Fjällbacka. Camilla Lackberg
torby z zakupami i zaniósł je do kuchni. Musiał przyznać, że dziwnie się z tym czuł. Kiedy był mężem Viveki, to ona zajmowała się domem. A potem wprowadziła się Vivianne i jakoś jej się udało przerzucić to na niego. Ciągle zachodził w głowę, jak to się stało.
Westchnął głośno i zaczął wstawiać zakupy do lodówki. Potem pomyślał o czekających go wieczornych atrakcjach i trochę się rozchmurzył. Dopilnuje, żeby się odprężyła. Warto odsłużyć swoje w kuchni.
Erika szła przez Fjällbackę. Sapała. Ciąża bliźniacza, potem jeszcze cesarskie cięcie. Niezbyt to korzystne dla figury, dla kondycji też nie. Teraz jednak ten problem wydawał jej się wręcz trywialny. Jej chłopcy przeżyli i są zdrowi. Co rano budzili się około wpół do siódmej. Słyszała ich krzyki i oczy wilgotniały jej z wdzięczności.
Cios, który spadł na Annę, wydawał się tym boleśniejszy. Erika po raz pierwszy zupełnie nie wiedziała, jak rozmawiać z siostrą. Ich relacje nie zawsze były łatwe, ale opiekowała się nią już od wczesnego dzieciństwa, opatrywała jej skaleczenia i wycierała łzy. Teraz było inaczej. Już nie chodziło o zwykłe skaleczenie, tylko o głęboką ranę duszy. Erika miała wrażenie, że się przygląda, jak z Anny uchodzi wola życia. Co zrobić, żeby zaleczyć tę straszną ranę? Erika bolała nad tym, że synek Anny umarł, a jednocześnie nie potrafiła ukryć radości, że jej dzieci żyją. Po wypadku Anna nie chciała na nią spojrzeć. Erika często przychodziła do szpitala i siadała przy jej łóżku, ale Anna ani razu nie spojrzała jej w oczy.
Odkąd Anna wróciła ze szpitala, Erika nie mogła się zebrać, żeby ją odwiedzić. Kilka razy dzwoniła do Dana. Był wyraźnie przybity i załamany. Ale nie mogła dłużej zwlekać. Poprosiła Kristinę, żeby posiedziała z Mają i bliźniętami. Przecież to jej siostra. Czuła się za nią odpowiedzialna.
Mocno zapukała w drzwi. Słyszała krzyki bawiących się dzieci. Otworzyła Emma.
– Ciocia Erika! – zawołała radośnie. – A gdzie dzidziusie?
– Zostały w domu, z Mają i z babcią. – Erika pogłaskała siostrzenicę po policzku. Emma była taka podobna do małej Anny.
– Mama jest – powiedziała Emma, podnosząc wzrok. – Nic tylko śpi i śpi, a tata mówi, że to dlatego. Smutno jej, że dzidziuś z jej brzuszka poszedł do nieba, zamiast zamieszkać z nami. Ja go nawet rozumiem, bo Adrian strasznie psoci, a Lisen ciągle się drażni. Ale ja byłabym dla niego miła. Naprawdę.
– Kochanie, jestem tego najzupełniej pewna. Ale pomyśl, jak mu fajnie tak sobie skakać z chmurki na chmurkę.
– Tak jak na trampolinie? – Emma aż się rozpromieniła.
– Żebyś wiedziała. Tam jest mnóstwo trampolin.
– Ojej, ja też bym chciała mieć mnóstwo trampolin – powiedziała Emma. – U nas w ogrodzie jest tylko jedna, mała, jednoosobowa, a Lisen zawsze chce być pierwsza i nigdy nie mogę się doczekać swojej kolejki. – Obróciła się na pięcie i mrucząc pod nosem, poszła do salonu.
Do Eriki dopiero teraz dotarło, co Emma powiedziała. Nazwała Dana tatą. Erika się uśmiechnęła. Nawet się nie zdziwiła, bo Dan pokochał dzieci Anny, a one od początku pokochały jego. Ich wspólne dziecko zespoliłoby rodzinę jeszcze mocniej. Erika przełknęła ślinę i poszła za Emmą do pokoju. Wyglądał jak po wybuchu bomby.
– Przepraszam za bałagan. – Dan był zmieszany. – Nie nadążam ze wszystkim i cały czas mam wrażenie, że doba jest za krótka.
– Doskonale cię rozumiem. Zobaczyłbyś, jak wygląda nasz dom. – Erika zatrzymała się w drzwiach i zerknęła na piętro. – Mogę iść?
