Fjällbacka. Camilla Lackberg
i mężem kobiety, której ciało znaleziono we Fjällbace. Patrik bynajmniej nie bagatelizował tej tragedii, współczuł krewnym kobiety, ale w jego pracy tak rzadko działo się coś interesującego, że z przejęcia aż go łaskotało w żołądku.
W szkole policyjnej Patrik miał ćwiczenia z prowadzenia przesłuchań, ale swoje umiejętności na tym polu mógł jak dotąd sprawdzić tylko na złodziejach rowerów i na sprawcach przemocy domowej. Spojrzał na zegarek. Czas iść do gabinetu Mellberga. Z czysto technicznego punktu widzenia nie było to jeszcze przesłuchanie, lecz ważne spotkanie. Słyszał, jakoby matka od początku twierdziła, że córka nie mogła odebrać sobie życia, i był ciekaw, co kryło się za tym – jak się okazało słusznym – przekonaniem.
Wziął notes, pióro i kubek z kawą i wyszedł na korytarz. Otwierając drzwi, musiał pomóc sobie łokciem i nogą. Położył wszystko na stoliku, odwrócił się i dopiero wtedy ją ujrzał. Na ułamek sekundy serce mu stanęło. Przez chwilę czuł się, jakby miał znowu dziesięć lat i chciał pociągnąć ją za warkocz. W następnym momencie miał piętnaście lat i przekonywał ją, by wsiadła na jego motorower i pozwoliła się przewieźć kawałek. Miał dwadzieścia, gdy dał za wygraną, bo wyprowadziła się do Göteborga. Szybko policzył w pamięci, że co najmniej sześć lat minęło, odkąd widział ją ostatnio. Nie zmieniła się. Wysoka, bujne kształty. Wijące się, sięgające ramion włosy w ciepłym kolorze blond, na który składało się kilka odcieni. Widać było, że Erika, która już jako dziecko dbała o wygląd, nadal przywiązuje dużą wagę do szczegółów składających się na jej prezencję. Widok Patrika przyjemnie ją zaskoczył, ale w tym momencie Mellberg wskazał wzrokiem, by usiadł, pomachał jej więc tylko ręką na powitanie.
Osoby siedzące naprzeciw były wyraźnie spięte. Matka Alexandry Wijkner była niewysoka, drobnej budowy, znakomicie ostrzyżona i bardzo elegancka, choć według Patrika miała na sobie za dużo złota. Podkrążone oczy świadczyły o wyczerpaniu. Natomiast jeśli chodzi o zięcia, nic w jego sposobie bycia nie wskazywało na żałobę. Patrik zerknął do swoich papierów. Henrik Wijkner, odnoszący sukcesy biznesmen z Göteborga, dziedzic znacznego majątku, gromadzonego od pokoleń. Było to po nim widać. Chodziło nie tylko o drogie ubranie czy zapach ekskluzywnej wody po goleniu, lecz o coś więcej, o przekonanie, że pozycja społeczna daje mu przywilej, wreszcie o pewność siebie wynikającą stąd, że nigdy niczego mu nie brakowało. Patrik czuł, że Henrik jest spięty, ale jednocześnie przekonany, że panuje nad sytuacją.
Mellberg puszył się za biurkiem. Koszulę wsunął do spodni, ale niezbyt starannie, bo plamy po kawie widać było na wzorzystym tle. W wystudiowanym milczeniu przyglądał się kolejno uczestnikom spotkania. Jednocześnie prawą ręką poprawiał uczesanie, które mu zjechało na jedną stronę. Patrik usiłował nie spoglądać na Erikę i skupił wzrok na jednej z plam na koszuli Mellberga.
– Więc tak. Państwo zapewne domyślają się, dlaczego was wezwałem. – Tu zrobił długą pauzę. – Jestem komisarz Bertil Mellberg, szef komisariatu w Tanumshede, a to Patrik Hedström, który będzie mi asystować podczas śledztwa.
Kiwnął głową, wskazując Patrika, siedzącego poza kręgiem, który przed biurkiem Mellberga tworzyli Erika, Henrik i Birgit.
– Śledztwa? Czyli została zamordowana!
Birgit pochyliła się do przodu, a Henrik objął ją za ramiona, jakby chciał osłonić.
– Tak, ustaliliśmy, że pani córka nie mogła sama pozbawić się życia. Z protokołu lekarza sądowego wynika, że samobójstwo jest wykluczone. Ze zrozumiałych względów nie mogę wchodzić w szczegóły, ale wiemy, że w chwili gdy przecięto jej tętnice, z pewnością była nieprzytomna. W jej krwi stwierdzono duże stężenie środka nasennego i ktoś – być może więcej niż jedna osoba – włożył ją w tym stanie do wanny, nalał wody i przeciął tętnice żyletką, żeby upozorować samobójstwo.
