Wieczny odpoczynek. Aleksandra Marinina
020000.jpg" alt="26342.jpg"/>
Tytuł oryginału: Реквием
Copyright © Aleksandra Marinina, 1998
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2019
Copyright © for the Polish translation by Aleksandra Stronka, 2019
Redaktor prowadzący: Adrian Tomczyk
Redakcja: Paulina Jeske-Choińska
Korekta: Alicja Laskowska
Projekt okładki: Mariusz Banachowicz
Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński
Fotografie na okładce: © gus-nwanya / Unsplash
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
eISBN 978-83-66431-37-9
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.czwartastrona.pl
Rozdział 1
Mężczyzna wyglądał na niezadowolonego i zmęczonego, ale pod maską niechęci i rozdrażnienia na młodej, ładnej twarzy Barsukow wyraźnie dostrzegał skrywany strach i silne napięcie. Nie ulegało wątpliwości, że przed chwilą ktoś znowu do niego zadzwonił.
– Co jeszcze? Dlaczego wróciłeś?
– Chciałem zapytać o numer pańskiego telefonu. Nie stacjonarnego, tylko komórkowego. – Barsukow ruchem głowy pokazał aparat leżący na ławie koło kanapy.
– Po co ci?
– Bez obaw, nie zamierzam pana rujnować i korzystać z drogiej sieci. W razie potrzeby zadzwonię na stacjonarny. Niech mi pan tylko poda numer.
Starał się mówić swobodnie, żeby nie wzbudzać niepotrzebnego niepokoju w rozmówcy. Artyści są przewrażliwieni na swoim punkcie, niczego nie dają sobie powiedzieć, na każde słowo reagują bardzo nerwowo.
Nawet nie wyciągnął notesu, żeby zapisać numer, zwyczajnie go zapamiętał, nie było w tym nic trudnego. Właśnie ten numer powtarzał w pamięci, idąc, a raczej biegnąc przez ciemne, pogrążone w zimowym mroku osiedle w stronę dużego, położonego na uboczu domu sławnego piosenkarza.
Barsukow usłyszał kroki na schodach, trzasnęły drzwi.
– To ja! – rozległ się w holu donośny męski głos.
– Zmywaj się – rzucił półgłosem poirytowany pan domu. – Chyba widzisz, że mam gościa. No dalej, jazda stąd.
Nastia Kamieńska wciąż nie mogła się przyzwyczaić do tego, że teraz jeździ do pracy nie na Pietrowkę, tylko gdzie indziej. Już od trzech miesięcy wysiada z metra nie na Czechowskiej, ale na innej stacji, po czym idzie nie w stronę dużego żółtego budynku Głównego Urzędu Spraw Wewnętrznych Moskwy, tylko ku odrapanej jasnozielonej dwupiętrowej willi. Teraz tutaj ma swój pokój. Szefa też ma innego. Byłaby niesprawiedliwa, mówiąc, że nowy szef jest gorszy od lubianego i swojskiego Pączka Gordiejewa. Nie jest gorszy. Jest po prostu inny. Nastia zna go od lat, to znakomity profesjonalista, a przy tym uczciwy i przyzwoity człowiek, który traktuje ją wspaniale, ale… To nie Gordiejew.
Robiła, co mogła, żeby się oswoić ze zmianami. Nie była pewna, czy postąpiła słusznie, zmieniając pracę, uległa jednak naciskowi obu szefów: poprzedniego, Wiktora Aleksiejewicza Gordiejewa, oraz nowego, Iwana Aleksiejewicza Zatocznego. Ten ostatni szukał kogoś kompetentnego do swojego nowo utworzonego wydziału informacyjno-analitycznego, Gordiejew zaś usiłował trzymać Anastazję z dala od burzliwych przetasowań kadrowych, na które zanosiło się w urzędzie. Obaj zgodnie twierdzili, że najwyższa pora, by Kamieńska otrzymała stopień podpułkownika, i dlatego musi przejść na stanowisko, które jej to umożliwi. Na Pietrowkę zawsze będzie mogła wrócić, wystarczy, że powie słowo.
Choć minęły już trzy miesiące, Nastia nie przyzwyczaiła się do tego, że sejf stoi teraz nie z lewej strony, nieopodal biurka, tylko pod przeciwległą ścianą, a także do tego, że nie da się zagotować wody na kawę, nie wstając z miejsca, bo gniazdko jest koło okna, a nie tuż za plecami. No cóż, może to i lepiej. Jeśli wziąć pod uwagę siedzący tryb życia, który prowadzi, dodatkowy ruch na pewno się przyda.
