Sebastian Bergman. Michael Hjorth
niż mile widziana – powiedział i wyglądało na to, że tylko siła woli powstrzymuje go przed zeskoczeniem z fotela albo spontanicznym aplauzem. – Ale myślałem, że dobrze ci w Uppsali.
Vanja wzięła głęboki wdech. Im więcej o tym myślała, tym bardziej było niewiarygodne. Siedem regionów, trzydzieści okręgów i niezliczone miejscowe rewiry. Zbrodnie były popełniane i badane w całym kraju. A jednak Sebastianowi Bergmanowi udało się zawędrować tam, gdzie pracowała.
– Bo było – zaczęła. – Mieliśmy sprawę seryjnego gwałciciela, który napadał kobiety i…
– Naprawdę? – przerwał Torkel. – Nic o tym nie czytałem.
– To tylko kwestia czasu.
– Ile ofiar?
– Jak dotąd trzy. W ciągu niecałego miesiąca, więc będzie więcej.
Torkel z powagą pokiwał głową. Napaści na tle seksualnym. Oczywiście najgorsze dla samych ofiar, ale niewiele przestępstw wywiera aż taki wpływ na całe społeczeństwo i jest w stanie wystraszyć pięćdziesiąt procent mieszkańców. Nawet strzelaniny gangów, podpalenia samochodów i przestępczość zorganizowana nie wywołują takiego samego efektu. Owszem, istnieje poczucie zagrożenia, podsycane przez zaogniającą sytuację prasę i polityków z ich prostymi punktami widzenia, jednak większość ludzi i tak dochodziła do wniosku, że to wewnętrzne porachunki. Ale napaści na tle seksualnym… Wystarczy być kobietą – każda i wszędzie może się stać kolejną ofiarą.
– W każdym razie – kontynuowała Vanja – zgadnij, kogo moja przełożona zaangażowała do śledztwa.
Torkelowi przychodził do głowy tylko jeden człowiek, który mógłby skłonić Vanję do zrezygnowania z pracy nad skomplikowanym śledztwem. W końcu była jedną z najlepszych policjantek w kraju.
– Nie – powiedział.
– Tak. – Vanja pokiwała głową.
– Sebastian? – Torkel czuł, że musi zyskać potwierdzenie, iż mówią o tym samym człowieku.
– We własnej wysoce irytującej osobie. Anne-Lie zapytała, czy mogę z nim pracować, kazała odpowiedzieć tak lub nie i oto jestem – zakończyła Vanja i lekko wzruszyła ramionami.
– Przypomnij mi, żebym wysłał jej kwiaty – zażartował Torkel, choć doskonale rozumiał, o co chodzi. Sebastian był obciążeniem dla całej grupy, odkąd Torkel przyjął go z powrotem w Västerås. Największym jednak dla Vanji.
Przewrócił do góry nogami całe jej życie.
– Ale mogę wrócić? – spytała Vanja. – Nie przyjąłeś nikogo innego?
– Nie miałem powodu, pracowaliśmy przy kilku umorzonych sprawach, ale nie było nic dużego. Naszego.
Vanja odetchnęła. Po wyjeździe z Uppsali pojechała prosto do wydziału, bo musiała wiedzieć, czy nadal ma pracę i wszystko, co z nią związane.
– Jak tam wszyscy? – spytała, gotowa do bycia bardziej towarzyską i bezpośrednią, kiedy najważniejszą część miała już z głowy.
– Myślę, że dobrze – odparł Torkel i wyjrzawszy przez szybę, zobaczył, jak Billy właśnie wszedł do gabinetu, zrzucił plecak na biurko i zaczął ściągać kurtkę.
– Dostaliśmy dziś dzień na odespanie? Czyżbym coś przegapiła? – zapytała Ursula, rzuciwszy okiem na Billy’ego, który wieszał kurtkę na oparciu swojego biurowego fotela.
