Odwet. Vincent V. Severski

Odwet - Vincent V. Severski


Скачать книгу
ale mam soft do kopiowania bez śladów. Ma osiem giga, to potrwa dwie, trzy minuty. Robić?

      – Rób – zdecydował bez wahania Roman.

      Z korytarza dobiegł głośny dźwięk odblokowywanych śluz. Roman podszedł do drzwi i przez chwilę nasłuchiwał.

      – Pani naczelnik coś ukrywa – odezwał się do Witka – i to jest arcypodejrzane. Niezarejestrowany nośnik schowany w szafie naczelnika WBW musi pobudzać fantazję, prawda?

      – Pewnie.

      – Złamiesz hasło?

      – Nie wiem. Zobaczymy. To zależy, co jest na tym nośniku i w jakim systemie zostało zapisane. Ale mam znajomych, pomogą, jak będzie trzeba. – Spojrzał na ekran. – Gotowe! – rzucił zadowolony.

      Wyciągnął pendrive i podał Romanowi, który podszedł do szafy i przykleił go w miejscu, gdzie wcześniej był ukryty. Posprzątali po sobie, Witek spakował sprzęt, a Roman zamknął szafę i ustawił pokrętło na liczbie 15. Zgasili światło. Witek uchylił drzwi i ostrożnie wyjrzał.

      – Pusto – oznajmił.

      Wysunęli się na korytarz. Zamknęli za sobą drzwi i po chwili już byli na klatce schodowej. Zeszli na parter.

      Staszek czekał za filarem.

      – Niedobrze to wszystko wyszło – zaczął, wyraźnie zaniepokojony. – Jeśli będzie kontrola, to od razu wyłapią, że ktoś majstrował przy systemie, i bez pudła ustalą kto.

      – Nie ma obawy – uspokoił go Roman. – To sprawa służbowa, ale musi pozostać tajna także wewnątrz Agencji. Działamy z upoważnienia szefa.

      – No, kurwa, mam nadzieję. – Staszek tylko trochę się uspokoił. – Idźcie już, bo zaraz będą schodzić imprezowicze.

      – Dziękuję – rzucił Roman, ale Staszek nic nie odpowiedział i zniknął za filarem.

      Witek odwiózł Romana na Ochotę, a sam wrócił na Litewską, żeby obrobić materiał. Sprawa „Sindbad” musiała być gotowa do czytania na jutro rano.

      Za dwadzieścia dwunasta Roman był już po kąpieli. Ubrany w świeżo wypraną flanelową piżamę leżał w łóżku. Otworzył szeroko okno, zgasił światło i obserwował cienie na suficie. Wypił podwójną melisę, ale i tak nie mógł zasnąć. Myśli tłoczyły się jak oszalałe, jedne wyprzedzały drugie, na chwilę wracały i znów znikały, robiąc miejsce następnym.

      To był trudny, ale ciekawy dzień. Roman właściwie lubił takie sytuacje, kiedy fakty wyprzedzają jego percepcję, a on musi je gonić. Czuł wtedy, że żyje, rozpędza się, jest sprawny intelektualnie i potrzebny. To był ten moment, kiedy ktoś kupuje wymarzone puzzle, rozsypuje je na stole i szuka krzesła, żeby usiąść.

      Dziwna śmierć Zenonika w Algierze. Podejrzany konflikt z Barskim w Petersburgu i to jego ekspresowe zwolnienie ze służby, potem ucieczka do Ustki i wypadek samochodowy, o którym nikt nic nie wie. Romans Rubeckiego z Polanowską i konszachty z jej mężem Kwasem, zausznikiem Boleckiego. Wielki polityczny coming out pana pułkownika i na koniec dnia pendrive ukryty w szafie pani Stokrotki, naczelniczki WBW, która dużo wie o Rubeckim, Barskim i Zenoniku.

      – Bohaterowie dnia… – wymruczał Roman. – Pomyślę o nich w Bieszczadach.

