Sebastian Bergman. Michael Hjorth
co da się zrobić.
– Dziękuję, bardzo dziękuję. – Nie dało się nie zauważyć wdzięczności i ulgi w głosie mężczyzny. Wyraźnie był nastawiony na kolejną odmowę. – Mogę umożliwić panu dostęp do wszystkich jej aktywności na Facebooku, także z końca czerwca – kontynuował. – Będzie pan mógł zachować te wydruki, jeśli pan zechce.
Billy skinął głową, nadal niepewny, co z tym robić dalej. Wiedział tylko, że nie chce spędzać więcej czasu w kawiarni z pogrążonym w żałobie ojcem Jennifer. Niemal jak na zawołanie zaczęła dzwonić jego komórka. Odebrał. To był Torkel.
Telefon od drugiego życia.
Billy zauważył, że Vanja nadal jest w pracy, kiedy wbiegł do Pokoju i usiadł na wolnym krześle najbliżej drzwi.
– Przepraszam, co przegapiłem?
– Nic, czekaliśmy na ciebie – odparł Torkel i wstał ze swojego miejsca na drugim końcu stołu. Przed sobą miał cienką teczkę. – Zacznę tylko od podkreślenia, jak bardzo mnie cieszy, że wszyscy znów się zebraliśmy – kontynuował i spoglądał na każdego z osobna. – To naprawdę przyjemne uczucie.
Ursula już miała wtrącić, że do kompletu brakuje jeszcze Sebastiana, ale dała spokój. Taki komentarz w tym towarzystwie tylko zniszczyłby atmosferę, która na razie była dobra.
– Co jest, wróciłaś? – zwrócił się Billy do Vanji, jednocześnie sięgając po jedną z butelek wody Loka, stojących na stole.
– Zgadza się, wróciłam
– Fajnie. Ale dlaczego? Myślałem, że ci się podoba w Uppsali.
– Podobało mi się. Później o tym pogadamy.
– Przykro mi, ale chyba będziemy zmuszeni porozmawiać o tym teraz – wtrącił Torkel. – Dziś rano w mieszkaniu w Gävle znaleziono zwłoki – kontynuował ze wzrokiem utkwionym w Vanji, a jednocześnie przyciągnął do siebie teczkę i ją otworzył.
Vanja zmarszczyła czoło. W spojrzeniu Torkela było wręcz coś przepraszającego. Jakby wiedział, że nie spodoba jej się to, co powie.
Ciało w Gävle.
Co to miało wspólnego z powodem jej wyjazdu z Uppsali?
Wprawdzie Gävle leżało w policyjnym rewirze Gävleborgs län, który z kolei należał do kierowanego z Uppsali okręgu Mitt, gdzie byli Anne-Lie i Sebastian Bergman. Ale to wszystko. Czy dlatego mieli rozmawiać o przyczynie jej wyjazdu? To się wydawało naprawdę na wyrost.
Jednak jak tylko zobaczyła zdjęcia, które Torkel ułożył przed nimi na stole, zdała sobie sprawę, że wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie.
– O kurwa! – wymsknęło jej się na ich widok.
Ursula i Billy odwrócili się do niej z ciekawością, ale tylko się zapadła głębiej w siedzisko krzesła, skrzyżowała ręce na piersi niczym krnąbrne dziecko i wlepiła posępne spojrzenie w Torkela i leżące na stole zdjęcia, dobrze wiedząc, do czego zmierza ich podsumowanie.
– Rebecca Alm – oznajmił Torkel i wskazał zdjęcie kobiety leżącej na brzuchu.
Jedna noga wystawała poza krawędź łóżka.
Była naga od pasa w dół, jeśli nie liczyć skarpetek.
Miała worek na głowie.
– Jak już mówiłem, dziś rano znalazł ją przedstawiciel właściciela lokalu. Można było natychmiast powiązać to ze śledztwem trwającym w Uppsali, więc dostali sprawę.
– Anne-Lie ją dostała – wtrąciła Vanja.
– Tak. – Torkel skinął głową.
– Czy ktoś z was wyjaśni, o co chodzi, czy cała reszta ma się jedynie domyślać? – spytała Ursula i odwróciła się do Vanji.
