Raz w roku w Skiroławkach. Tom 2. Zbigniew Nienacki
sklepem przez całe dnie przesiadywał? Co kryło się za złością, jaką miał do niego Otto Szulc? Jedna z córek Szulca, Ingeborg, tylko przez trzy tygodnie żyła ze swym mężem, kolejarzem w Bartach, i zaraz powróciła do rodzinnego domu, twierdząc, że ją mąż bije i pracować każe ponad siły. A nie mogło to być prawdą, gdyż ludzie znali go jako człowieka bardzo cichego, a poza tym nie mieli żadnego gospodarstwa, gdyż on pracował jako maszynista na kolei i niczego od niej nie żądał, jak tylko tego, aby mu dzieci rodziła i mieszkanie sprzątała. Trzy razy wracała Inga do swego męża i trzy razy od niego odchodziła. A to dlatego, że kochała nad życie swojego brata Franka. Z nim żyła i z nim żyć chciała. Pozostała zaś przy mężu dopiero wówczas, gdy zgodził się, że jej brat Franek będzie ją często odwiedzał i podczas jego służby na kolei u nich w domu nocował. Raz na tydzień jeździł więc Franek Szulc do swej siostry w Bartach i dlatego chyba się nie żenił.
Tak, to prawda, że prawie o każdym można było powiedzieć coś strasznego. Co innego jednak spróbować, jak to jest z krową albo pokazać węża swoim córkom, położyć się na synowej, za jej zgodą zresztą, albo żyć z własną siostrą, a zupełnie co innego zabić w lesie dwie dziewczyny, połamać im żebra, wyłamywać palce ze stawów. Dla męskiej wygody żyła w wiosce i Porowa, kobieta jeszcze ponętna i kształtna, z długimi i gęstymi włosami zaplecionymi w gruby warkocz. Nie odmawiała towarzystwa za kurę, za pół litra i pęto kiełbasy. Można się z nią było zabawić w pojedynkę, a nawet w trójkę na różne sposoby. Pamiętano przecież, jak to minionego lata w ciepły wieczór biegała naga dookoła swego domu z widelcem włożonym w intymne miejsce i wołała, że tym widelcem sobie wygodzi, jeśli jakiś chłop zaraz się u niej nie pojawi. A jednak zabójca wybrał dwie młodziutkie dziewczyny i starą Jastrzębską, jeśli wierzyć jej pijackiemu gadaniu.
Prawdziwy mężczyzna ze Skiroławek, jeśli miał krew w żyłach, mógł sobie do woli wygodzić, bez zabijania, łamania żeber, wyłamywania palców ze stawów i to z prawdziwą kobietą, a nie ze staruchą czy młodą, dopiero rozkwitającą dziewczynką. Wystarczyło, że Gertruda Makuch poszeptała z tą czy ową i doktor Niegłowicz miał na noc kobietkę jak się patrzy. Porwasz mógł sobie przywieźć dziewczynę z miasta, skoro wiejskich nie lubił. Pisarz Lubiński zmieniał żony tak często, jak cieśla Sewruk skarpetki, a gdyby miał ochotę na Haneczkę, to by ją zaprosił na przejażdżkę jachtem czy samochodem, sprawę z nią dokładnie załatwił za byle jaki prezencik. I dziewczyna nikomu by o tym nie pisnęła. Po co zabijać, jeśli się wiedziało, że już była do tych spraw niezwykle chętna, tyle, że nieletnia? Co innego leśniczy Turlej. Owszem. Turlej był dziwny. We wsi słyszano, że żona często mu przed nosem drzwi do sypialni zamyka, a on potem biega rozeźlony ze strzelbą po lesie. Do Porowej taki nie pójdzie, bo za lepszego się ma, z kim więc, gdzie i kiedy załatwia swoje męskie potrzeby? Ale na starą Jastrzębską też by się nigdy Turlej nie połakomił. Zresztą nie był człowiekiem brutalnym, nigdy nikogo nie uderzył, nawet i wulgarnych słów nie używał. I co tu dużo gadać — przystojny człowiek był z tego leśniczego, mógł mieć wiele dziewczyn jak gajowy Widłąg. Wiadomo przecież, że jak się na przykład młody las wiosną sadzi, leśniczy czy gajowy musi tę czy ową kobietę, która przyszła do sadzenia, odprowadzić na bok w krzaki, bo inaczej las dobrze nie wyrośnie. Takie są leśne obyczaje, tak było od wieków i tak będzie w przyszłości. Dlaczego więc zabijać? Chyba, że z tego zabijania bywa jakaś dziwna przyjemność i mordercy płynie w żyłach nie krew prawdziwa, lecz jakaś trucizna. Ale to zupełnie nie pasowało do Turleja, który miał na swoją żonę ochotę jak każdy prawdziwy mężczyzna, tylko że ona mu fochy stroiła, jak to się zdarza kobietom, niekoniecznie wyłącznie żonom leśniczych.
