Istoty ulotne. Opowieści psychoterapeutyczne. Irvin D. Yalom
trona tytułowa" target="_blank" rel="nofollow" href="#fb3_img_img_7c7e681dsaf2fm5894naa1bt8c92853aa1c5.jpeg"/>
Spis treści
Przedmowa do wydania amerykańskiego
Porzuć nadzieję na lepszą przeszłość
Zabierz sobie swoją parszywą chorobę: w hołdzie Ellie
Tytuł oryginału: CREATURES OF A DAY
Redakcja: Igor Mazur
Konsultacja: Krzysztof Łapiński
Korekta: Jolanta Ogonowska, Maria Osińska
Projekt okładki: Magda Kuc
Zdjęcie na okładce: Andrekart Photography / Shutterstock
Opieka redakcyjna: Katarzyna Słupska
CREATURES OF A DAY by Irvin D. Yalom.
Copyright © 2014 by Irvin D. Yalom. By arrangement with the author.
All rights reserved.
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca 2015
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark).
Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku.
Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.
Wydanie II
ISBN 9788381435970
nwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.
Przedmowa do wydania amerykańskiego
Publikacja książki Kat miłości w 1989 roku zapewniła Irvinowi Yalomowi pozycję czołowego autora z dziedziny psychoterapii końca XX wieku i pociągnęła za sobą cały legion podobnych tomów traktujących o relacjach między pacjentem a terapeutą. W porównaniu z dziełem Yaloma większość tych opowieści zdradzała jednak niedostatek powagi lub humoru, albo jednego i drugiego. Były przesycone sentymentalizmem, podobnie jak psychoanaliza przesycona jest nadmiarem metafor i absurdalnych mitów, i większość z nich, jeśli nie wszystkie, odeszła szybko w niepamięć. Kat miłości wytrzymał natomiast próbę czasu – sprzedano dotąd kilkaset tysięcy egzemplarzy – po części dzięki temu, że autor uniknął obu tych niebezpieczeństw. Ważniejsze jest oczywiście, w jaki sposób to osiągnął: unikając ckliwości i tanich efektów, potrafi być zabawny, nawet rubaszny, ale często szokuje bezpardonową szczerością, gdy dotyka kwestii ostatecznego przeznaczenia człowieka – faktów, które większość z nas starannie wypiera ze świadomości.
Owe fakty, w najkrótszym ujęciu, sprowadzają się do tego, że wszyscy musimy umrzeć, a póki żyjemy, świat w żaden sposób nie nada naszemu życiu istotnego znaczenia. Yalom zmaga się z tą rzeczywistością od ponad pół wieku i Istoty ulotne – książka, którą właśnie trzymają Państwo w ręku – to poruszający testament tych długich lat pracy. Zawiera fascynujące historie kobiet i mężczyzn, którzy zwrócili się do Yaloma po pomoc, często nie uświadamiając sobie nawet, że właśnie w tych sprawach jej potrzebują. Perypetie tych ludzi wydają się nam zarazem znajome i niezwykłe. Mogłyby to być opowiadania o każdym z nas, widzianym oczami mądrego i pełnego empatii słuchacza. Nigdy nie kończą się ostatecznym rozwiązaniem problemów egzystencjalnych. Wszystko, co osiągają pacjenci, a wraz z nimi i sam Yalom, to przypomnienie, że muszą umrzeć. Z historii tych płynie jednak nauka, że tylko poprzez oswojenie się z ideą śmierci możemy zyskać siłę, by uczynić naszą egzystencję nie tylko możliwą do zniesienia, lecz także pełną znaczenia, a nawet radości.
Nie sądzę, by za dwadzieścia pięć lat jakiś inny ja miał pisać list przewodni do kolejnego tomu opowiadań Irva Yaloma. Nie dlatego, że autora nie będzie już wśród żywych, lecz dlatego, że umrę ja sam, który też jestem istotą ulotną. Wszyscy nimi jesteśmy. Czytajmy więc tę książkę i uczmy się z niej.
T.J. Kelleher
redaktor naczelny Basic Books
Dla Marilyn,
mojej żony od sześćdziesięciu lat,
a wciąż zbyt krótko
Każdy z nas jest czymś ulotnym; i ten, który pamięta,
i ten, którego pamiętają. Wszystko jest nietrwałe, i pamięć,
i przedmiot pamięci. Niedługi czas, gdy o wszystkim
zapomnisz; niedługi czas, gdy wszyscy zapomną o tobie.
W krótkim czasie nie będziesz nikim nigdzie1.
Marek Aureliusz, Rozmyślania
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
This ebook was bought on LitRes
1
Panie Doktorze Yalom, chciałbym prosić o konsultację. Czytałem Pana powieść „Kiedy Nietzsche szlochał” i byłbym szczęśliwy, gdyby zechciał Pan przyjąć kolegę pisarza, który cierpi na niemoc twórczą.
Paul Andrews
Bez wątpienia Paul Andrews spodziewał się, że taki mail wzbudzi moje zainteresowanie. I nie przeliczył się: nigdy w życiu nie spławiłbym kolegi pisarza. A co do niemocy twórczej – jestem szczęśliwy, że mnie samego nigdy ona nie nawiedziła, więc tym bardziej pragnąłem pomóc mu się od niej uwolnić. Dziesięć dni później Paul przyjechał na wizytę. Zaskoczyła mnie jego aparycja. Z jakiegoś powodu oczekiwałem umęczonego, ale pełnego życia mężczyzny w średnim wieku, a do mojego gabinetu wszedł zasuszony staruszek, tak przygarbiony, że wyglądało to, jakby szukał czegoś na podłodze. Gdy dreptał powoli przez przedpokój, zastanawiałem się, jak mu się udało wspiąć do mojego domu na szczycie Russian Hill. Słysząc nieomal, jak skrzypią jego nogi w stawach, przejąłem od niego solidnie wypchaną teczkę i podtrzymując za ramię, doprowadziłem go do fotela.
– Dzięki,