Wieczny odpoczynek. Aleksandra Marinina

Wieczny odpoczynek - Aleksandra Marinina


Скачать книгу
energicznie przeżuwając ostatnie kęsy szaszłyka. – Ktoś, kto ukrywa się przed milicją, mógł go zauważyć i uznać, że milicjant zjawił się po jego duszę. Niewykluczone, że Barsukow zobaczył coś, wtrącił się, uznając to za milicyjny obowiązek, i zarobił kulkę. Mógł też trafić na świra, który nienawidzi gliniarzy i marzy, żeby wybić do nogi nasze plemię. Nie ma sensu gdybać, trzeba brać się do roboty.

      – To prawda. – Nastia z westchnieniem wstała, myśląc ze smutkiem, że czeka ją kolejny bohaterski wyczyn: musi dotrzeć do willi i wdrapać się na drugie piętro. – Chodźmy, mój ty słoneczny promyczku.

      – Już wiesz dokąd? – Korotkow drgnął.

      – Dokąd, dokąd… Do biura. Przejrzymy materiały dotyczące dziadka dziewczyny Saszy. A o ósmej powinien się zjawić Zatoczny junior.

      Wyszli z restauracji i wolno ruszyli w stronę jasnozielonego budynku.

      – Na co liczysz z młodym Zatocznym, Asiu? – zapytał Korotkow. – Rozmawiałem z nim dwukrotnie, w niedzielę i wczoraj, w poniedziałek. Powiedział wszystko, co wie. Spotkałem się też z dziewczyną, Lerą Niemczinową. Nie ma pojęcia, dokąd Barsukow pojechał po zajęciach na uczelni w piątek.

      – A ty jej oczywiście uwierzyłeś. – Nastia uśmiechnęła się lekko.

      – Ty też uwierzysz, gdy ją zobaczysz. Nawiasem mówiąc, nie rób ze mnie kretyna, który nie pomyślał o dziadku kryminaliście. Od razu poruszyłem ten temat z Lerą. I wiesz, co mi powiedziała?

      – Domyślam się. Że Sasza w ogóle nie zna jej dziadka. Albo zna tylko z widzenia. W każdym razie obaj nie utrzymywali ze sobą żadnych kontaktów. Zgadza się?

      – Masz głowę nie od parady, Aśka, ale nawet ty nie zawsze wszystko przewidzisz. Jak chcesz wiedzieć, Lera powiedziała, że Sasza starał się unikać jej dziadka, rzucał tylko krótkie „dzień dobry”, „do widzenia” i w ogóle z nim nie rozmawiał. Dziadek jednak polubił młodego mężczyznę, więc na okrągło dawał wnuczce do zrozumienia, że ma dobrego i przyzwoitego chłopaka. Innymi słowy, dziadek kryminalista okazywał życzliwość Saszy i traktował go jak odpowiednią partię dla swojej ukochanej wnuczki. Czujesz, czym to pachnie? Odkąd to człowiek, którego parszywe psy zapuszkowały na dwanaście lat, marzy o tym, żeby jeden z nich wszedł do jego rodziny?

      – Pewnie odkąd zaczął się interesować parszywymi psami. Rozmawiałeś z dziadkiem?

      – Jeszcze nie, zostawiłem go sobie na deser. Na razie ograniczam się do wnuczki.

      – Słusznie – przytaknęła Nastia. – Jeżeli dziadek nie ma z tym nic wspólnego, to nigdzie się nie ulotni, a jeżeli jest zamieszany, pośpiech może go spłoszyć. Ponieważ wnuczka zapewnia, że dziadek nie kontaktował się z Barsukowem, nie masz żadnych podstaw, by sądzić, że facet zna powody zabójstwa.

      Pchnęła masywne drzwi prowadzące do willi i zaczęła wolno wspinać się po stopniach.

      – Ciężko? – zapytał Korotkow z żartobliwym współczuciem. – Na Pietrowce jeździłaś windą.

      Tak, jeszcze przez jakiś czas będzie musiała pomęczyć się z tą chorobą: porównywać i tęsknić. Co pięć minut pod byle pretekstem przypominała sobie, jak to było albo wyglądało na Pietrowce. W końcu dziesięć lat, a nawet trochę ponad, to nie w kij dmuchał. Wszystko tam jest swojskie i miłe sercu, a tutaj…

***

      Każdy nowy dzień w życiu osiemnastoletniej Lery Niemczinowej do obrzydzenia przypominał poprzedni. Pobudka o siódmej, o ósmej wyjście do instytutu medycznego, o dziewiątej zaczynały się zajęcia, o czwartej Lera wracała do domu. Nie lubiła siedzieć w czytelni, więc wypożyczała książki i przygotowywała się do seminariów i egzaminów w domu. Wyjątek stanowiło prosektorium, gdzie chodziła wieczorami. Koledzy z roku uważali ją za domatorkę, która nie bierze udziału we wspólnych rozrywkach i wyprawach do barów, nie wybiera się też na imprezy do osób, które mają wolną chatę. Gdyby jednak Lerę zapytać, czy kocha swój dom, odpowiedź mogłaby się wydać dziwna. Można nawet powiedzieć, że niedorzeczna.