– Tak, zrób to. – Dan przesunął dłonią po twarzy. Widać było, że jest bardzo zmęczony i przybity.
– Ja chcę z tobą – powiedziała Emma.
Dan kucnął przy niej i spokojnie przekonał, żeby pozwoliła cioci pójść samej.
Sypialnia Dana i Anny znajdowała się na prawo od schodów. Erika już miała zapukać, ale zatrzymała rękę i ostrożnie otworzyła drzwi. Anna leżała twarzą do okna, promienie zachodzącego słońca prześwietlały jej króciutkie włosy. Prześwitywała spod nich skóra. Erikę zabolało serce. Przez długie lata była dla Anny raczej mamą niż starszą siostrą i dopiero ostatnio stały się prawdziwymi siostrami. Teraz w jednej chwili wróciły do dawnego układu: malutka i bezbronna Anna i nadopiekuńcza i pełna obaw Erika.
Anna oddychała równo, spokojnie. W pewnej chwili jęknęła żałośnie. Erika domyśliła się, że siostra śpi. Podeszła na palcach i ostrożnie usiadła na brzegu łóżka, żeby jej nie obudzić. Z czułością dotknęła jej biodra. Będzie przy niej bez względu na to, czy Anna tego chce, czy nie. Są siostrami. I przyjaciółkami.
– Tata przyszedł! – zawołał głośno Patrik, czekając na ten sam co zawsze odzew. I rzeczywiście. Najpierw rozległ się tupot nóżek, potem zza rogu wypadła Maja. Pędziła wprost na niego.
– Tataaa! – Obcałowała go po twarzy, jakby wracał z dalekiej podróży, a nie z pracy.
– Cześć, kochanie moje. – Uściskał ją mocno i wtulił nos w jej szyjkę. Wdychał ten szczególny Majowy zapach. Zawsze go przyprawiał o szybsze bicie serca.
– Myślałam, że będziesz pracował tylko pół dnia. – Matka wycierała ręce w kuchenną ścierkę. Rzuciła mu takie samo spojrzenie jak wtedy, gdy był nastolatkiem i wracał później, niż obiecał.
– Tak miało być, ale było mi tak dobrze, że znów jestem w pracy, że zostałem trochę dłużej. Ale bez nerwów. Nic się nie dzieje.
– Sam wiesz najlepiej. Ale trzeba słuchać własnego organizmu. To poważne sprawy.
– Tak, tak. – Patrik wolałby, żeby przestała o tym mówić. Niepotrzebnie się niepokoi. Nadal siedział w nim strach, który czuł w karetce, gdy jechał do Uddevalli. Myślał wtedy, że umiera, był nawet o tym święcie przekonany. Przed oczami stawała mu Maja z Eriką i nawet bliźnięta, których już nie pozna. Te obrazy mieszały się z bólem w piersi.
Przytomność odzyskał na OIOMie. Dopiero wtedy do niego dotarło, że żyje, ale jego organizm dał mu sygnał, że powinien zwolnić. Potem dowiedział się o wypadku i przyszedł nowy ból. Gdy go zawieźli do bliźniąt, w pierwszym odruchu chciał zawrócić. Byli tacy mali i bezbronni. Ich drobniutkie ciałka z trudem się unosiły i opadały wraz z oddechem, od czasu do czasu przeszywał je skurcz. Nie wierzył, że coś tak małego może przeżyć. Dlatego nie chciał się nawet zbliżać, nie chciał ich dotykać. Nie miał pewności, czy potem potrafiłby się z nimi pożegnać.
– Gdzie braciszkowie? – spytał Maję. Trzymał ją na rękach, a ona mocno obejmowała go za szyję.
– Śpią. Zrobili kupę. Okropnie wielką. Babcia ich wycierała. Fu, jak śmierdziało! – Skrzywiła się.
– Prawdziwe aniołki. – Kristina aż pojaśniała. – Wypili prawie po dwie butelki, a potem usnęli bez najmniejszego kłopotu. No tak, najpierw, jak mówiła Maja, zrobili kupę.
– Zajrzę do nich – powiedział Patrik. Od kiedy przyjechali ze szpitala, zawsze starał się być blisko. A dziś zdążył się za nimi porządnie stęsknić.
Poszedł na górę, do sypialni. Postanowili nie rozdzielać chłopców, spali w jednym łóżku. Leżeli przytuleni, nos w nos. Noel położył rączkę na Antonie, jakby go osłaniał. Patrik był ciekaw, jak to będzie w przyszłości.