Podejrzliwość przycupnęła i na ławce przed sklepem ucięła żarciki i sprośne opowieści. Zastanawiał się cieśla Sewruk, czemu to Antek Pasemko raptem brodę i wąsy sobie zapuścił, jakby chciał odmienić swoje oblicze, ale ten wyjaśnił, że taka teraz nastała moda po miastach, a on chce być modny. W żyłach Antka Pasemki płynęła krew, a nie trucizna, po pijanemu zrobił dziecko kulawej Marynie i płacił jej alimenty. Żenić się z nią nie musiał — to jego sprawa. Gdyby jednak naszła go męska ochota, to znowu dostałby od kulawej Maryny, po pijanemu albo na trzeźwo, gdyż innym Maryna nie skąpiła.
Zastanawiał się Szczepan Łaryn, czemu to wszyscy mówią „młody Galembka”, choć on nie jest młody, ma żonę i czworo dzieci, minęła mu trzydziestka. Mówią młody, żeby go odróżnić w mowie od starego Galembki i tak już będzie młody przez wiele lat, dopóki nie umrze stary Galembka. Nie chce się młodemu Galembce pracować, żyje z żony, jej krów i drobiu, dzieci jednak mnoży, czyli sprawy męskie załatwia właściwie. Żona mu nie odmawia, czemu miałby obie dziewczyny zabijać? Na okrutnika też nie wygląda, ale jest po prostu bardzo leniwy. Woli pić piwo przed sklepem, niż pracować, każdy by tak wolał.
Rozmyślał i wyliczał sobie w głowie młody Galembka, ile też czasu potrzebowałby cieśla Sewruk, aby w swoich człapakach pójść przez wieś aż do lasu, do dołu po sadzonkach albo na polankę, gdzie zabito Haneczkę. Taką dziewczynkę jak Haneczka cieśla mógł podnieść do góry jedną ręką i zadusić w powietrzu jak kurczaka. Po co ją miałby zadławiać biustonoszem? Gdzie by poznał Sewruk jakąś panienkę z południa, która była na weselu aż na północy kraju i po co by mu była taka znajomość? Czy kiedykolwiek zainteresował się Sewruk inną kobietą niżeli jego chuda i brudna mamuśka? Owszem, raz pochwalił głośno wielki tyłek Widłągowej, ale to znaczyło, że właśnie raczej zamieniłby chudą mamuśkę na coś grubszego, a nie na szczuplutkie dziewczątko. Zresztą, co tu dużo rozmyślać: cieśla Sewruk lubił przede wszystkim wino i piwo.
I tak rozmawiano o tym i owym, snuto podejrzenia o tym i tamtym, plotkowano, przypominano, gadano, donoszono na różnych ludzi do starszego sierżanta sztabowego Korejwy albo do kapitana Śledzika, który wciąż odwiedzał to tę, to tamtą zagrodę, ale już coraz rzadziej. W tych rozmyślaniach i donosach, podejrzeniach i pomyślunkach, jedna tylko osoba nie była brana pod uwagę — stary Erwin Kryszczak. Po pierwsze dlatego, że zawsze różne świństwa opowiadał, co świadczyło, że to lubi najbardziej. Po drugie, jak go męska ochota naszła, szedł do Porowej. Po trzecie, w ciągu ostatnich lat bardzo się postarzał, siły utracił i nawet nie dałby rady, żeby taką słabą dziewczynkę jak Haneczka udusić, żebra jej połamać, pałce ze stawów powyłamywać. Albo to samo zrobić z dziewiętnastoletnią panienką. Czy taka panienka z obcych stron poszłaby nocą do lasu z Erwinem Kryszczakiem i to pod koniec listopada, kiedy nie ma jagód ani grzybów? Po co byłoby Kryszczakowi napadać na starą Jastrzębską, skoro w dawnych latach używał sobie na niej ile chciał, a teraz jeszcze by mu serdecznie podziękowała, gdyby jej przyjemność męską zaproponował. Nie, o Erwinie Kryszczaku nikt źle nie myślał — i to budziło w nim coraz większy niepokój.
Nie mówią o mnie, a to znaczy, że właśnie mnie podejrzewają — w chytrym umyśle kalkulował sobie Erwin Kryszczak i wrogo spoglądał na tych, co z nim na ławeczce przed sklepem przesiadywali. Oni jednak tej wrogości nie zauważyli, jak dawniej przyjaźnie do niego mówili, częstowali piwem. Bardzo muszą być pewni swoich podejrzeń, skoro się z nimi aż tak kryją — pomyślał stary Kryszczak. I odtąd, czy to wczesnym rankiem, czy późnym wieczorem, na ławeczce przed sklepem, czy podczas obiadu albo krzątaniny w gospodarstwie, czuł w sobie Erwin Kryszczak narastającą pewność, że jest najbardziej podejrzaną osobą w całej wiosce.
Po dniu, a może i dwóch, zaczął się Erwin Kryszczak zastanawiać, czy ludzie mogą mieć jakieś podstawy, aby go podejrzewać o zabójstwo dwóch dziewcząt. I im głębiej drążył w sobie tę kwestię, tym większy odczuwał niepokój. Bo czy jego sprawy ograniczały się jeno do tego, że w drodze z Bart do Skiroławek wykorzystał po męsku swoją synową, za jej zgodą zresztą, za kupioną jej w Bartach bluzkę? Czy jego erotyczne działania polegały wyłącznie na odwiedzinach u Porowej, z kurą pod pachą? Ileż to razy, kupiwszy w sklepie garść cukierków, zachęcał małe dziewczynki, aby poszły