Istoty ulotne. Opowieści psychoterapeutyczne. Irvin D. Yalom

Istoty ulotne. Opowieści psychoterapeutyczne - Irvin D. Yalom


Скачать книгу
jego figlarne spojrzenie i ślad uśmiechu na ustach. Gdy tak siedzieliśmy przez kilka chwil w milczeniu, przypatrując się sobie wzajemnie, miałem uczucie, że grzejemy się w promieniach dawnego koleżeństwa, niczym dwóch podróżnych na statku, którzy pewnej chłodnej, mglistej nocy wdali się w rozmowę, spacerując po pokładzie, i odkrywają, że wychowali się na tej samej ulicy. Od razu wiedzieliśmy o sobie wiele: nasi rodzice przeżyli Wielki Kryzys, obaj byliśmy świadkami legendarnych pojedynków pomiędzy DiMaggio i Tedem Williamsem, pamiętaliśmy kartki na masło i na paliwo, pamiętaliśmy Dzień Zwycięstwa, czytaliśmy Grona gniewu Steinbecka i Dzień sądu Farrella. Nie musieliśmy o tym mówić – wszystko to było naszym wspólnym udziałem i czuliśmy, że mocno nas to łączy. Ale trzeba się było wziąć do roboty.

      – A więc, Paul, jeśli możemy sobie mówić po imieniu…

      – Oczywiście – przytaknął.

      – Wiem o tobie tylko to, co napisałeś w krótkim mailu. Że też jesteś pisarzem, że czytałeś moją powieść o Nietzschem i że cierpisz na niemoc twórczą.

      – Tak, i potrzebuję jednorazowej konsultacji, to wszystko. Mam skromne dochody i na więcej nie mogę sobie pozwolić.

      – Zrobię, co będę mógł. Zacznijmy więc od razu i postarajmy się streszczać. Powiedz mi wszystko, co powinienem wiedzieć o twojej przypadłości.

      – Jeśli nie masz nic przeciwko temu, pozwolę sobie na trochę osobistych wspomnień.

      – Doskonale.

      – Muszę się cofnąć do czasów studenckich. Studiowałem filozofię w Princeton i pisałem pracę doktorską na temat sprzeczności pomiędzy determinizmem Nietzschego a jego wezwaniem do samodoskonalenia. Nie mogłem jednak jej ukończyć. Rozpraszały mnie takie sprawy jak rozległa korespondencja Nietzschego, zwłaszcza listy do przyjaciół i kolegów po piórze w rodzaju Strindberga. Stopniowo straciłem zupełnie zainteresowanie jego filozofią i ceniłem go głównie jako artystę. Doszło do tego, że widziałem w Nietzschem poetę o najdonośniejszym głosie w historii, głosie, którego siła przerosła własne idee. Wkrótce nie pozostawało mi nic innego, jak zmienić wydział i robić doktorat z literatury, a nie z filozofii. Lata mijały, moje badania posuwały się do przodu pomyślnie, ale zwyczajnie nie byłem w stanie nic napisać. W końcu doszedłem do przekonania, że artystę może ukazać światu tylko inny artysta. Porzuciłem przewód doktorski i postanowiłem w zamian napisać powieść o Nietzschem. Lecz wszystkie te zmiany kierunku pracy nie pozwoliły przełamać ani oszukać niemocy twórczej. Pozostawała twarda i niewzruszona niczym granitowa skała. Nie posuwałem się ani o krok do przodu. I tak to się ciągnie do dzisiaj.

      Byłem oszołomiony. Paul miał osiemdziesiąt cztery lata. Pracę nad doktoratem musiał rozpocząć, mając dwadzieścia kilka lat, sześćdziesiąt lat temu. Słyszałem nieraz o wiecznych studentach, ale sześćdziesiąt lat? Jego życie stanęło w miejscu na ponad pół wieku? Nie, miałem nadzieję, że nie. To niemożliwe.

      – Paul, powiedz coś o swoim życiu od czasu studiów.

      – Niewiele tu jest do powiedzenia. Oczywiście w końcu władze uniwersytetu uznały, że moje studia za długo trwają. Odebrali mi status studenta. Ale książki stały się częścią mojego krwiobiegu i nigdy się już od nich nie oddalałem. Przyjąłem posadę bibliotekarza na uniwersytecie stanowym i siedziałem tam aż do emerytury, przez wszystkie te lata próbując pisać. Bez powodzenia. To wszystko. To całe moje życie. Kropka.

      – Powiedz coś więcej. A twoja rodzina? A ludzie, wśród których się obracałeś?