      Kiedy to powiedział, od razu zrobiło mu się przyjemniej i poczuł, że powoli zaczyna odpływać na zielone połoniny.

      | 21 |

      Ewa Kunicka znalazła ciało męża w wannie i nie miała żadnych wątpliwości, że zmarł na serce. Kilka lat wcześniej Robert przeszedł dwa lekkie zawały. Zawsze był nadpobudliwy i czasami, żeby się uspokoić, sięgał po szklaneczkę. Przyjazd do Baku też mu nie służył i coraz częściej zdarzały się skoki ciśnienia. Ewa dbała o jego dietę, zdrowy tryb życia, pilnowała, by przyjmował regularnie leki, ale Robert nie słuchał nikogo. Nawet jej, chociaż była dyplomowaną pielęgniarką.

      Odkąd przybyli do Azerbejdżanu, stał się jeszcze bardziej podenerwowany niż zwykle i skłonny do kłótni. Ewa wiedziała, że to z przepracowania. W końcu był oficerem wywiadu. Często wyjeżdżał, wracał późno i od razu zasypiał zmęczony, więc ich małżeństwo zaczęło się powoli kruszyć. Ewa chciała to przeczekać. Miała nadzieję, że po ich powrocie do Polski wszystko będzie tak jak wcześniej.

      Kiedy nie przyjechał po nią na lotnisko i nie odbierał telefonu, od razu poczuła, że stało się coś złego. A gdy zadzwoniła do drzwi i jej nie otworzył, była już niemal pewna i instynktownie poszła do łazienki.

      Robert leżał w wannie pełnej wody, z głową opartą o prawe ramię, które zwisało na zewnątrz, jakby chciał sięgnąć po stojącą na podłodze szklaneczkę z bursztynowym płynem. Miał szeroko otwarte usta i oczy. Jego blada twarz wyglądała jak maska z greckiej tragedii zastygła w przerażeniu. Był jeszcze ciepły.

      Wzięła go za rękę, żeby sprawdzić tętno. Zakręciła wylewającą się wodę i poszła do pokoju.

      Czuła, że to się tak skończy, ale nie była przygotowana. Mimo to w pierwszej chwili nawet nie zapłakała. Nalała sobie kieliszek wódki i usiadła na fotelu. Zaczęła się zastanawiać, co powinna teraz zrobić. Gdzie zadzwonić, do kogo najpierw, co ma powiedzieć i co z nią będzie, gdy została sama. Nagle jakby dotarło do niej, że to wszystko jest ponad jej siły, że nie potrafiła ustrzec Roberta przed śmiercią, chociaż tak się starała, i dopiero teraz wybuchnęła płaczem, który po chwili przeszedł w szloch.

      Szybkim ruchem wlała w siebie wódkę i wyszła do przedpokoju. Odnalazła swoją torebkę, wyjęła telefon.

      – Robert nie żyje – rzuciła przez łzy, kiedy odebrała jej siostra.

      – O Boże! – niemal wykrzyknęła Halinka. – Co się stało?

      – Chyba serce… właśnie go znalazłam… leży w wannie…

      – O Boże! Ewuniu… Jezus Maria… Ewuniu…

      – Nie wiem, co mam robić.

      – Przylecę do ciebie! O Boże! Ewuniu…

      – Przyleć – rzuciła i poczuła, że zrobiło jej się trochę lżej. – Zadzwonię później. – Rozłączyła się.

      Cały czas stała w przedpokoju. Zastanawiała się, co powinna zrobić, do kogo zadzwonić. Wróciła do salonu i wytarła nos. Postanowiła, że najpierw zadzwoni do konsula Majewskiego. Wiedziała, że Robert go nie znosił, ale konsul był jego szefem i to on powinien najlepiej wiedzieć, jak postępować w takiej sytuacji.

      Odebrał natychmiast.

      – Chciałam pana poinformować, że mój… – znów zaczęła łkać – że mój mąż właśnie zmarł…

      – Jak to zmarł?! – krzyknął Majewski. – Co pani mówi?

      – Zmarł na serce. Bardzo proszę, panie konsulu, o pomoc.

      – Nie wezwała pani karetki?

      – Nie. On nie żyje.

      – Zaraz tam przyjadę! Proszę nic nie robić. Nigdzie nie dzwonić. – Majewski rozłączył się.

      Zjawił się w ciągu piętnastu minut. Drzwi były otwarte, więc wszedł do mieszkania bez zaproszenia. Był bardzo zdenerwowany i mówił szeptem, jakby się bał, że zakłóca majestat śmierci.

      – Gdzie? – zapytał, a Ewa wskazała głową łazienkę.

      Wrócił po kilkunastu sekundach


Скачать книгу