      Lera Niemczinowa kochała swój dom, a jednocześnie go nienawidziła. Kochała, bo było to mieszkanie, w którym spędziła dzieciństwo z ubóstwianymi rodzicami. Kiedyś była tutaj szczęśliwa. W pokoju stał fortepian taty, na półkach leżały jego nuty i płyty znanych w tamtych latach piosenkarzy, którzy wykonywali jego utwory. Ściany w pokoiku dziewczyny były obwieszone starymi plakatami koncertowymi, na nich zaś olbrzymimi literami czernił się napis: GIENNADIJ NIEMCZINOW. Dopiero niedawno obok licznych portretów ojca zaczęły się pojawiać zdjęcia i plakaty innego mężczyzny. Wzeszła gwiazda piosenkarza Igora Wildanowa, którego Lera uwielbiała choćby za to, że był jedyną osobą w Rosji i w ogóle na całym świecie, która do tej pory wykonywała pieśni jej ojca. Wildanow miał bez wątpienia talent, ale Lera raczej nie potrafiła ocenić skali jego zdolności, bo widziała i wiedziała tylko jedno: Igor był nieziemsko piękny, wyglądał jak książę z jej dziecięcych snów, w dodatku pamiętał i cenił twórczość Giennadija Niemczinowa. Cała reszta się nie liczyła. Mógł nie mieć głosu, a nawet słuchu, mógł się okazać miernym wykonawcą – Lera nawet by tego nie zauważyła, bo książę dziecięcych i dziewiczych marzeń śpiewał pieśni skomponowane przez jej ojca, tym samym przenosząc ją w czasy, gdy rodzice żyli, cały świat wydawał się kolorowy i radosny, ona zaś była niesłychanie szczęśliwa. Dopiero w domu, w swoim pokoju, otoczona plakatami, zdjęciami i sączącą się z magnetofonu muzyką, mogła odciąć się od rzeczywistości i przynajmniej na jakiś czas pogrążyć się w atmosferze złudnego, iluzorycznego spokoju. Dlatego kochała swój dom.

      Ale równie mocno go nienawidziła. Dlatego że był w nim dziadek. Straszny, odrażający, obleśny i prymitywny typ, który dziesięć lat temu kilkoma strzałami po pijaku pozbawił ją tamtego szczęśliwego świata, w którym żyła. Straciła wszystko. Matkę, ojca, ciepło i tkliwość, a także przyjaźń rówieśników. Miała osiem lat, piętno dziecka z rodziny alkoholików, którzy pozabijali się w pijanym widzie, przywarło do niej na dobre. Dzieci są głupie i okrutne, obraziły Lerę, więc ona też się obraziła. Została odszczepieńcem, odsunęła się od wszystkich i nawet z upływem lat przepaść między nią a resztą dzieci się nie zmniejszyła. W klasie zapomniano o powodach jej sieroctwa, ale Lera nie zapomniała zdrady kolegów. Nie zapomniała i nie wybaczyła. Aż do ukończenia szkoły, co nastąpiło w ubiegłym roku, trzymała się na uboczu. Była całkiem sama. Nie licząc oczywiście starej cioci Ziny, kuzynki nieżyjącej babci. Zaraz po śmierci rodziców ciocia Zina przyjechała z głuchej prowincji do Moskwy, żeby się zaopiekować Lerą. Chciała ją zabrać do siebie, ale dziewczynka kategorycznie odmówiła wyjazdu, krzyczała jak opętana, urządzała sceny, rozbijała naczynia i dwukrotnie uciekała z dworca, kładąc kres wszelkim próbom zmiany miejsca zamieszkania. Gdy ciocia Zina uświadomiła sobie daremność swoich wysiłków, postanowiła osiedlić się w Moskwie. Nie zostawi przecież dziecka na pastwę losu! Nie odda też do internatu, skoro żyją krewni, niechby i nie najbliżsi…

      Lera spędziła z ciocią Ziną dziewięć lat, póki nie zjawił się dziadek. Nazajutrz po jego powrocie krewna wyjechała na prowincję. Nawet jej przez myśl nie przeszło, żeby zostać pod jednym dachem z zabójcą. Przed odjazdem zaproponowała Lerze, żeby jej towarzyszyła, ale dziewczyna tym razem też odmówiła.

      – Nie boisz się z nim mieszkać? – zapytała płaczliwie ciocia Zina. – To przecież straszny człowiek, nie miał litości dla rodzonego syna i cię osierocił.

      – Tutaj jest mój dom – odparła Lera twardo. – Nigdzie stąd nie wyjadę. Gdy dziadek zacznie podskakiwać, wsadzę go z powrotem do więzienia, nic mnie przed tym nie powstrzyma.

      Jednakże


Скачать книгу