– Byłem w domu z My, musieliśmy się zająć kilkoma rzeczami – skłamał Billy i wyłowił laptop z plecaka. Prawda była taka, że zasnął dopiero o wpół do szóstej, obudził się dwie godziny później. My była już wtedy na siłowni, bo chciała zdążyć poćwiczyć przed wizytą pierwszego klienta. Niepokój i strach, z którymi się zmagał w nocy, nadal w nim tkwiły. Rankiem poświęcił jeszcze dwie lub trzy godziny, żeby po raz drugi i trzeci posprawdzać cyfrowe ślady, które zostawiła po sobie Jennifer przed „zniknięciem”.
Ursula powstrzymała westchnienie. Oczywiście, że Billy był w domu z My. Jeszcze niedawno jako jedyna z grupy żyła w stałym związku. Z Mickem. Wprawdzie związek był niestabilny i dysfunkcyjny – ona notorycznie go zdradzała, a on był wyraźnie nieszczęśliwy – ale jednak.
Torkel rozwiódł się z Yvonne.
Vanja i Billy byli singlami.
Tak było kiedyś.
Teraz Torkel przychodził każdego ranka i opowiadał o poprzednim wieczorze, jakby to był ósmy cud świata, nawet jeśli on i jego dziewczyna tylko zjedli kolację i oglądali telewizję. Billy miał My. Ursula nigdy jej nie poznała, ale My najwyraźniej owinęła sobie jej kolegę wokół palca tak mocno, że chyba tylko cudem nie dzwonił do niej za każdym razem, gdy musiał wyrazić jakiś pogląd.
Do tego wszystkiego wróciła Vanja.
Kiedy niecałą godzinę wcześniej się pojawiła, Ursula poszła po filiżankę kawy i zaczęła z nią rozmawiać. Wkrótce odkryła, że także ona jest irytująco zadowolona z życia. Vanja nie należała do ludzi przesadnie dzielących się życiem prywatnym, ale Ursula i tak usłyszała więcej, niżby chciała, o wakacjach w Europie i Jonathanie, do którego teraz Vanja musiała się wprowadzić, bo jej mieszkanie było wynajęte jeszcze na pół roku.
Zaczęła się zastanawiać, co sama robi, kiedy nie pracuje.
Najczęściej ląduje na kanapie z kilkoma kieliszkami wina i ogląda coś na Netfliksie. Czasem czyta książkę. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy.
Była samotna.
Nawet wtedy, kiedy mieszkała z Mickem i Bellą. Taka już była albo tak wybrała. Nie żeby zazdrościła szczęścia kolegom. Musiała przyznać, że nie myśli o nich zbyt często poza pracą.
Z wyjątkiem Torkela.
O nim czasami myślała.
Przynajmniej coś między nimi było. Nie to, czego oczekiwał, lecz coś, co mogła mu dać. Oczywiście okazało się, że to nie wystarczy. Żadnemu z nich.
Z jednym wyjątkiem.
Sebastiana.
Zadzwonił telefon Billy’ego. Słyszała sygnały, słyszała, jak odbiera, ale nie słuchała świadomie. Lata spędzone w pomieszczeniach open space nauczyły ją szybko odsiewać dźwięki otoczenia, które jej nie dotyczyły. Jednak coś w głosie Billy’ego wzbudziło jej zainteresowanie.
– Czego on chce?
Tylko trzy krótkie słowa, ale jego głos brzmiał inaczej. Było w nim napięcie.
– A dlaczego?
Ursula rzuciła okiem w stronę Billy’ego. Siedział wyprostowany, jakby był gotów do szybkiego wstania z krzesła. Gotów do ucieczki.
– Jest tu w tej chwili?
Z całą pewnością był spięty, dotyczyło to i głosu, i ciała.
– Nie, nie, zejdę.
Rozłączył się, wstał i poszedł do drzwi. Ursula podążyła za nim spojrzeniem. Ktokolwiek czekał na Billy’ego, był to ktoś, kogo nie chciał spotkać.
Billy przeszedł przez automatyczne drzwi obrotowe i wszedł do recepcji. Rzucił szybko okiem na Tamarę za ladą, ona zaś wskazała głową mężczyznę w wieku mniej więcej pięćdziesięciu pięciu lat. Miał na sobie dżinsy i rozpiętą bordową kurtkę typu bomber, a pod spodem sweter. Siedział na jednej z przytwierdzonych do ściany