Okna w gabinecie Mellberga były zasłonięte przed ostrymi promieniami słońca. Przygnębienie mieszało się z satysfakcją Birgit, że Alex nie odebrała sobie życia.
– Czy wiadomo, kto to zrobił?
Birgit wyjęła z torebki haftowaną chusteczkę i wytarła oczy. Ostrożnie, żeby nie zetrzeć makijażu.
Mellberg splótł ręce na pękatym brzuchu i potoczył wzrokiem po obecnych. Chrząknął władczo.
– A może państwo mi to powiecie?
– My? – zapytał Henrik. Jego zdziwienie wydawało się szczere. – A skąd mamy to wiedzieć? To musiał być jakiś szaleniec. Alexandra nie miała żadnych nieprzyjaciół ani wrogów.
– To pan tak twierdzi.
Patrikowi wydało się, że po twarzy Henrika przesunął się cień. Za chwilę już go nie było, Henrik znów był spokojny i opanowany jak przedtem.
Patrik odnosił się nieufnie do mężczyzn w rodzaju Henrika Wijknera. Urodzonych w czepku facetów, którzy nie musieli nawet kiwnąć palcem, żeby mieć wszystko. Henrik robił sympatyczne wrażenie, ale Patrik przeczuwał, że pod miłą powierzchownością kryje się złożona osobowość, a pod pięknymi rysami – bezwzględność. Zastanowiło go, że Henrik nie był zaskoczony, gdy Mellberg ujawnił, że Alex została zamordowana. Wierzyć w coś to jedno, ale usłyszeć, że tak jest, to zupełnie co innego. Tego Patrik nauczył się w ciągu dziesięciu lat pracy w policji.
– Jesteśmy podejrzani?
Birgit była tak zdumiona, jak gdyby na jej oczach komisarz zamienił się w żabę.
– Dane statystyczne mówią same za siebie. Większość zabójców to członkowie najbliższej rodziny ofiary. Nie twierdzę, że tak jest w tym przypadku, ale rozumieją państwo, że musimy się upewnić. Gwarantuję, że zbadamy każdy trop. Zważywszy na to, że mam duże doświadczenie w sprawach o morderstwo – tu Mellberg zrobił efektowną pauzę – na pewno szybko uporamy się z tym przypadkiem. Poproszę powiedzieć, co państwo robili w okresie przypuszczalnej daty śmierci Alexandry.
– A jaka to data? – spytał Henrik. – Ostatnią osobą, która z nią rozmawiała, była moja teściowa. Potem żadne z nas nie dzwoniło do niej aż do niedzieli, więc mogło się to stać w sobotę. Ja dzwoniłem do niej w piątek wieczorem, koło wpół do dziesiątej, i nie odebrała, ale często wieczorem, przed snem, chodziła na spacer, więc równie dobrze mogła akurat wyjść.
– Lekarz sądowy może powiedzieć tylko, że leżała w wannie martwa przez mniej więcej tydzień. Oczywiście sprawdzimy, kiedy państwo do niej dzwonili, ale mamy informację, że musiała zginąć w piątek przed dwudziestą pierwszą. Około szóstej, prawdopodobnie zaraz po przyjeździe do Fjällbacki, dzwoniła do niejakiego Larsa Thelandera w sprawie awarii pieca. Nie mógł przyjechać od razu, ale obiecał, że będzie u niej najpóźniej o dziewiątej. Z jego zeznania wynika, że dokładnie o tej godzinie zapukał do drzwi. Nikt mu nie otworzył, więc odczekał chwilę i wrócił do domu. Przyjmujemy zatem wstępnie, że musiała zginąć w wieczór przyjazdu do Fjällbacki, bo jest mało prawdopodobne, że zapomniała o zepsutym piecu, skoro w domu było bardzo zimno.
Pożyczka z włosów znów zaczęła mu zjeżdżać, tym razem na lewą stronę. Patrik widział, że Erika nie może oderwać oczu od tego widowiska i z trudem panuje nad odruchem, by poprawić Mellbergowi fryzurę. Przeszli przez to wszyscy pracownicy komisariatu.
– O której pani z nią rozmawiała? – Mellberg skierował to pytanie do Birgit.
– Nie bardzo pamiętam. – Zastanowiła się chwilę. – Na pewno po siódmej, może kwadrans po albo około wpół do ósmej. Rozmawiałyśmy krótko, bo Alex powiedziała, że ma gościa. – Birgit pobladła. – Czy to mógł być…
Mellberg