Zbliżała się już dziesiąta, więc Nastia zamierzała wstawić wodę, żeby wypić drugi kubek porannej kawy. W tej samej chwili została jednak wezwana przez Zatocznego. W pokoju prócz generała był jeszcze młody mężczyzna w mundurze z naszywkami kapitana służby wewnętrznej.
– Poznajcie się – powiedział Iwan Aleksiejewicz oschle. – Nowy pracownik Paweł Michajłowicz Diużyn. A to Anastazja Pawłowna Kamieńska – nasza najlepsza analityczka. Będzie pańskim opiekunem podczas pierwszego roku pracy. To wszystko, Pawle Michajłowiczu. Proszę się zapoznać z nowym miejscem pracy, Anastazja Pawłowna wezwie pana, gdy tylko będzie wolna.
Na twarzy kapitana odmalowało się lekkie zdziwienie, wstał jednak posłusznie i opuścił pokój. Przez jakiś czas Zatoczny siedział wpatrzony w zamknięte drzwi, potem przesunął spojrzenie na Nastię. Obojętność i powściągliwość zniknęła jak ręką odjął, teraz jego twarz wyglądała jak zwykle, tyle że była nieco zatroskana.
– Oto pani pierwszy uczeń. – Uśmiechnął się. – Spełniam złożone obietnice. Jak tylko wyszkoli pani dwóch przyzwoitych analityków, będzie pani mogła odejść, gdzie zechce, w razie gdyby tutaj się pani nie spodobało.
– Skąd on przyszedł? – zapytała Nastia. – I co w ogóle potrafi?
– No cóż, o tym, co potrafi, powie mi pani sama za parę dni. A przyszedł z wydziału kadr GUWD1 obwodu moskiewskiego. To panią zadowala?
– W zupełności. – Nastia z ulgą skinęła głową. – Kadrowiec ma zwykle wyrobiony nawyk pracy z dokumentami, bo nie musi zawierać osobistej znajomości z figurantem. Potrafi też czytać między wierszami. Mogę odejść?
– Nie – odparł Zatoczny gwałtownie i pokazał ręką krzesło. – Proszę usiąść, Anastazjo. Chcę pani zaproponować materiał, który posłuży do edukacji Diużyna. Z góry uprzedzam, że może się okazać jałowy, więc niech pani nie próbuje za wszelką cenę wyciągnąć z niego interesujących nas przestępczych elementów. Nie przeczę, że one tam są. Faktu istnienia denata nie da się podważyć, ale może się okazać, że to nie nasza działka. I jeszcze jedno. Proszę zachować szczególną uwagę i sumiennie potraktować zadania, bo sprawa może dotyczyć mojego syna.
Nastia podniosła zdumiony wzrok na szefa.
– Maksima? Czyżby miał jakiś związek z denatem?
– Bezpośredni. Zabity mężczyzna nie był wprawdzie jego przyjacielem, ale studiowali razem i byli w tej samej grupie. Parę dni temu Maksim przybiegł do domu blady i przerażony. Opiekun roku im oznajmił, że ktoś zabił ich kolegę, Saszę Barsukowa.
– A pan podejrzewa, że Maksim wiedział o kryminalnych powiązaniach kolegi i sam też był w coś zamieszany?
– Niczego nie podejrzewam! – Głos Zatocznego znowu stał się oschły i surowy. – Nie mam podstaw do jakichkolwiek podejrzeń. Ale do tego, żeby się nie przejmować, też nie. Każdemu z nas mogą się przytrafić różne rzeczy. Nasze dzieci nie są wyjątkiem. Zbyt dużo czasu poświęcałem i poświęcam pracy, więc nie wiem, czy znam syna jak swoje pięć palców. Chłopak niebawem skończy dziewiętnaście lat, to dorosły mężczyzna, ma swoje życie. Dla mnie jest wprawdzie nadal dzieckiem, ale to nie powinno przysłonić obiektywnej rzeczywistości. Dość już o tym, Anastazjo. Wróćmy do sprawy. Syn wspominał, że Sasza Barsukow spotykał się z dziewczyną, która straciła rodziców i mieszka teraz z dziadkiem. Sytuacja jest trudna, bo dziesięć lat temu rodzice dziewczyny zostali zabici, i to nie przez kogoś obcego, tylko
1
GUWD (Gławnoje uprawlenije wnutriennich dieł) – Główny Urząd Spraw Wewnętrznych (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).