Z dala od świateł. Samantha Young

Z dala od świateł - Samantha  Young


Скачать книгу
duch stale się błąkam,

      Raz tu, a raz tam.

      Sypiałam pod gwiazdami,

      Świeciły dla mnie pięknie,

      Ale jak wszyscy inni,

      Też chciały czegoś ode mnie.

      Poszłam więc dalej

      W stronę księżyca,

      On też mnie zachwycał.

      Jak duch się teraz błąkam,

      Raz tu, a raz tam.

      Pod księżycem w Berlinie

      Odnalazły mnie gwiazdy,

      Tutaj też mnie dopadły

      Z awanturą o przeszłość

      Pogrzebaną gdzieś w Rzymie,

      Niepotrzebną nikomu.

      Nie chcę wracać do domu.

      Jak duch się teraz błąkam,

      Raz tu, a raz tam.

      Wciąż gdzieś dalej gnam.

      I nie wrócę do domu.

      Bo dom to mój dawny błąd,

      Gdzieś daleko stąd.

      Dotarłam do Glasgow

      Z księżycem u boku.

      A gwiazdy przygasły

      I dały mi spokój.

      Nie zniosły ciśnienia.

      Ale ja się nie zmieniam.

      Jestem jak duch.

      Wędrujący duch,

      Co nigdy nie wróci do domu.

      Bez gitary, bez muzyki piosenka wydała się krótka i niezgrabnie zakończona. Zaczerwieniłam się i poczułam niepewnie, co nigdy mi się nie zdarzało, kiedy grałam na ulicy.

      O’Dea nie skomentował piosenki ani słowem.

      – Następna – zażądał.

      Zaśpiewałam mu więc następną.

      – Może już wystarczy? – zapytałam, kiedy tylko skończyłam.

      – Chcę usłyszeć coś, czego jeszcze nie znam. Coś jeszcze bardziej autentycznego niż inne.

      Poczułam skurcz żołądka.

      – Te piosenki były bardzo osobiste.

      – Chcę czegoś więcej.

      Przyszła mi na myśl piosenka chyba najbardziej osobista ze wszystkich. Chciałam, żeby to przesłuchanie skończyło się jak najszybciej, i instynktownie wyczułam, że ona je zakończy. Nie chodziło tylko o słowa, ale przede wszystkim o melodię. Zawsze kiedy kończyłam tworzyć piosenkę, zastanawiałam się, czy może być lepsza. I zawsze znalazło się coś, co chciałam udoskonalić. Ale nie w przypadku tej. Narodziła się tak głęboko we mnie, że była mną. Wersja akustyczna była dokładnie taka, jak chciałam, i nawet już wiedziałam, jak ma brzmieć wykonywana przez zespół. Skończyłam ją pisać zaledwie kilka dni temu, gdy życie w charakterze osoby niewidzialnej wydawało mi się jedyną możliwością.

      Może powinnam była zaśpiewać coś innego, jedną z niedopracowanych piosenek. Ale O’Dea chciał wiedzieć, jaką jestem twórczynią, a ten utwór wyrażał mnie najlepiej. To byłam cała ja, we własnej popieprzonej osobie.

      – Zatytułowałam ją Na wietrze

      Wtedy jeszcze nie wiedziałam,

      Że nasze dusze to jedność.

      I kiedy twoja gdzieś odpłynęła,

      Moja rozpadła się na kawałki.

      Rozwiał je wiatr i teraz

      Już nie ma dawnej mnie…

      – Nie mogę… – urwałam.

      Głos mi się łamał z emocji, a to wprawiało mnie w zakłopotanie. Zakryłam twarz sprawną dłonią i syknęłam cicho z bólu, kiedy nieostrożnie dotknęłam palcami podbitego, obolałego oka. Chowając przed nim twarz, starałam się oddychać miarowo. Nie chciałam, żeby mnie widział w takim stanie.

      W niewielkim mieszkaniu zapanowała cisza.

      Potem O’Dea odchrząknął i usłyszałam, jak fotel zaskrzypiał pod jego ciężarem.

      – Musisz odpocząć.

      Zaskoczona tymi słowami, odsunęłam dłoń od twarzy i zobaczyłam, że wstał, jakby zbierał się do wyjścia.

      Wbił wzrok w podłogę, jakby nie był w stanie spojrzeć mi w oczy.

      – Muszę koniecznie odzyskać gitarę – wyszeptałam.

      Szybko przeniósł na mnie wzrok i zobaczyłam, że jest zdziwiony.

      – Dostałam ją od mamy – wyjaśniłam.

      Najwyraźniej zrozumiał, co chciałam powiedzieć. Wszyscy wiedzieli, co się stało z moją mamą.

      – Musisz odpocząć – powtórzył, udowadniając, że jednak empatia nie jest mu obca. – Zrób sobie dziś wolne. Wyśpij się, wypocznij. Zrób, na co masz ochotę. W lodówce jest świeżo ugotowana zupa, wystarczy podgrzać. Masz też zapas wody. W szafce leżą środki przeciwbólowe. Zostawiłem ci tyle, ile na dzisiaj potrzebujesz. Resztę przyniosę jutro.

      Skrzywiłam się ironicznie.

      – Nie ufasz mi w sprawie tabletek? – Milczał, więc dodałam: – Prawdziwa z ciebie siostra Ratched z Lotu nad kukułczym gniazdem. Wiesz co, do diabła z twoim współczuciem i wyrozumiałością. I tak wychodzi z ciebie prawdziwa natura. Miejmy to za sobą. – Wskazałam na fotel. – Chcę dokończyć przesłuchanie.

      Zaczęłam śpiewać, zanim zdążył odpowiedzieć.

      Wtedy jeszcze nie wiedziałam,

      Że nasze dusze to jedność.

      I kiedy twoja gdzieś odpłynęła,

      Moja rozpadła się na kawałki.

      Dopadły mnie wspomnienia. Niewidzącym wzrokiem spoglądałam przez okno, a słowa, muzyka w mojej głowie i wywołane przez nie uczucia całkowicie mną zawładnęły. Zapomniałam, gdzie jestem i z kim. Nie śpiewałam dla Killiana O’Dea. Śpiewałam dla niej.

      Rozwiał je wiatr i teraz

      Już nie ma dawnej mnie.

      Kawałki mojej duszy

      Spoczęły w morzu na dnie.

      Wędruję po świecie sama,

      Odległa, odrętwiała.

      I cieszę się,

      Że nie ma już mnie.

      Jestem szeptem wiatru na wodzie,

      Zagubionym statkiem we mgle,

      Nikt nie może mnie uratować.

      Powinnam była ci wyznać,

      Co zamknęłam w sobie.

      Wolałam się jednak oddalić,

      Odkroić część życia jak nożem.

      Bałam się, że cię zawiodę,

      Więc całe lata kłamałam,

      A teraz jest już za późno,

      by prosić o wybaczenie.

      Twój głos wciąż brzmi w mojej głowie.

      Niewypowiedziane


Скачать книгу