Vanja popatrzyła na Torkela, lecz ten wzruszył lekko ramionami i wykonał gest, jakby mówił: „Ty powiedz”. Vanja wzięła głęboki wdech i wyprostowała się na krześle.
– Badaliśmy sprawę seryjnego gwałciciela, który usypia ofiary i zakłada im na głowę worek. O tak. – Wskazała zdjęcia, które rozłożył Torkel. Billy nachylił się nad stołem i przyciągnął je do siebie. – Anne-Lie, moja tamtejsza przełożona, zaangażowała do śledztwa Sebastiana i dlatego odeszłam – zakończyła.
– A teraz chce zaangażować również nas – stwierdził Billy.
– Tak jak powiedziała: wczoraj miała gwałciciela, a dziś najprawdopodobniej ma mordercę. – Torkel skinął głową.
– W tym jest dobra – wtrąciła Vanja. – Organizuje taką pomoc, jaka jest jej potrzebna.
Pod pochwałą jak zwykle kryło się rozczarowanie. Dobrze jest wykorzystywać wszystkie dostępne środki, ale to oznaczało, że znowu będzie musiała pracować z Sebastianem.
– Musimy to wziąć – oznajmił Torkel. Nie dało się nie wyczuć przepraszającego tonu w jego głosie.
– Przecież wiem – odparła Vanja ostrzej, niż zamierzała.
– Co chcesz teraz zrobić? – zapytał Torkel, podszedł do Billy’ego, wziął zdjęcia Rebekki i włożył je z powrotem do teczki. – Co my mamy zrobić?
Co właściwie zamierzała? Z jakiegoś dziwnego powodu czuła się bardziej zrezygnowana niż oburzona. Wydawało się, że nie ma dla niej sposobu na uniknięcie Sebastiana Bergmana. Raz za razem udawało mu się zagnieździć w prowadzonych przez nich śledztwach, był coraz bliżej i bliżej jej i ekipy. Nie miało znaczenia, ile razy go się pozbywali, i tak zawsze wracał. Jak cholerny bumerang. Gdyby wierzyła w siłę wyższą, karmę albo przeznaczenie, pomyślałaby, że jest skazana na towarzystwo tego nieznośnego drania.
Że to kara.
Próba.
Coś postanowionego z góry.
– Najwyraźniej od niego nie ucieknę – podsumowała swoje myśli i lekko wzruszyła ramionami.
– Są inne wydziały, w których możesz pracować – podsunął Torkel.
To była prawda, ale jeśli już wykurzył ją z Uppsali, czy nie wykurzy jej także z Krajowego Wydziału Zabójstw? To było jej miejsce pracy. Jej dom. Nie Sebastiana. Władza nad sobą, na którą mogła mu pozwolić, miała swoje granice. Nadszedł czas, by się postawić. Tak samo jak poprzednim razem, kiedy wrócił, a ona rozważała odejście. To byłoby zbyt proste. Zbyt tchórzliwe.
– Nie, pracujemy. Będę musiała się dopasować do tej sytuacji.
– Na pewno?
Vanja tylko skinęła głową.
– Zobaczę, co będę mógł zrobić, kiedy przyjdzie co do czego, ale nie jestem pewny, czy mogę wymagać jego odejścia – rzekł Torkel.
– Wiem.
– Nawet jeśli nie sądzę, że ktokolwiek z nas chce z nim znowu pracować – dodał i spojrzał w stronę Ursuli i Billy’ego.
Billy skinął głową, jakby nieobecny. Ursula poczuła, że zaczyna ją to trochę denerwować. Była najbardziej przeciwna ponownemu przyjęciu Sebastiana, kiedy wrócił. Wtedy. Za pierwszym razem. Od tamtego czasu dużo się wydarzyło, a kiedy dorośli ludzie zaczęli spiskować przeciwko niemu, poczuła, że nie może dłużej milczeć. Do diabła z miłą atmosferą.
– Właściwie nie mam nic przeciwko ponownej pracy z nim – oznajmiła spokojnie i wlepiła wzrok w pozostałych,