      Paul wydawał się zniecierpliwiony. Wyrecytował urywanymi zdaniami:

      – Żadnego rodzeństwa. Dwa razy się żeniłem. Dwa razy rozwiodłem. Szczęśliwie były to krótkie małżeństwa. Dzięki Bogu bez dzieci.

      „Zaczyna to wyglądać bardzo dziwnie” – pomyślałem. „Taki był przystępny na początku, a teraz jakby starał się maksymalnie ograniczyć ilość udzielanych mi informacji. Co się dzieje?”

      Naciskałem dalej:

      – Planowałeś napisanie powieści o Nietzschem, a w mailu wspomniałeś, że przeczytałeś moją powieść o nim. Czy mógłbyś to jakoś rozwinąć?

      – Nie rozumiem pytania.

      – Jakie uczucia wzbudziła w tobie moja książka?

      – Na początku akcja rozwija się trochę za wolno, ale potem nabiera tempa. Pomimo sztywnego języka i sztucznych, pretensjonalnych dialogów trzeba ogólnie powiedzieć, że to całkiem zajmująca lektura.

      – Nie, nie. Chodzi mi o twoją reakcję na fakt, że ukazuje się powieść o Nietzschem, podczas gdy ty sam usiłowałeś taką napisać. Musiało cię to jakoś poruszyć.

      Paul potrząsnął głową, jakby nie życzył sobie, by mu się narzucano z takimi pytaniami. Nie wiedząc, co mógłbym jeszcze zrobić, ciągnąłem dalej:

      – Powiedz, jak do mnie trafiłeś. Czy to moja powieść była powodem, dla którego wybrałeś właśnie mnie?

      – No, jakikolwiek był powód, jestem tu przecież.

      „Robi się coraz dziwniej” – pomyślałem. Ale jeśli miałem mu udzielić wartościowej porady, musiałem koniecznie dowiedzieć się o nim więcej. Uciekłem się do starego, niezawodnego chwytu, pytania, które zwykle owocuje bogatą informacją.

      – Muszę wiedzieć o tobie więcej, Paul. Jestem pewien, że bardzo by nam to pomogło w pracy, gdybyś zechciał opisać mi szczegółowo cały jeden dzień z twojego życia. Weź choćby jakiś dzień z tego tygodnia i zacznij od momentu, kiedy obudziłeś się rano.

      Prawie zawsze zadaję to pytanie podczas sesji, gdyż pozwala zdobyć bezcenną wiedzę o wielu aspektach życia pacjenta – o jego snach, sposobie odżywiania, trybie pracy, ale przede wszystkim o ludziach obecnych w jego życiu.

      Wyraźnie nie podzielając mojego badawczego entuzjazmu, Paul znowu tylko potrząsnął głową, jakby przekreślał moją prośbę.

      – Musimy omówić coś ważniejszego. Przez wiele lat prowadziłem korespondencję z moim dawnym promotorem, profesorem Claude’em Muellerem. Czytałeś jego pracę?

      – Owszem, dobrze znam jego biografię Nietzschego. To świetna rzecz.

      – Dobrze, bardzo dobrze. Ogromnie się cieszę, że tak uważasz. – Paul sięgnął do swojej teczki i wydobył opasły segregator. – No więc przyniosłem ze sobą tę korespondencję i chciałbym, żebyś ją przeczytał.

      – Kiedy? Teraz?

      – Tak, nie mamy nic ważniejszego do zrobienia podczas tej sesji.

      Zerknąłem na zegarek.

      – Ale przecież to ma być tylko jedna sesja, a przeczytanie tego zajmie godzinę lub dwie. O wiele ważniejsze jest, żebyśmy…

      – Doktorze Yalom, proszę mi wierzyć, ja wiem, czego mi potrzeba. Zacznij czytać. Proszę.

      Byłem zdezorientowany. „Co robić? On jest całkowicie zdeterminowany. Zwróciłem mu uwagę na ograniczenia czasowe i zdaje sobie sprawę, że stać go tylko na tę jedną sesję. Z drugiej strony może jednak Paul wie, co robi. Może uważa, że ta korespondencja zawiera wszystkie informacje, jakich potrzebuję. Tak, tak, gdy się nad tym dłużej zastanawiam, rośnie we mnie przekonanie, że o to właśnie chodzi”.

      – Paul, czy dobrze myślę, że twoim zdaniem ta korespondencja zawiera całą niezbędną wiedzę o tobie?

      – Jeśli potrzebujesz tego założenia, by zacząć czytać, to moja odpowiedź brzmi: tak.

      „Niesamowite. Rozmowa o sprawach intymnych to mój zawód, moje własne terytorium. Zawsze czułem się na tym gruncie pewnie, a jednak tym razem wszystko


Скачать книгу