müller i ja rozmawialiśmy z Moną Daa bezpośrednio po wczorajszej konferencji prasowej.
– Masz na myśli Wyllera?
– Mam na myśli tego nowego. Żaden z nas nic nie powiedział. Ale tobie ta kobieta dała wizytówkę, prawda, Wyller?
Spojrzenia wszystkich skierowały się na Andersa Wyllera, którego twarz pod jasną grzywką poczerwieniała jak piwonia.
– No… no tak, ale…
– Wszyscy wiemy, że Mona Daa jest reporterką kryminalną „VG” – przypomniała Katrine. – Nie potrzeba wizytówki, żeby zadzwonić do gazety na centralę i poprosić o kontakt z nią.
– Wygadałeś się, Wyller? – spytał Magnus Skarre. – Mów, jak było. Każdy świeżak ma pewien limit wpadek.
– Ale ja nie rozmawiałem z „VG” – zaprotestował Wyller z rozpaczą w głosie.
– Berntsen przed chwilą powiedział, że rozmawiałeś! – zawołał Skarre. – Twierdzisz, że Berntsen kłamie?
– Nie, ale…
– Wyduśże to z siebie!
– No… ona powiedziała, że ma alergię na koty, a ja, że mam kota.
– Czyli jednak rozmawialiście. O czym jeszcze?
– Równie dobrze ty mogłeś być źródłem informacji, Skarre. – Głęboki spokojny głos dobiegł z końca sali, dlatego wszyscy się odwrócili. Nikt nie słyszał, jak ten człowiek wchodził. Wysoki mężczyzna bardziej leżał, niż siedział na krześle przysuniętym pod samą ścianę.
– Zobaczcie, kogo nam tu przywiało – powiedział Skarre. – Nie rozmawiałem z „VG”, Hole.
– Tak samo jak każdy obecny na tej sali mogłeś przypadkiem ujawnić odrobinę za dużo świadkowi, którego przesłuchiwałeś. A świadek mógł zadzwonić do gazety i powiedzieć, że dowiedział się tego bezpośrednio od glin. Stąd „źródło w policji”. Takie rzeczy dzieją się cały czas.
– Sorry, ale tutaj nikt w to nie uwierzy, Hole! – prychnął Skarre.
– A powinniście – odparł Harry. – Bo i tak nikt się nie przyzna, że rozmawiał z „VG”. Natomiast jeśli ciągle będziecie myśleć o tym, że jest wśród was kret, to całe wasze śledztwo utknie w martwym punkcie.
– Co on właściwie tu robi? – spytał Skarre, zwracając się do Katrine.
– Harry ma zorganizować własną grupę, która będzie pracowała równolegle z nami – wyjaśniła.
– Ta grupa na razie jest jednoosobowa – oznajmił Harry. – A ja przyszedłem tu zamówić trochę materiałów. Jeśli chodzi o tych dziewięć procent przestępców, co do których nie wiemy, gdzie się znajdowali w chwili zabójstwa, to czy mogę dostać ich listę ułożoną według długości ich ostatnich wyroków?
– Ja to załatwię! – wyrwał się Tord, ale się zmitygował i spojrzał pytająco na Katrine.
Kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
– Coś jeszcze?
– Listę przestępców na tle seksualnym, którzy dzięki Elise Hermansen trafili za kratki. I to już wszystko.
– Zanotowałam – powiedziała Katrine. – Ale ponieważ już tu jesteś, to może przedstawisz nam swoje pierwsze skojarzenia.
– No cóż. – Harry się rozejrzał. – Wiem, że patolog znalazła środek nawilżający, który zapewne pochodzi od zabójcy, ale nie można wykluczyć, że jego głównym motywem była zemsta, a czynności seksualne to tylko bonus. To, że zabójca najprawdopodobniej znajdował się w mieszkaniu ofiary w chwili jej powrotu do domu, nie jest jednoznaczne z tym, że go wpuściła lub że się znali. Dlatego nie chciałbym ograniczać śledztwa na tak wczesnym etapie. Przypuszczam zresztą, że wam samym już dawno przyszło to do głowy.
Katrine uśmiechnęła się kącikiem ust.
– Wszystko jedno, dobrze mieć cię z powrotem, Harry.
Ten może najlepszy, może najgorszy, a z całą pewnością najbardziej legendarny śledczy w komendzie policji w Oslo z wielkim trudem zdołał się ukłonić ze swojej pozycji w trzech czwartych leżącej.
– Dziękuję, szefowo.
– Ty naprawdę tak myślisz – odezwała się Katrine. Stała razem z Harrym w windzie.
– Co myślę?
– Nazwałeś mnie szefową.
– Oczywiście – potwierdził Harry.
Wysiedli w garażu, Katrine wcisnęła przycisk przy kluczyku samochodowym. Gdzieś w ciemności zamigotały światła i rozległo się piśnięcie. To Harry ją przekonał, że powinna korzystać ze służbowego samochodu, który automatycznie dostała do dyspozycji na czas takiego śledztwa jak to. A następnie że powinna go podrzucić na kawę do restauracji U Schrødera.
– A co się stało z twoim taksówkarzem? – spytała Katrine.
– Z Øysteinem? Dostał wymówienie.
– Od ciebie?
– Ależ skąd, od właściciela taksówki. Doszło do pewnego incydentu.
Katrine pokiwała głową. Pomyślała o Øysteinie Eikelandzie, długowłosym chudzielcu z zębami ćpuna i przepitym głosem. Øystein wyglądał na siedemdziesiąt lat, a był jednym z przyjaciół Harry’ego z dzieciństwa. Jednym z zaledwie dwóch, jak twierdził Harry. Drugiego nazywano Drewniak i był, jeśli to możliwe, jeszcze dziwaczniejszą figurą, niesympatycznym urzędnikiem z nadwagą, który nocą niczym Mister Hyde przemieniał się w pokerzystę.
– A co się stało? – spytała Katrine.
– Mhm. Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Nie, ale mów.
– Øystein nie znosi dźwięku fletni Pana…
– A kto